Marchewka to owoc, a ślimak to ryba. Słynne absurdy Unii Europejskiej

Zdziwionych lub zażenowanych istnieniem nowej systematyki w świecie roślin i zwierząt, którą widzimy później jako nowe unijne regulacje, trzeba poinformować, że taka sytuacja znana jest od XVIII wieku. Nic w tym nie byłoby dziwnego, gdyby można było to usprawiedliwić brakiem wiedzy w minionych stuleciach. Jednak od przeszło 230 lat z pełną świadomością systematyka flory i fauny bywa kreowana przez ekonomię i zgodnie z przyjmowanym prawem. A wszystko zaczęło się w Watykanie.

Ślimak to ryba, a marchew to owoc? Tak wynika z niektórych absurdalnych przepisów Unii Europejskiej. Ale nie tylko ona ma sporo w tym względzie za uszami
Ślimak to ryba, a marchew to owoc? Tak wynika z niektórych absurdalnych przepisów Unii Europejskiej. Ale nie tylko ona ma sporo w tym względzie za uszami123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Kapibary i pszczoły to ryby

Za początek świadomego przyjęcia braku spójności w świecie biologii i przestrzeni prawnej należy uznać okres  pierwszej połowy lat osiemdziesiątych XVIII wieku. Ówczesny papież, Pius VI, na prośbę katolickich duchownych z Wenezueli, podpisał dekret o zakwalifikowaniu stworzenia "ze swoimi błoniastymi stopami i smakiem podobnym do ryby" do ryb.

W ten oto sposób od 1784 r. gryzoń (kapibara wielka) w oficjalnych dokumentach administracyjnych był traktowany w taki sam sposób jak piranie, płotki i szczupaki. Organizm, o którym mowa, jest zwierzęciem wodno-lądowym, roślinożernym ssakiem zamieszkującym tereny Ameryki Południowej. Samce tego gatunki mogą ważyć nawet do 65 kilogramów. Po raz pierwszy w historii kapibarę wielką opisał Karola Linneusza w 1766 roku i została ona zaliczona do parzystokopytnych z rodziny świniowatych (obecnie zaliczamy ją do kawiowatych tak jak kawię domową dawniej nazywaną świnką domową).

Nauki Linneusza, w szczególności jego systematyka flory i fauny, w wielu kręgach naukowych wywoływała niezgodę na proponowaną, nową klasyfikację. Podobnie było z Watykanem, który w przeważającej części nie zgadzał się z szwedzkim uczonym, a jednocześnie był zainteresowany jego publikacjami.

W tamtym okresie urzędnicy Stolicy Piotrowej mierzyli się z licznymi problemami prowadzonych misjach w różnych zakątkach świata. W Wenezueli coraz mocniej narastał problem głodu na terenach objętych protektoratem kościoła katolickiego. Dodatkowo kapibary wyrządzały znaczne szkody w uprawach rolniczych. Należy również dodać, że zgodnie z przyjętą doktryną Kościoła, w okresach postu zakazane było jedzenie mięsa z wyłączeniem ryb.

Jak wyjaśnia Dolly Jørgensen, profesorka historii środowiska na norweskim Uniwersytecie w Stavanger, w ówczesnych czasach "zwierzęta, które spędzały swój czas w wodzie, kwalifikowały się jako wodne i mogły być jedzone podczas Wielkiego Postu". Przyjęcie stanowiska, że kapibara to ryba w kolejnych latach skutkowało zmniejszeniem populacji tych zwierząt, notowaniem mniejszych strat w rolnictwie i ogólnym zadowoleniem społecznym. Ludzie byli najedzeni i swobodnie mogli prowadzić handel kapibarorybami. Taki sam los spotkał bobry, które stały się również rybami.

Kiedyś kapibary były traktowane przez Watykan tak samo jak ryby
Kiedyś kapibary były traktowane przez Watykan tak samo jak ryby123RF/PICSEL

Stany Zjednoczone tak absurdalne jak Unia Europejska

Klasyfikowanie zwierząt jako ryby nie jest odległą historią. Na początku tego roku, Sąd Apelacyjny Stanu Kalifornia przychylił się do postulatu różnych grup rolniczych i... umieścił pszczoły na tej samej liście, na której znajdują się ryby. Wydaje się to absurdem lub żartem, jednak w obowiązującym kalifornijskim prawie jest to dopuszczalne.

Według tamtejszego ustawodawstwa pojęcie "ryby" stanowi grupę organizmów, do których zaliczane są "dzikie ryby, mięczaki, skorupiaki, bezkręgowce i ich części, ikra lub jaja". Ponadto w kalifornijskim Akcie o Gatunkach Zagrożonych znajduje się zapis o zakazie importu, eksportu, posiadania, nabywania, sprzedaży i zabijania ok. 250 gatunków roślin i zwierząt, między innymi ssaków, płazów i ryb.

W dokumencie tym nie wspomniano jednak o owadach. W tym momencie do głosu doszły środowiska rolnicze, które w wyniku niedopatrzenia urzędniczego wynikającego z braku wpisania pszczół i trzmieli do wyżej wymienionego aktu, traciły możliwość dofinansowania do prowadzonej działalności z wykorzystaniem owadów zapylających.

Skorzystano z prostego ciągu logicznego, a dokładnie z zapisu administracyjnego definiującego "ryby" i słowa "bezkręgowce". Co ciekawe, brak szczegółowości pojęciowej słowa "ryby" w słowniku administracji, ułatwił prace legislacyjne w przyjęciu nowej systematyki. Nie zmieniono całej ustawy. Dopisano jedynie, że zapylacze to bezkręgowce, a skoro bezkręgowce zaliczono do ryb, to zgodnie z literą prawa pszczoły stały się rybami. Cały proces legislacyjny przeszedł szybko i sprawnie.

W stanie Kalifornia niedawno zakwalifikowano pszczoły do tej samej kategorii co ryby
W stanie Kalifornia niedawno zakwalifikowano pszczoły do tej samej kategorii co ryby123RF/PICSEL

Prawne fikołki Unii Europejskiej

Tego rodzaju praktyki niekompatybilności przyjętych definicji biologicznych i obowiązującego prawa występują również na naszym rodzimym podwórku. Obowiązujące rozporządzenia i dyrektywy przyjęte przez Parlament Unii Europejskiej w Polsce są tak samo ważne, jak w innych krajach partnerskich.

Nie powinno już nas dziwić klasyfikowanie marchewki w grupie owoców, a ślimaków jako ryb. Marchewkowa rewolucja, określana urzędniczym absurdem z Brukseli, swój początek miała w 1979 roku i dotyczyła nowelizacji ustawy o zestandaryzowaniu etykietowania dżemów i marmolad w taki sposób, by bez względu na kraj pochodzenia mogły być one sprzedawane we wszystkich krajach Wspólnoty.

Warto wspomnieć, że za dżem i marmoladę uznawano produkt wysokocukrowy tworzony z owoców zgodnie z przyjętą, ogólną, zwyczajową definicją. Przez kolejnych dziewięć lat toczyła się żywa dyskusja na temat pojęcia "owoc" i była ona zainicjowana przez portugalskich rolników.

Opracowując nowelizację, zapomniano, że w tym kraju, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, od dawna na stołach gościł dżem produkowany z marchwi. Brak uznania tego warzywa jako owocu zamykał wielu producentom drogę obrotu produktem wysoko słodzonym i wytwarzanym z popularnej karotki. Przepisy znowelizowano w 1988 roku i dopuszczono do wspólnotowego rynku dżem i marmoladę marchewkową. Co ciekawe, w kolejnych 25 latach pomidory i słodkie ziemniaki stały się również owocami, a końca dżemowej rewolucji nie widać na horyzoncie. Obecnie trwają prace nad nowymi nowelizacjami dotyczącymi stosowania kolejnych substancji uznawanych za słodzące.

Unijni politycy byli zmuszeni do uznania marchwi za owoc. Wszystko przez przepisy dotyczące dżemów i marmolad
Unijni politycy byli zmuszeni do uznania marchwi za owoc. Wszystko przez przepisy dotyczące dżemów i marmolad123rf123RF/PICSEL

Podobnie było z ślimakami. Po protestach francuskich rolników w 2010 roku te mięczaki zaklasyfikowano do ryb i, podobnie jak w przypadku kalifornijskich pszczoło-ryb, skorzystano z niedoskonałości pojęciowej dotyczącej bezkręgowców klasyfikowanych do ichtiofauny. Dzięki takiemu zabiegowi legislacyjnemu produkcja ślimaków zaczęła być dotowana na terenie Unii Europejskiej.

Mniej znanym przykładem jest również brak jasnej deklaracji w nazewnictwie gatunkowym brukwi i rzepy. Przede wszystkim ustalono, że są to dwa odrębne gatunki roślin, ale jeśli brukiew wchodzi w skład pieroga kornwalijskiego, to może być uznawana za rzepę. Taki zapis wszedł w życie w 2010 r. i przez długie lata pozwalał na otrzymywanie dotacji na wytwarzanie i ochronę wymienionego dania jako produktu regionalnego.

Niedoskonałość prawa stanowi zagrożenie i może być wykorzystywana do osiągania celów finansowych lub interesów własnych. Nie powinna jednak stać w opozycji do nauki i kreować nowe pojęcia, niezgodne z przyjętymi biologicznymi definicjami. Przyjmowanie oraz usprawiedliwianie pojęcia mającego źródło w literze prawa i propagowania, np. ślimaków jako ryby, generuje liczne problemy natury edukacyjnej i społecznej. W zdecydowany sposób stoi w sprzeczności, że prawo ma być zrozumiałe i dostępne dla zwykłego obywatela.

Ponadto tego rodzaju nieścisłości bywają mocno intonowane w przestrzeni medialnej, która dociera do dzieci oraz młodzieży będącej w obowiązku szkolnym. Wprowadzanie chaosu i zamętu w edukacji przybiera miarę procesu, który nie będzie dotyczył tylko pszczół i ryb, ale obejmie również inne zagadnienia obecne w trakcie uczenia się. Nie będzie to tylko biologia. Chaos pojawi się w treściach historycznych, moralnych oraz etycznych, co będzie stanowiło niemały problem społeczny.

Ogromna dynia wyhodowana na Podkarpaciu. Waży prawie tonęPolsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas