Colossal oznajmia: pokonaliśmy przeszkodę w odtworzeniu wymarłego gatunku
Wśród wielu gatunków zwierząt wytypowanych przez Colossal Biosciences jako te, które mają zostać odtworzone i wrócić na świat, dront dodo zajmuje poczesne miejsce. Po pierwsze: wymarł stosunkowo niedawno i to za sprawą człowieka oraz jego polowań, a po drugie: miał być najprostszy do odtworzenia. Sprawa napotkała jednak problemy. Teraz Colossal Biosciences ogłasza: pokonaliśmy je.

W skrócie
- Colossal Biosciences ogłosiło przełom w procesie odtwarzania wymarłego dronta dodo.
- Przeprowadzono udaną hodowlę komórek rozrodczych gołębia, co stanowi krok do klonowania dodo.
- Odtworzenie dodo wymaga rozwiązania problemów środowiskowych, jakie powstały na Mauritiusie po jego wyginięciu.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Dront dodo wyglądał jak wielki indyk o mocnym, wygiętym dziobie, ale w gruncie rzeczy był gołębiem. Ogromnym i nielotnym gołębiem o wadze kilkunastu, a może nawet ponad 20 kg. To znaczy, że był znacznie cięższy niż indyk i osiągał masę dużych pelikanów albo łabędzi. Nic dziwnego, że przy tej masie i z uwagi na brak umiejętności lotu, która przez setki lat nie była mu potrzebna, dodo stanowił łatwy cel dla europejskich kolonizatorów docierających do jego ojczyzny - na wyspę Mauritius. W efekcie dronty były wyłapywane, zabijane i do drugiej połowy XVII wieku (niektórzy twierdzą, że do XVIII wieku) ptak ten wyginął.
Przez lata dodo stał się symbolem takiego wymierania czy też raczej wybicia gatunku przez człowieka. Przez lata też uważano go za ptaka niezdarnego, ociężałego, wręcz głupiego (stąd nazwa), który z tego powodu wymarł. Informowaliśmy już jednak w Zielonej Interii, że te doniesienia i opinie na temat dodo nie są prawdziwe i zostały podważane przez badania naukowe. Według badaczy dodo nie był ani głupi, ani powolny. Przeciwnie, był doskonale przystosowany do ekosystemu wyspy Mauritius, która zamieszkiwał od milionów lat. Dopiero nadejście Europejczyków i bardzo gwałtowne zmiany miały na niego niszczycielski wpływ.
To jednak nie ludzie wybili dronta dodo?
Badania wskazują na to, że wbrew powszechnemu mniemaniu to nie ludzie bezpośrednio wybili dodo. Nie wymarł on dlatego, że był bez trudu wyłapywany przez żeglarzy. Potrafił się przed nimi schować i im uciec, a złapanie go nie było takie proste, jak wynikałoby z przechwałek powracających do Europy ludzi morza. To, co zabiło dronta, to przywleczone przez kolonizatorów zwierzęta, takie jak szczury i świnie. One zaatakowały to, co uciec nie mogło, zatem gniazda ptaków. Pożerały jaja i pisklęta. Do tego doszły psy i koty, których presja zmieniła ekosystem archipelagu.

W każdym razie Colossal Biosciences wzięła tego gołębia na warsztat i chce jego powrotu do natury. Podpisano nawet w tej sprawie umowę z rządem Mauritiusu, o czym też informowaliśmy w Zielonej Interii. Colossal to firma, która zasłynęła z pomysłów odtwarzania wymarłych gatunków i to aż z mamutem włochatym, który jest jej najbardziej spektakularnych celów. To jednak zwierzę z epoki lodowcowej, a Colossal Biosciences chce odtworzyć także gatunki wybite w czasach nowożytnych, np. dronta dodo.
Ptak ten stał się wręcz transparentem reklamowym firmy z Teksasu i prace nad jego przywróceniem ruszyły. Znaleziono nawet surogatki, którymi mają być nikobarczyki - najbliżej spokrewnione z dodo żyjące dzisiaj gołębie. Przypomnijmy, że Colossal jest krytykowana nie tylko za same idee przywracania wymarłych zwierząt, ale i za metody, w tym sięganie po geny współczesnych zwierząt, które niekoniecznie mają wiele wspólnego z tymi wymarłymi. W wypadku dodo były to komórki nikobarczyków, ale i komórki kury domowej.
Produkcja fenotypu dodo napotkała przeciwności
Proces obejmował stworzenie komórek nowego zwierzęcia za pomocą pierwotnych komórek rozrodczych. U ptaków komórki te można przeszczepić do zarodków, aby gospodarz mógł później wytworzyć plemniki lub komórki jajowe dawcy. Następnie genetycy mają tak zmienić DNA, aby kolejne pokolenie miało cechy typowe dla dodo np. jego rozmiary, masę, dziób, czyli fenotyp wymarłego zwierzęcia, odpowiadający naszej wiedzy o nim i wymaganiom środowiska. To grząski temat, bo nie wiadomo do końca na ile precyzyjne może być odtworzenie takiego fenotypu.
Colossal zarzuca się wciąż, że tworzy atrapy zamiast prawdziwych zwierząt, a nikobarczyki stanowią pierwowzór dodo, ponieważ są najbliższymi znanymi żyjącymi krewnymi tamtego gołębia. To jednak wciąż inne zwierzę.

Amerykańska firma uważa, że ma wyhodowane ptaki zdolne do przyjęcia genów typowych dla dodo i przekazania ich kolejnemu pokoleniu piskląt. Pojawił się jednak spory problem związany z możliwością zewnętrznej modyfikacji i kontroli tych komórek. Raz, że rozwijają się one w zamkniętym jaju, więc dostęp do nich jest utrudniony, a dwa - trudno było utrzymać podział tych komórek. W "bioRxiv" czytamy jednak o tym, że Colossal udało się te problemy przezwyciężyć.
Raport donosi: "Pierwotne komórki rozrodcze (PGC) stanowią kluczowe narzędzie inżynierii genomu u ptaków. Chociaż systemy hodowli kurzych PGC są dobrze znane od prawie dwóch dekad, próby namnażania PGC pochodzących od innych gatunków ptaków okazały się wyjątkowo trudne, ograniczając szersze zastosowanie technik sztucznego rozrodu u ptaków. W wypadku Colossal to pierwsze udane wyprowadzenie i długoterminowa hodowla PGC gołębia skalnego. Udało się opracować odpowiednie genetyczne podłoże, które wspomaga utrzymanie i ekspansję PGC".
W efekcie naukowcom udało się utrzymać podział komórek rozrodczych gołębi przez wiele miesięcy, a następnie doprowadzić do ich migracji w ciałach surogatek. Udało się także za pomocą insuliny ograniczyć impulsy, które powodują zbyt szybkie dojrzewanie komórek. "Hamowanie receptora kwasu retinowego, przy jednoczesnym zachowaniu witaminy A, jest niezbędne do namnażania komórek" - piszą naukowcy.
Odkrycie ma sprawić, że żaden gatunek już nie wyginie
Odkrycia te stanowią platformę do manipulacji linią zarodkową u gołębi, a Colossal chwali się, że to nie tylko brama do odtworzenia dronta dodo, ale szerzej - w ogóle do ochrony przyrody i utrzymywania zagrożonych gatunków dzięki genetycy. Naukowcy z Teksasu uważają, że te techniki doprowadzą do tego, że nigdy już żadne zwierzę na Ziemi nie wyginie bezpowrotnie.
Jeżeli dront dodo (albo jego atrapa) znów się pojawi, Mauritius chce go wypuścić w swoich rezerwatach, ale nie będzie to miało sensu, o ile wyspa się nie zmieni. Nie znikną wprowadzone tu przez Europejczyków inwazyjne gatunki np. szczury, których w czasach świetności drontów nie było. Naukowcy zauważają także, że przez 400 lat zmieniło się dużo więcej, także środowisko i roślinność i że próbujemy przywrócić zwierzę, którego nie ma, do świata, którego nie ma. I nie będzie.












