Najbardziej niesamowity gryzoń świata. Z rogami jak nosorożec
Wiele zwierząt, których szczątki znajdowało w materiałach kopalnych, budziło zdumienie u naukowców. Ten jednak gryzoń z dawnej Ameryki Północnej był już chyba lekką przesadą. Miał bowiem na głowie rogi jak nosorożec. Nazwano go Ceratogaulus. Był jedynym znanym gryzoniem z rogami na głowie i zarazem najmniejszym w dziejach rogatym ssakiem.
Tu wszystko wydawało się nielogiczne i postawione na rogatej - nomen omen - głowie. Przecież Ceratogaulus był gryzoniem jak wiewiórki, szczury, myszy, susły czy bobry, a gryzonie nie mają rogów. Wyrostki na czaszce kojarzą nam się ze zwierzętami kopytnymi. Z antylopami, bawołami, jeleniami, może nosorożcami.
W wypadku tego gryzonia wyrostki przypominały najbardziej właśnie rogi nosorożca. W jego przypadku są one wytworem naskórka. To niezwykle istotne rozróżnienie, o którym warto pamiętać. Rogi to wytwory naskórka, najczęściej z keratyny. Tworzy je zatem skóra, tak samo jak wytwarza paznokcie czy włosy. A zatem tak poszukiwane w azjatyckiej medycynie rogi nosorożców składem nie różnią się od nich, więc ich właściwości można porównać do właściwości obgryzionych paznokci czy wyrwanych włosów. To taki sam afrodyzjak.
Takie rogi mają nosorożce, antylopy, bawoły, krowy, owce.
Inną sytuację mamy w wypadku jeleniowatych. W ich wypadku na głowie znajdują się mniejsze czy większe wytwory kostne, a nie rogowe. Powstają z kości czaszki i dla odróżnienia od rogów nazywamy je porożem (jelenie, sarny, daniele, łosie) albo ossikonami (u żyraf i okapi).
Pod tym względem Ceratogaulus był bliższy jeleniom i żyrafom. Jego wyrostki były kostne i znajdują się dobrze widoczne w materiale kopalnym jako wyrastające z czaszki przed oczodołami. Te przedziwne rogi stanowiły i do dzisiaj stanowią dla naukowców kompletne zaskoczenie. Gryzonie przecież niczego takiego nie mają, więcej, tak małe zwierzęta nie dysponują rogami ani porożem. O co tu chodzi?
Szczątki zwierzęcia wykopał w 1898 roku legendarny paleontolog Barnum Brown na terenie Pawnee Creek, na dawnych ziemiach indiańskich Paunisów w Kolorado. Barnum Brown to człowiek, który odnalazł pierwszy szkielet tyranozaura oraz wiele innych szczątków. Gryzoń z rogami nie przyniósł mu może takiej sławny jak słynny T-rex, niemniej stanowił niemniejszą zagadkę.
Taki rogaty piesek preriowy. Po co mu rogi?
Skoro mieliśmy Amerykę Północną, Kolorado i ziemie Indian prerii jakimi byli Paunisi, w naturalny sposób gryzoń skojarzył się z pieskami preriowymi (nieświszczukami). Skojarzenie było tylko częściowo trafne, gdyż zwierzęta takie jak Ceratogaulus zamieszkiwały rzeczywiście otwarte tereny dawnej Ameryki Północnej przed kilkoma czy kilkunastoma milionami lat i prowadziły podziemny tryb życia. Rogaty gryzoń Barnuma Browna był współczesny mamutom, mastodontom, tygrysom szablozębnym i wielkim naziemnym leniwcom, należał do dawnej fauny Ameryki. Tworzyły jednak zupełnie inną rodzinę gryzoni niż pieski preriowe. Ta rodzina Mylagaulidae wymarła, bez pozostawienia współczesnym następców. Tak, jakby stanowiła ślepy zaułek ewolucji.
Na początku XX wieku James Gidley zestawił to znalezisko z kilkoma podobnymi. Na przykład z innym gryzoniem Epigaulus, który też był wyposażony w takie rogi. Doszedł do wniosku, że to nie przypadek ani żadna ekstrawagancja, taka konstrukcja głowy musiała do czegoś służyć. Uznał, że skoro zwierzęta były podziemne, to może do kopania.
Wszak cześć podziemnym zwierząt jak krety kopie tunele za pomocą łap wyposażonych w pazury i podobnych do łopat. Inne, jak chociażby ślepce, używają do tego celu zębów. Może te gryzonie korzystały z rogów i wyrostków na czaszce?
Z tym nie zgadzał się William Matthew, który uważał, że coś podobnego przeszkadzałoby pod ziemią w szybkim przemieszczaniu, a zahaczone o korzenie zwierzę mogłoby zginąć marnie. Twierdził, że funkcja rogów jest taka jak u antylop czy muflonów - służyły do walk godowych. Zatem samce tych gryzoni trykałyby się, aby ustalić strefy wpływów. No tak, tylko po co miały je także samice?
Craig Packer w 1983 roku jako pierwszy wysnuł tezę, że owe wyrostki służyły do obrony przed drapieżnikami, a teorię te rozwinęła Samantha Hopkins w 2005 roku. Jej zdaniem, obrona taka mogła być nie tyle czynna typu szarża na napastnika, ile bierna. Po prostu sama obecność szpikulców zniechęcała drapieżniki albo utrudniała połknięcie gryzonia. Dzięki temu mogły one spędzać więcej czasu na powierzchni i nie czmychać na każdy alarm.
Czy jednak tak było i rzeczywiście wilki, kojoty, borsuki albo ptaki szponiaste atakujące z góry nie dałyby sobie rady z rogami - tego nie wiemy na pewno. Na razie nie znaleziono dowodów, które pozwoliłyby ustalić ich funkcję. Pozostają spekulacje.