Podczas jednych igrzysk ginęło 9 tys. zwierząt. Było jak w "Gladiatorze"
Podczas jednych tylko igrzysk na inaugurację amfiteatru Koloseum w 80 r. n.e. zginęło - wedle szacunków - 9 tys. zwierząt. Każde takie wydarzenie kosztowało życie od kilkuset do kilku tysięcy przedstawicieli wielu gatunków. W efekcie starożytne igrzyska rzymskie - takie jak w "Gladiatorze II" - doprowadziły do wymarcia wielu z nich.
W pierwszej części "Gladiatora" z 2000 r. i z Russellem Crowe widać jak na arenie ludzie walczą ze zwierzętami. To tygrysy, a nie lwy, do których przywykliśmy w rzymskich amfiteatrach. Lwy kojarzą się z prześladowaniami chrześcijan, wyrokami dla skazańców, z walkami z gladiatorami.
Unikalne tygrysy ucierpiały przez igrzyska
I rzeczywiście, lwy pojawiały się na arenie często, ale nie tylko one. Tygrysy były także częste, głównie "tygrysy znad Eufratu", jak o nich pisano.
W starożytności w Mezopotamii występował jeszcze tygrys kaspijski, drugi co do wielkości podgatunek tygrysa (po syberyjskim). Zamieszkiwał obszary od Kaukazu przez Mezopotamię i Persję aż po Azję Środkową. Zoologowie uważają, że zamieszkiwał nie tajgę (jak tygrys syberyjski) i nie lasy podzwrotnikowe (jak tygrys bengalski), i nie dżunglę (jak tygrysy z Indonezji), ale tugaj, czyli środkowoazjatyckie lasy łęgowe.
Gdy tugaj zniknął, wymarły i tygrysy kaspijskie. Ostatnie widziano jeszcze w latach 50. XX w. w Iranie i Kazachstanie. Ten drugi zresztą planuje odtworzyć swoją populację tygrysów. Przy czym mają to być tygrysy syberyjskie, bo kaspijskich już nie ma - informowaliśmy o tym w Zielonej Interii.
Gdy Henryk Sienkiewicz opisywał w "Quo vadis" krwawe igrzyska Nerona, pisał o "tygrysach znad Eufratu", czyli właśnie tygrysach kaspijskich. Ich liczba w czasach rzymskich prawdopodobnie znacząco spadła.
Tygrysy były wtedy łatwo dostępne dla łowców zwierząt, którzy dostarczali je do amfiteatrów z terenów dzisiejszej Turcji i Mezopotamii. I tam zniknęły najwcześniej. Dzisiaj tygrys kaspijski to podgatunek wymarły, podobnie jak ekosystemy, które zamieszkiwał.
Ogromne lamparty z Numidii wymarły
Nie koniec jednak na tym. Henryk Sienkiewicz w "Quo vadis" wspomina też o "panterach numidyjskich". Numidia to kraina w północnej Afryce, dzisiejszy obszar Maroka, Algierii. Ujarzmiona została jeszcze w czasach republiki przez Juliusza Cezara.
Słynny władca w 46 r. p.n.e. zgniótł króla numidyjskiego Jubę I za jego poparcie dla Pompejusza. Zatem sceny z goszczącego teraz na ekranach kin "Gladiatora II", w którym legiony rzymskie podbijają Numidę w 200 r. n.e. są absurdalne.
W każdym razie to z Numidii pochodzić miały lwy i pantery, jak niegdyś nazywano lamparty (dzisiaj nazwa "pantera" już im nie przysługuje). To bardzo ciekawa sprawa, bowiem lampart do dzisiaj jest kotem o kolosalnym zasięgu. Obejmuje on niemal całą Afrykę, a także południową Azję, od Półwyspu Arabskiego przez Indie i Cejlon po Jawę i Kraj nadamurski na Syberii. Niewyobrażalna rozpiętość, zmienność środowisk i warunków.
Niegdyś lamparty żyły także w Turcji i na Kaukazie (tzw. lampart anatolijski), jak również w północnej Afryce. Lampart numidyjski z Afryki właśnie jest szczególnie interesujący, bowiem sir Alfred Pease, badacz i pionier brytyjskiej kolonizacji kontynentu, twierdził że lamparty żyjące w północnej Afryce były gigantami.
Osobnik zabity w 1913 r. w Algierii miał mierzyć 2,69 m długości, a zatem osiągałby rozmiary lwów. Te koty miały mieć też nader często czarną wersję futra, która w Afryce jest rzadsza niż w Indiach czy na Malajach (tam czarnych lampartów jest najwięcej).
Na ile wiarygodne to informacje, trudno powiedzieć. Wiemy jednak, że lamparty zamieszkiwały północną Afrykę. Co więcej, do dzisiaj zachowała się ich reliktowa populacja w Maroku. Reszta została wyrżnięta.
Lwy na rzymskiej arenie ginęły tysiącami
Góry Atlas w Maroku były też miejscem zamieszkania lwa berberyjskiego, który wymarł w XX w. Wiemy, że ten lew przetrwał starożytne rzezie i dobiły go dopiero współczesne polowania z użyciem broni palnej, które zepchnęły zwierzę w najbardziej niedostępne tereny gór Atlas.
Ten kot wymarł i nie możemy ustalić, czy prawdą jest, że lew berberyjski był największym ze współczesnych lwów, znacznie większym od tych z wschodniej i południowej Afryki. Na te wielkie lwy polowali faraonowie egipscy, chwytali je także Rzymianie do walk na arenie.
Rzezie rzymskie wpłynęły też na liczebność lwa azjatyckiego, z którym lew berberyjski niekiedy jest łączony. Ten kot zamieszkiwał tereny Bliskiego Wschodu, Mezopotamii, Persji, w której był niezwykle liczny i zniknął bez śladu, aż po Indie. Dzisiaj zachował się na wolności jedynie w indyjskim parku Kathijawar.
Olbrzymie słonie atrakcją igrzysk
Góry Atlas w północnej Afryce były swego czasu także schronieniem niezwykle tajemniczego słonia, zwanego słoniem północnoafrykańskim albo słoniem atlaskim czy słoniem kartagińskim (Loxodonta africana pharaohensis).
To zapewne z tymi słoniami próbowały podbić Rzym kartagińskie armie Hannibala i jego brata Hazdrubala. Trzeba jednak zaznaczyć, że Hannibal dysponował ukochanym słoniem imieniem Surus, czyli Syryjczyk, mógł być on więc słoniem syryjskim. Ten podgatunek słonia indyjskiego z Bliskiego Wschodu wyginął jeszcze przed rozpoczęciem krwawych igrzysk w rzymskich amfiteatrach.
I te zwierzęta często wykorzystywano w starożytności w bitwach jako słonie bojowe, odpowiednik dzisiejszych czołgów. Nie tylko jednak, bo wiemy że słonie także były wypuszczane na areny do walk z gladiatorami albo by je zabijać dla uciechy tłumów. Podjudzane, wściekłe, szkolone były do ataków i nienawiści.
Słoń ten jest tajemniczy, bowiem nie wiemy i nie jesteśmy w stanie zapewne się już dowiedzieć, czy też był on po prostu północnoafrykańską wersją słonia leśnego, czy już odrębnym i czwartym gatunkiem słonia w czasach współczesnych (po słoniu afrykańskim, słoniu leśnym i słoniu indyjskim). Nie wiemy jak był duży i jak żył. Fenickie freski pokazują zwierzęta dość małe, ok. 2,5 metra wzrostu. Może być to jednak mylące.
Słoń kartagiński wymarł ok. 300 r. n.e., a walki na rzymskich arenach i w bitwach starożytności walnie się do tego przyczyniły. Przypadek ten pokazuje, jak bardzo nie doceniamy wpływu rzezi na starożytnych arenach na wymieranie gatunków. Tylko za czasów Oktawiana Augusta, pierwszego z rzymskich cesarzy władającego na przełomie er, wyrżnięto w czasie igrzysk 3,5 tys. słoni północnoafrykańskich.
Tysiące wybitych zwierząt. Więcej niż gladiatorów
Ile zwierząt zginęło łącznie? Szacunki są porażające. Jedne igrzyska kończyły się śmiercią nawet kilku tysięcy zwierząt różnych gatunków - lwów, tygrysów, lampartów, hien, wilków, szakali, gepardów, niedźwiedzi.
Według Rolanda Augueta, autora książki "Okrucieństwo i cywilizacja. Igrzyska rzymskie", na arenach antycznego Rzymu spędzano także: słonie, hipopotamy, krokodyle, a nawet tak zaskakujące zwierzęta jak jelenie, gazele i antylopy, żyrafy, strusie, ptaki (np. sępy i orły), wielbłądy, małpy czy wreszcie nieduże ssaki, jak norki, tchórze, kuny, a nawet rosomaki sprowadzane z północy Europy.
Lukas Thommen w "Historii środowiskowej starożytnej Grecji i Rzymu" wspomina o tym, że specjalne wyprawy ruszały do odległych fragmentów imperium rzymskiego, by chwytać masowo niebezpieczne i egzotyczne gatunki w celu pokazania ich i ostatecznej publicznej rzezi.
Były to takie zwierzęta jak: niedźwiedź północnoafrykański (podgatunek niedźwiedzia brunatnego z gór Atlas, wymarły w starożytności), pawiany, antylopy, lew berberyjski i lampart, dzikie i domowe bawoły, gepardy, tygrysy kaspijskie, żubry europejskie, tury, jelenie, żyrafy, hipopotamy, krokodyle nilowe, strusie, nosorożce czarne i białe, osły dzikie, zebry i gady jak warany i pytony.
To znaczy, że dawne igrzyska spełniały zarazem formę zoo i rzezi zwierząt. Zaspokajały ciekawość i żądzę mordu.
Nie miały szans na przeżycie. Nawet jeżeli poradziły sobie w walkach z gladiatorami na samej arenie, raczej nie spędzano ich z powrotem do klatek. Były mordowane przez łuczników. Przyjrzyjmy się temu cytatowi z "Quo vadis":
"Lecz zwierzęta łatwiej było wpuścić niż je wypędzić. Cezar znalazł jednak sposób oczyszczenia z nich areny, połączony z nową dla ludu rozrywką. We wszystkich przedziałach wśród ław pojawiły się zastępy czarnych, strojnych w pióra i zausznice Numidów, z łukami w ręku. Lud odgadł, co nastąpi, i przywitał ich okrzykiem zadowolenia, oni zaś zbliżyli się do obrębu i przyłożywszy strzały do cięciw, poczęli szyć z łuków w gromady zwierząt. Było to istotnie nowe widowisko. Smukłe czarne ciała przechylały się w tył, prężąc giętkie łuki i wysyłając grot za grotem. Warkot cięciw i świst pierzastych bełtów mieszał się z wyciem zwierząt i okrzykami podziwu widzów. Wilki, niedźwiedzie, pantery i ludzie, którzy jeszcze zostali żywi, padali pokotem obok siebie. Tu i ówdzie lew, poczuwszy grot w boku, zwracał nagłym ruchem zmarszczoną z wściekłości paszczę, by chwycić i zdruzgotać drzewce. Inne jęczały z bólu. Drobiazg zwierzęcy wpadłszy w popłoch przebiegał na oślep arenę lub bił głowami w kraty, a tymczasem groty warczały i warczały ciągle, dopóki wszystko, co żywe, nie legło w ostatnich drganiach konania".
Venationes - tak nazywały się te przerażające pokazy w formie polowania na zwierzęta, w ramach których tylko wypuszczano je na arenę, aby tłum mógł zobaczyć jak się je następnie zabija. Skala zjawiska była ogromna. Wiemy, że tylko podczas otwarcia Koloseum w 80 r. n.e. za panowanie cesarza Tytusa wybito na nowej arenie 9 tys. zwierząt. Każde inne igrzyska to kolejne tysiące ofiar.
Zwierząt ginęło w Rzymie o wiele więcej niż ludzi, skazańców czy gladiatorów. Niektóre zginęły bezpowrotnie.