Wróble znalazły zaskakujący sposób, aby przetrwać. Robią to, co ludzie
Niegdyś pospolite i powszechnie spotykane, dzisiaj są już coraz rzadsze. Życie w aglomeracjach stało się dla nich trudne. Spowodowane jest to presją , jaką człowiek wywiera na wróble domowe i to, jak zmienił ich sytuację w miastach, gdzie dotąd żyły. Nowe badania wskazują jednak na to, że wróble znalazły sposób. Postanowiły się... wyprowadzić. Robią zatem to, co ludzie.
Wróbel to synonim ptaka pospolitego, powszechnie znanego i często spotykanego. W tym właśnie sęk, że w wypadku takich bardzo znanych i popularnych zwierząt znacznie trudniej nam dostrzec niekorzystne zmiany, które zachodzą i prowadzą do ich zanikania.
Wróbel nauczył się żyć u boku ludzi
Tymczasem w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak gatunek tak liczny, że bezpieczny. Poważne tąpnięcie i załamanie populacji może doprowadzić do wymarcia nawet licznego gatunku i to szybko, czego najlepszym przykładem jest los gołębia wędrownego. Tworzył niegdyś stada liczone w setkach milionów osobników, a dzisiaj nie istnieje.
W wypadku wróbla, a zwłaszcza wróbla domowego (bo z wróblem polnym, czyli mazurkiem, sytuacja jest lepsza) nie mówimy jeszcze o groźbie zagłady, ale jak informowaliśmy niedawno w Zielonej Interii, dzieją się z nim rzeczy niepokojące. To pewien proces związany ze zmianami, jakie zaszły w środowisku dla wróbla domowego dotąd przyjaznym - bezpośredniej bliskości człowieka.
Wróbel domowy stał się bowiem synantropem, na co zresztą wskazuje jego nazwa gatunkowa. Domowy, czyli blisko ludzi. Tym właśnie są synantropy - zwierzętami czy roślinami, które złamały barierę lęku przed człowiekiem i zaczęły żyć w sporej mierze, a w wielu wypadkach wręcz całkowicie, w pobliżu człowieka. Najczęściej w jego miastach jako nowych, niezwykle ważnych w obecnej przyrodzie, ekosystemach.
Tak właśnie zachowują się wróble. Są domowe, ale nie udomowione. Synantropijne. W naszych miastach nauczyły się żyć zwłaszcza jagodniki, czyli wróble domowe, ale mazurki, czyli wróble polne także się tu spotyka.
Mamy dwa wróble w Polsce - domowego i mazurka
Mazurka od jagodnika da się odróżnić najczęściej po plamce na policzku, której wróbel domowy nie ma. U mazurka bardziej czekoladowy jest także wierzch głowy. To sposób najłatwiejszy, bowiem system rozróżniania ich polegający na tym, że na wsi i poza miastem to na pewno mazurek, już nie działa. Rygorystyczny podział między tymi dwoma gatunkami polegający na tym, że jeden żyje w miastach, a drugi na prowincji, już się zatarł. Zresztą w wielu miejscach świata, np. w Azji, bywało odwrotnie.
Wynika to także ze zmian, jakie dotknęły wróble i do których muszą się jakoś przystosować. Jak pisaliśmy, liczba wróbli w miastach gwałtownie spadła, co jest wywołane całym splotem okoliczności. - Nie ma jednej przyczyny. To kombo zabójcze dla tych ptaków - mówią ornitologowie, a prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wskazał kilka takich kluczowych przyczyn.
Jedną z nich jest zanieczyszczenie, zwłaszcza spalinami samochodowymi, które działają na wróble mocniej niż smog. Powodują chociażby ograniczenie liczby owadów w mieście, w tym w okresie lęgowym, gdy wróble najbardziej takiego pokarmu potrzebują dla młodych. Dorosłe ptaki zjedzą wszystko, ale pisklęta potrzebują owadów. To może tłumaczyć, dlaczego wróble znikają nie tylko z ulic ścisłego centrum, ale nawet z parków miejskich. Inne owadożerne ptaki, jak jerzyki, też potrzebują bezkręgowców, ale jeśli ich brakuje, wówczas są w stanie przemieścić się na odległość kilkudziesięciu, stu kilometrów, by je znaleźć. Wróbel tak nie potrafi. - Wróbel żyje 3-4 lata. Bez odpowiedniej liczby odchowanych piskląt populacja maleje - mówi prof. Mizera.
Innym, bardziej zdumiewającym, powodem jest to, co my nazywamy porządkiem i z czego jesteśmy dumni w miastach. Wróbel źle znosi starannie przystrzyżone i zagrabione trawniki, uporządkowane chodniki bez resztek, wreszcie segregowane i trzymane w zamkniętych workach śmieci. Nie ma wtedy dostępu do pokarmu, z którego niegdyś w mieście korzystał. Bywa, że głoduje.
Dobija go także budownictwo oparte na stali i szkle, które nie zostawia ptakom szczelin, zakamarków, gzymsów i tych wszystkich miejsc, które kiedyś wykorzystywały na gniazda czy do odpoczynku. W efekcie dane wskazują na to, że liczba wróbli w miastach spada - Poznań jest tu świetnym przykładem. Prof. Tadeusz Mizera i podaje przykłady: w dzielnicy willowej na poznańskim Sołaczu od 1980 roku zniknęło 90 proc. mieszkających tam wróbli, a w Starym Zoo w Poznaniu z 60 par zostało pięć.
Wróble znalazły sposób na presję człowieka
Szczęściem w nieszczęściu jest to, że mamy do czynienia z ptakiem niezwykle zaradnym, by nie powiedzieć - przedsiębiorczym. Tysiące lat życia wróbli blisko ludzi nauczyły je reagować na zmiany i badania prowadzone w Polsce wskazują na to, że teraz jest podobnie. Wróble wypierane z miast przez zachodzące tu niekorzystne zmiany szukają rozwiązania.
I znalazły.
- Przenoszą się na prowincję - informuje prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - Nie tyle na wieś, co do tych obwarzanków wokół miast, jakie tworzą satelitarne osiedla i miejscowości. Emigrują z centrum.
Wskazują na to badania ornitologiczne prowadzone w kilku europejskich miastach. To Paryż, Madryt, Budapeszt, Praga, Turku (Finlandia), Tartu (Estonia) i Poznań.
W wypadku Poznania długoterminowe badania są prowadzone od 2009 roku w gminie Suchy Las, leżącej bezpośrednio przy granicy miasta. Mamy tam głównie niską zabudowę złożoną z domków i willi, na granicy wielkich osiedli mieszkaniowych jak Piątkowo, a dalej rozpościera się już bardziej otwarty i dziki teren. To pasuje wróblom, tu się przenoszą, podobnie jak inne ptaki, takie jak białorzytka czy dzierlatka - koronne dowody na emigrację synantropijnych ptaków z centrum miast.
- Zabawne, ale wygląda na to, że wróble zachowują się właściwie dokładnie tak jak ludzie. Oni też opuszczają zapchane centra miejskie i zaczynają żyć na prowincji albo na obrzeżach dużych aglomeracji, bo znajdują tam lepsze warunki. Wróble robią tak samo - mówi prof. Piotr Tryjanowski. Zupełnie jakby lata życia z człowiekiem nauczyły je postępować zanim krok w krok . - Sam to odczuwam. Przeprowadzałem się z Poznania do Suchego Lasu i wróble posuwają się za nami.
To może być patent na przetrwanie i zasadnicze zmiany w sposobie życia wróbli, zwłaszcza wróbli domowych. Ornitologowie zwracają uwagę na to, że łatwo je spotkać chociażby w pobliżu stacji benzynowych przy autostradach, zatem wszędzie tam, gdzie będzie im żyć paradoksalnie łatwiej i łatwiej znaleźć jedzenie niż w ścisłym centrum.
- Kiedyś rzeczywiście w takich miejscach i na obrzeżach miast spotykano głównie mazurki. Bo mazurek to wróbel, który jest typowym dziuplakiem. Tymczasem wróbel domowy to znacznie większy bałaganiarz. Gniazduje inaczej, zjada co innego. Potrafi się dostosować do nowych okoliczności i te obrzeża miejskie zaczęły mu pasować. Właśnie one, a nie wieś - mówi prof. Piotr Tryjanowski.
I to jest pewna szansa, że spadki liczebności wróbla domowego w Polsce zostaną powstrzymane. Dorosły jagodnik żyje 3-4 lata, ma więc niewiele czasu na wyprowadzenie lęgów i nowego pokolenia. Gdy jakieś czynniki zakłócą mu sezon lęgowy, szansa na sukces reprodukcyjny spada.