Bałtyckie wraki. Tykająca bomba ekologiczna
Wraki niemieckich statków z czasów II wojny światowej rdzewiejące na dnie Morza Bałtyckiego to bomba ekologiczna z zapalnikiem czasowym - alarmuje europoseł PiS Kosma Złotowski. Polityk postuluje podjęcie zdecydowanych działań, których celem będzie zażegnanie niebezpieczeństwa.
Chodzi między innymi o rdzewiejący w Zatoce Gdańskiej "Franken", czyli niemiecki tankowiec z okresu drugiej wojny światowej, który jest pełen paliwa. - W sumie na dnie Bałtyku rdzewieje 8-10 tys. wraków. Co najmniej sto z nich stanowi realne zagrożenie" - mówi Złotowski.
- Wiemy, że w Zatoce Gdańskiej jest nawet zatopiony tankowiec, który był pełen paliwa. Z kolei z innego takiego statku w okolicach Pucka paliwo powoli się wydobywa, ponieważ zbiornik przerdzewiał. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wolno nam też zapominać o broni chemicznej, którą Sowieci zatopili w różnych miejscach Morza Bałtyckiego zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej. Niestety upływ czasu powoduje, że jesteśmy coraz bliżej wydarzeń katastrofalnych, dlatego należy przedsięwziąć jakieś kroki - twierdzi europoseł.
Problem całej UE?
Jego zdaniem problemem powinna się tym zająć Unia Europejska, ponieważ większość państw nad tym morzem, to członkowie wspólnoty. Zdaniem Złotowskiego UE powinna rozmawiać też na ten temat z Rosją. - Przede wszystkim trzeba na to przeznaczyć pieniądze. Każdy z tych krajów, które są zagrożone, ma jakiś niewielki budżet na ewentualną likwidację szkód, ale trzeba to zacząć robić systemowo - postuluje polityk.
W grudniu ubiegłego roku Komisja Petycji Parlamentu Europejskiego zajmowała się tą kwestią, ponieważ trafiło do niej kilka wniosków z różnych krajów UE. Komisja postanowiła, że przedstawi parlamentowi rezolucję.
- Szczególnie zależy nam na zwróceniu na ten problem uwagi rządu RFN. Nie tylko dlatego, że jest to największa gospodarka UE, ale przede wszystkim dlatego, że statki, które pływały pod niemiecką banderą są teraz głównym zagrożeniem - tłumaczy Złotowski.
Pod koniec stycznia tego roku, niemieckie MSZ na pytanie, czy podejmie się oczyszczania polskiego morza z zagrażających bezpieczeństwu niemieckich wraków wojennych odpowiedziało PAP, że "usuwanie niebezpiecznych substancji, takich jak ciężki olej z wraków, nie zostało jeszcze dobrze wypróbowane i przetestowane". Próby ratunkowe "niosą ze sobą ryzyko samorzutnego wydostania się niebezpiecznych substancji".
Lokalna katastrofa ekologiczna
Niemiecki tankowiec "Franken" miał 179 m długości. W efekcie ataku radzieckich samolotów szturmowych w kwietniu 1945 r. doszło do pożaru i pęknięcia kadłuba, który się rozpadł. W momencie zatonięcia "Frankena", na statku było ponad 2,7 tys. ton paliwa. Prawie połowa objętości zbiorników jest nadal zamknięta, co oznacza, że w każdym z nich może zalegać paliwo. Szczelne zbiorniki mają pojemność od 573 ton do 1 221 ton. Rozszczelnienie choćby jednego może potencjalnie spowodować skażenie wody i plaż w rejonie Zatoki Gdańskiej.
Z innego niemieckiego wraku "Stuttgart" zlokalizowanego w Zatoce Puckiej stopniowy wyciek paliwa rozpoczął się już w 1999 r. Skażony obszar jest przedmiotem badań prowadzonych przez instytucje naukowe, takie jak Uniwersytet Medyczny w Gdańsku oraz Instytut Morski w Gdańsku. Z badań z 2015 r. wynika, że obszar skażenia wyciekiem ze "Stuttgarta" przez 16 lat od odnotowania wycieku powiększył się pięciokrotnie i wynosi aż 415 tys. metrów kwadratowych, a stan środowiska morskiego w bezpośrednim sąsiedztwie wraku można określić, jako lokalną katastrofę ekologiczną. Badania przeprowadzone w obszarze skażenia wykazały postępującą degradację środowiska i stale rosnącą strefę skażenia - informuje Fundacja Mare.