Cała prawda o ekokosmetykach. Tak nabijają nas w butelkę
Wojciech Słomka
Nazywane są eko, bio, natural, a nawet wege. Producenci deklarują, że ich skład jest w pełni naturalny, a produkty nie są testowane na zwierzętach. Inni twierdzą, że ich produkty są w pełni biodegradowalne. W dzisiejszych czasach, kiedy musimy zwrócić się ku przyrodzie, tego rodzaju deklaracje wydają się przekonujące. Ale czy one na pewno są eko, bio lub natural? Przyjrzyjmy się ekokosmetykom i sprawdźmy, jak bardzo i czy na pewno są przyjazne środowisku.
Ekokosmetyki nie są niczym nowym. Historia tego rodzaju produktów jest zdecydowanie dłuższa, niż kosmetyków konwencjonalnych. Mleko, miód, żółtko jajka, warzywa i owoce przez stulecia stanowiły podstawę produktów przeznaczonych do pielęgnacji ciała.
Kosmetyki bez chemii to nic nowego
Maseczka na zniszczone włosy z żółtka? Przez wybrane panie praktykowana jest do dzisiaj. Produkty kosmetyczne oparte na "chemii" to zaś stosunkowo nowe zjawisko. Silny rozwój przemysłu chemicznego wzbogacił przemysł kosmetyczny w możliwości rozwoju.
Setki i tysiące produktów na świecie z dodatkiem: silikonu, pochodnymi ropy naftowej, parabenami, solami aluminium, formaliną i nitrozaminów pojawiło się na półkach sklepowych w latach 70. minionego wieku. Produkt z "chemią" zaczął być uznawany za luksus.
Nic dziwnego. Nowe kosmetyki pachniały, dobrze się pieniły, szybko nawilżały skórę, a nowe cienie do powiek długo się utrzymywały. Dzisiaj nikt nie jest w stanie stwierdzić, ile milionów ton "chemii" wchłonęła nasza skóra przez minione 50 lat. Nikt nie jest również w stanie stwierdzić, jak i jaka "chemia" kumulowała się w naszych organizmach przez dziesięciolecia.
Bo wchłonięty kosmetyk, jak każda inna substancja, musi zostać zmetabolizowany w wątrobie. A czy biologicznie uwarunkowani jesteśmy do trawienia tetrahydroksychlorku glinowocyrkonowego glicyny lub dihydroxyacetonu? Sprawa jest minimum wątpliwa.
Za to wątpliwości nie mają dermatolodzy. Coraz liczniejsza grupa nowotworów skóry to nie tylko skutek nadmiernej ekspozycji na słońce. To również właśnie wspomniana "chemia". Bo kiedy opalamy skórę z użyciem balsamu, w składzie którego znajdują się pochodne acetonu... To nigdy nie może skończyć się dobrze.
Lubimy otaczać się naturą. Ale natura przez to cierpi
Być może właśnie dlatego ekokosmetyki wracają do łask. Są też odpowiedzią rynku na zmieniające się potrzeby kupujących. Zwiększająca się ekoświadomość zmusiła producentów do wypuszczenia na rynek produktów oznaczonych znaczkiem "green", "organic" i wieloma podobnymi.
Ale co wspólnego z "natural" ma ekokosmetyk zapakowany w nierecyklingowalną folię i którego ślad węglowy jest nieznacznie niższy niż kosmetyków konwencjonalnych? O tym za chwilę. Skupmy teraz uwagę na wytycznych, które obowiązują na rynku ekokosmetyków.
Pierwszym i podstawowym jest dbałość o naturalny charakter produktów wykorzystywanych do produkcji ekokosmetyku. Idea jest godna pochwały. Zwróćmy jednak uwagę na następujący fakt. Wiele z tych kosmetyków reklamowanych jest jako produkty z dodatkiem wyciągu z danej rośliny. Na tym etapie ekokosmetyk nadal jest eko. Roślina może być uprawiana ekologicznie, bez pestycydów, chwasty na polu usuwane są ręcznie, woda do podlewania to deszczówka itp., itd.
Czy korzystając z ekstraktów roślin tropikalnych producenci zastanawiają się nad etyką zawodową panującą tam daleko w afrykańskim lub orientalnym kraju? Wątpliwa sprawa. A warto dodać, że tego rodzaju ekstrakty w dużej mierze pochodzą z krajów biednych, gdzie praca na plantacjach często przypomina pracę niewolniczą.
Mówiąc o ekoproduktach, należy również zwrócić uwagę na transport i związane z nimi emisje gazów cieplarnianych, wykorzystanie energii podczas produkcji produktów, opakowań i finalnie samego ekokosmetyku. Ilość dwutlenku węgla, którą wyprodukowano przemysłowo do tej pory, żeby przedstawić ekokosmetyki w tym tekście, jest przerażająca.
A to jeszcze nie koniec. Weźmy również pod uwagę inne produkty, takie jak np. mielone minerały. Trzeba przyznać rację, że są naturalne jak np. oczyszczająca maseczka do twarzy z glinką z Morza Martwego lub ekokrem na noc z krzemem. Do tego siarka, mika, skały magnezowe, złoża talku, bursztyn, ametyst i wiele innych. Fakt. Wszystkie pochodzą z natury, jak najbardziej. Ale cyjanek i azbest też. I wszystkie wymienione trzeba wydobyć, czyli przekształcić krajobraz. No cóż. To już nie wygląda na eko.
Opakowania, mikroplastik i recykling
Prawa rynku są nieubłagalne. Po pierwszych ekokosmetykach na rynku nie ma śladu. Konsumenci chcieli więcej, bo coraz więcej rozumieją. Przyszła pora na opakowania i recykling. Obecnie kupującym tego rodzaju produkty nie wystarczają już hasła reklamowe i ekoznaczek. Internet spieszy z pomocą i wyjaśni, czy informacje zawarte na opakowaniu produktu są prawdziwe.
Od zaledwie kilku lat możemy obserwować wzrastający trend pakowania kosmetyków w materiały pochodzące z recyklingu. Rzecz ponownie wydaje się eko, ale... wyprodukowanie opakowania z recyklingowanego papieru i nasączenie go barwnikami nie jest eko i nigdy nim nie będzie.
Dowiedziono i udowodniono, że kolorowe odpady opakowaniowe wymagają ogromnych ilości energii, aby mogły być przetworzone technologicznie. Finalnie trafiają na wysypisko śmieci. A co z opakowaniami szklanymi? Z nimi jest podobnie. Aby takie opakowanie po ekokosmetyku mogło być przerobione, musi wcześniej być umyte, a ewentualna plastikowa etykieta usunięta. A ilu konsumentów tak robi?
Pozostał jeszcze mikroplastik. Cyklicznie przez media przewija się problem zagrażającego nam mikroplastiku, który jest wszędzie. To fakt. Ekoprodukt z założenia powinien być ekologiczny w całości. Wielu producentów głośno walczy z mikroplastikiem. To dlaczego na rynku ekokosmetyki pakowane są w opakowania z tworzyw sztucznych? Dodajmy jeszcze mikroplastik i nanoplastik zawarty w lakierach do włosów, pastach do zębów oraz płynach do płukania jamy ustnej. I w taki oto sposób ekoprodukt przestaje być eko.
Czy ekokosmetyki to ekościema?
Na rodzimym rynku nie znajdziemy ani jednego kosmetyku, który mógłby nosić miano w stu procentach eko, bio, green lub w inny sposób określany jako sprzyjający naturze. Nie jest to jednak stracona szansa.
Zobacz również:
Podstawowy problem tkwi w odpowiedzialności producentów i ich etyce względem konsumentów. Wystarczy lekka zmiana na opakowaniu i informacja, co konkretnie jest eko w danym kosmetyku. Cały produkt być może nie będzie neutralny dla klimatu, ale jego składniki czy sposób produkcji - już tak.
Nie możemy też dać się zwariować. Zmieniający się świat wymusi na nas konieczność transformacji, ale nie przeprowadzajmy jej histerycznie na tym poziomie. Pamiętajmy, że mamy do dyspozycji... naturę. Podczas spaceru, wycieczki poza miastem albo pracując w ogrodzie, korzystajmy z tych roślin, które będą służyły naszej urodzie.
Bo czy naprawdę musimy mieć twarze bez zmarszczek, supernawilżoną skórę i nie interesuje nas los zwierząt, na których testowane są kosmetyki? Nie szalejmy, edukujmy się i dzielmy się informacjami. Wtedy będziemy bardziej eko, niż do tej pory.