Upadek mysiej utopii. Nieudany eksperyment czy proroctwo dla ludzkości?
Jeden z bardziej kontrowersyjnych eksperymentów naukowych na myszach zakończył się kanibalizmem, wojną zwierzęcych gangów i tym, że matki zabijały własne młode. Badacze chcieli sprawdzić, jakie konsekwencje może mieć przeludnienie.
W latach 70. XX w. James B. Calhoun, etolog i behawiorysta postanowił sprawdzić, co się stanie, gdy myszy dostaną wszystko, czego potrzebują do życia. Serię eksperymentów umożliwił amerykański Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego, w którym powstało Uniwersum 25, nazwyane też "Mysią utopią". Badanie zakończyła się wyginięciem zwierząt, a wszystko to wydarzyło się w zaledwie 1588 dni.
Naukowcy od dawna zadają sobie pytanie, jak dużo ludzi pomieści Ziemia. Na początku XIX w. było nas miliard. Teraz jest to prawie osiem razy więcej. Badacze zastanawiają się na przykład nad tym, co wydarzy się, gdy będzie nas za dużo i zacznie rzeczywiście brakować żywności. Wiemy na przykład, że dzięki nowoczesnym technologiom można wyżywić nawet 10 mld ludzi, a problemem nie jest produkcja żywności, a jej dystrybucja. W Europie wyrzucamy tony jedzenia, gdy w Afryce ludzie umierają z głodu. Czy osiągnęlibyśmy utopię, gdyby potrzeby wszystkich zostały zaspokojone? Przypomniany przez serwis IFLS eksperyment na myszach pokazuje, że może być wprost przeciwnie.
Początek raju
W lipcu 1968 r. James B. Calhoun w specjalnie skonstruowanej klatce umieścił cztery pary myszy. Miały stały dostęp do żywności i wody oraz idealną dla tych zwierząt temperaturę 20 st. Celsjusza. Mogły też rozmnażać się bez ograniczeń. Do eksperymentu wybrano zdrowe osobniki, tak aby do ich odizolowanego od świata środowiska nie trafiła żadna choroba. Co więcej, w tej "utopii" nie było żadnych drapieżników. Zwierzęta miały idealne warunki do życia.
Czas, który myszy normalnie poświęcałyby na szukanie pokarmu i schronienia, mogły wykorzystywać na kopulację. Od momentu umieszczenia ich w klatce do pojawienia się pierwszego potomstwa minęły 104 dni. Tyle czasu zwierzęta potrzebowały, żeby przyzwyczaić się do nowego otoczenia i do siebie nawzajem. Do tego czasu co 55 dni ich populacja podwajała się.
Okres gwałtownego przyrostu naturalnego w mysiej kolonii trwał od 105 do 314 dnia. I właśnie na tym etapie zaczęły pojawiać się problemy. Myszy zaczęły dzielić się na grupy. Problem polegał na tym, że te zwierzęta, które nie znalazły w grupach miejsca, nie miały gdzie odejść. "W normalnych warunkach do dorosłości dożywa więcej młodych myszy niż potrzeba, aby zastąpić umierające i starzejące się osobniki" - pisał Calhoun w 1972 r. "Nadwyżka, która nie może znaleźć swojej społecznej niszy, emigruje". Jednak w tym przypadku migracja była niemożliwa.
Pierwsza agresja
"Samce, które nie odnalazły swojej roli w grupie, wycofały się fizycznie i psychicznie. Stały się bardzo nieaktywne i przebywały w dużych grupach blisko centrum uniwersum. Nie rozpoczynały interakcji z innymi osobnikami, a ich zachowanie nie wywoływało ataku ze strony terytorialnych samców" - pisał Calhoun. Mimo to, miały blizny i rany, które były pozostałościami po atakach innych odrzuconych samców.
Co ciekawe te wycofane samce, gdy były atakowane w zasadzie się nie broniły, ale później same stosowały przemoc wobec innych osobników. Odrzucone samice także się izolowały. Niektóre całymi dniami się czyściły, odmawiały kopulacji i nigdy nie angażowały się w walki. Przez to miały idealną sierść. Naukowcy nazwali je "pięknotkami".
Problemy z zachowaniem miały nie tylko odrzucone osobniki. "Samce alfa" stały się bardzo agresywne, atakując inne myszy bez powodu. Oprócz tego dochodziło do gwałtów, zarówno na samicach, jak i samcach. Agresja czasem owocowała kanibalizmem.
Matczyny instynkt
Ponieważ wszystkie potrzeby myszy były zaspokojone, matki opuszczały młode lub o nich zapominały. Młode musiały dbać o siebie same. Co więcej, matki stawały się agresywne wobec innych myszy, które przechodziły obok ich gniazd. Wcześniej tę rolę pełniły samce, które zostały wygnane do innych części utopii. Agresja przelewała się, a matki zaczęły regularnie zabijać młode. W niektórych częściach klatki ich śmiertelność wyniosła nawet 90 proc.
To wszystko wydarzyło się na początkowych etapach eksperymentu. Następną fazę, trwającą najdłużej, bo aż 566 dni, Calhoun nazwał "drugą śmiercią". Okazało się, że młode, którym udało się przeżyć atak matek i potem dorosły w tak dziwnych dla myszy okolicznościach, nie nauczyły się naturalnych zachowań i prawie w ogóle nie okazywały zainteresowania rozmnażaniem się.
Choć w klatce zmieściłoby się 3840 myszy, to ich populacja w szczytowym momencie sięgnęła 2,2 tys. osobników. Do upadku kolonii doprowadził bardzo niski przyrost naturalny i wysoka śmiertelność spowodowana agresją. 1588 dnia eksperymentu umiarła ostatnia mysz. Żywność i woda były cały czas dostępne.
Koniec utopii
Calhoun jako przyczyny upadku upatrywał "zapaści zachowań". Jego zdaniem dla zwierząt tak prostych jak myszy, najbardziej skomplikowanymi zachowaniami jest m.in. opieka matki, ochrona terytorium i relacje w grupie. Kiedy te zachowania się nie rozwinęły, nie było także rozwoju organizacji społecznej ani reprodukcji. Przez to społeczność się zestarzała i wymarła. Swoją pracę naukowiec zatytułował "śmierć do kwadratu". Podsumowywał swoje obserwacje pisząc, że śmierć śmierci cielesnej prowadzi do śmierci organizacji społecznej i w konsekwencji do śmierci duchowej jednostek.
Calhoun uważał, że wyniki eksperymentu można odnoeść także do ludzi i przestrzegał przed dniem, kiedy wszystkie nasze potrzeby zostaną zaspokojone. W latach 70. wnioski, że przeludnienie doprowadza do "zgnilizny moralnej", stały się całkiem popularne, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jednak wówczas nie brano pod uwagę kwestii biedy i uprzedzeń wobec mieszkańców dzielnic powszechnie uważanych za gorsze.
Nie wszyscy zgodzili się z tymi wnioskami. Kilka lat temu, gdy dokonywano przeglądu prac Calhouna, jego krytycy podkreślali, że eksperymenty laboratoryjne polegają na badaniu organizmów umieszczonych w warunkach całkowicie odmiennych od naturalnych. Wpływa to funkcjonowanie mózgów, a co za tym idzie również na zachowanie, w tym na rytm dobowy, rozród czy reakcje na stres. W efekcie uzyskane wyniki nie muszą prowadzić do wniosków dotyczących organizmów w warunkach innych niż założone w badaniu.
Zdaniem historyka medycyny Edmunda Ramsdena, cytowanego przez IFLS, koniec raju myszy spowodowało "nie przeludnienie, a nadmierne interakcje społeczne". Jego zdaniem nie wszystkie myszy Calhouna stały się agresywne. Te, którym udało się kontrolować swoją przestrzeń, miały żyć w miarę normalnie.
Autor eksperymentu został także skrytykowany za to, że stworzył problem kontroli terytorium, a nie przeludnienia. Agresywne myszy zaczynały rządzić pewnymi obszarami, przez co izolowały inne osobniki. Podobnie, jak z produkcją żywności, problemem nie był zatem brak surowców, a to, jak są one kontrolowane.