Chmury znikają, niebo robi się niebieskie. I to są bardzo złe wieści
Magazyn „Science” opublikował analizę wskazującą, że globalna pokrywa chmur zauważalnie się zmniejszyła na przestrzeni ostatnich dekad. Badacze od dawna podejrzewali, że chmury mają istotny wpływ na bilans energetyczny Ziemi, ale dopiero teraz uzyskali spójne dane, które mogą wyjaśnić część obserwowanego „nadmiaru ciepła” zatrzymywanego w atmosferze. Im mniej chmur - tym szybciej ociepla się nasza planeta.

W skrócie
- Analizy naukowców potwierdzają wyraźny spadek globalnej pokrywy chmur w ostatnich dekadach.
- Zmniejszające się zachmurzenie przyczynia się do przyspieszonego ocieplania się Ziemi poprzez wzrost ilości pochłanianego promieniowania słonecznego.
- Eksperci podkreślają, że to zjawisko może mieć trwały wpływ na zmiany klimatyczne, choć potrzebne są dalsze obserwacje.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Spis treści:
Przez ponad 20 lat instrumenty NASA rejestrowały coraz większą różnicę pomiędzy ilością energii słonecznej docierającej do Ziemi a tą, która wraca do przestrzeni kosmicznej. Część tego efektu da się wytłumaczyć wzrostem stężenia gazów cieplarnianych, które skuteczniej "zatrzymują" ciepło. Jednak do pełnego wyjaśnienia brakowało dodatkowego czynnika. Według George'a Tselioudisa, klimatologa z NASA Goddard Institute for Space Studies, nie wystarcza tu samo topnienie lodu czy spadek zanieczyszczeń przemysłowych. W artykule opublikowanym w "Science" przedstawiono nowy pomysł: "znikające chmury", a dokładniej zmniejszenie się poziomu zachmurzenia w newralgicznych strefach pasatowych i w obszarach średnich szerokości geograficznych.
Wcześniejsze prace badały już rolę chmur w bilansie radiacyjnym, lecz nie dawały wszystkich odpowiedzi. Badacze mieli trudność z korektą rozbieżnych danych z wielu różnych satelitów o odmiennych parametrach. Dodatkowo wieloletnie obserwacje wymagały precyzyjnego "zszywania" pomiarów. Ale satelita Terra, który wystartował w 1999 roku, zaobserwował ten sam trend bez konieczności mozolnego łączenia danych z różnych źródeł.
Niebieskie niebo staje się problemem dla klimatu
Dane z Terry potwierdzają, że ziemska pokrywa chmur kurczy się w tempie ok. 1,5 proc. na dekadę w dwóch głównych pasmach zachmurzenia Ziemi. Pierwsze z nich to tzw. strefa konwergencji pasatów w okolicach równika, gdzie zderzające się masy powietrza wymuszają silne wznoszenie i kondensację chmur. Drugie stanowią strefy niżowe średnich szerokości geograficznych, w których zachmurzenie tworzą niże przemieszczające się w pasie umiarkowanym.

Według Tselioudisa, najnowsze obserwacje pokazują, że chmury w obu tych obszarach nie tylko zanikają, lecz także "zwężają się", czyli rosnące temperatury i zmiany cyrkulacji w atmosferze prowadzą do zacieśnienia się pasm, w których dochodzi do formowania się chmur. Skutkuje to znacznym spadkiem średniej albedo, czyli zdolności Ziemi do odbijania światła słonecznego. Chmury, zwłaszcza te jasne i rozległe, pełnią bowiem istotną funkcję odbijania promieniowania słonecznego z powrotem w kosmos.
Badanie zespołu Tselioudisa i współpracowników sugeruje, że niemal 80 proc. obserwowanej zmiany wynika z rzeczywistego zaniku chmur, a tylko w 20 proc. - z ewentualnego spadku ich "jasności" (czyli np. zmniejszenia zawartości aerozoli w atmosferze). Wcześniejsze badania sugerowały, że za zwiększoną ilością energii docierającej do powierzchni Ziemi paradoksalnie może stać coraz lepsza jakość powietrza, bo cząsteczki smogu również mogą pomagać odbijać promieniowanie słoneczne z powrotem w kosmos. Zdaniem autorów, nowe wyniki to jednak wyraźny sygnał, że kluczowy jest tu mechanizm zmiany cyrkulacji powietrza, a nie proste zmniejszenie zanieczyszczeń przemysłowych.
Jeszcze do niedawna wielu naukowców sądziło, iż pokrywa chmur będzie raczej rosła w cieplejszym klimacie, zwiększając odbijanie światła słonecznego i hamując wzrost temperatur. Tymczasem obserwacje satelitarne z minionych 20-30 lat wskazują na odwrotne zjawisko.
Budżet energetyczny Ziemi rośnie
Wzrost udziału promieniowania słonecznego absorbowanego przez oceany i powierzchnię lądów przekłada się na rosnący "budżet energetyczny" Ziemi. Tzw. dodatni bilans energetyczny oznacza, że do systemu klimatycznego dociera więcej energii, niż jest w stanie się z niego wydostać. W połączeniu z antropogenicznym wzrostem stężenia dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych powstaje efekt synergii, który może wywoływać szybsze ogrzewanie się powierzchni Ziemi.

Z artykułu opublikowanego w czasopiśmie "Climate Dynamics" wynika, że sam spadek zachmurzenia w szerokościach między 50°S a 50°N ma przekładać się na trendy spadkowe w globalnej pokrywie chmur mieszczące się w zakresie od ok. 0,17 proc. do 0,72 proc. na dekadę. W niskich szerokościach geograficznych wyraźnie dominuje tendencja do zaniku zachmurzenia, co prowadzi do "ocieplającego" efektu. W wysokich szerokościach geograficznych sytuacja bywa inna: tam notuje się raczej wzrost zachmurzenia, który działa ochładzająco, ale nie równoważy ocieplających efektów w strefach bliżej równika.
Czy to trwały trend czy chwilowe odchylenie?
Kwestia, czy zaobserwowane zmiany w cyrkulacji atmosferycznej i zmniejszonym zachmurzeniu staną się zjawiskiem trwałym, pozostaje otwarta. Michael Byrne, klimatolog z University of St. Andrews, cytowany w magazynie "Science", przyznaje, że nie można jeszcze udzielić jednoznacznej odpowiedzi, czy jest to przejściowe odchylenie, czy też efekt sprzężenia zwrotnego, który przyspieszy globalne ocieplenie. Zjawisko kurczenia się chmur w regionach tropikalnych i subtropikalnych może również przekładać się na wahania siły pasatów, które kształtują system monsunowy oraz wpływają na uprawy rolnicze w strefach Afryki, Azji czy Ameryki Południowej.
Niepewność potęguje fakt, że różne pomiary dają obecnie różne wyniki tempa spadku liczby chmur. A to oznacza, że naukowcy wciąż potrzebują dodatkowych obserwacji, aby ustalić precyzyjny wskaźnik tempa zachodzących zmian i dokładnie zmierzyć ich wpływ na promieniowanie słoneczne. Bez tego trudno będzie ocenić trwałość tego trendu, a co za tym idzie jego wpływ na zmiany klimatyczne w przyszłości.
Pewne jest jednak, że jeśli trend utrzyma się na obecnym poziomie, narastające ogrzewanie może przyspieszyć. Zmniejszona pokrywa chmur oznacza mniejsze odbicie promieniowania słonecznego - a to prowadzi do zwiększania temperatury powierzchni Ziemi i oceanów, w konsekwencji do dalszych zmian cyrkulacyjnych. Bjorn Stevens z Max Planck Institute for Meteorology przyznaje wprost: "Jeśli ten trend się utrzyma, mamy problem".