Gdzie wędrują nasze zużyte ubrania? Kolejne śledztwa pokazują gorzką prawdę
Rzadko trafiają do recyklingu, a jeśli już zostaną posegregowane - szybciej powędrują na wysypisko lub w najlepszym razie do spalarni. Mowa o ubraniach, które wyrzucamy do kosza lub oddajemy w dobrej wierze. Ogromnym problemem są także duże sieci i sklepy internetowe, które, zamiast oddać je potrzebującym lub sprzedać taniej, wolą niszczyć rzeczy lub wozić je w nieskończoność od miasta do miasta.
Zalando, Shein, H&M, Burberry, Nike - co łączy ze sobą te, na pozór niepowiązane ze sobą, marki reprezentujące przemysł odzieżowy? Otóż wszystkim z nich przynajmniej raz udowodniono nieodpowiedzialne praktyki jeśli chodzi o utylizację swoich kolekcji.
Odzieżowi giganci mają w nosie ekologię
Wśród firm odzieżowych najgorsze praktyki mają najbardziej ekskluzywne marki. W swoich raportach finansowych bez ogródek przyznają, że, zamiast np. robić obniżki, przekazują niesprzedany towar wprost do utylizacji. Ma to rzekomo zachować wyjątkowość produktów takiej marki. Efekt jest taki, że warte miliony złotych ubrania co roku są spalane bądź deponowane na składowiskach.
Winą za takie zachowanie można obarczyć zjawisko fast fashion, czyli szybkiej mody. Producenci prześcigają się w wymyślaniu nowych kolekcji i co roku potrafią kilka-kilkanaście razy całkowicie zmieniać asortyment. Wiele rzeczy się nie sprzedaje, ale są one tak tanie, że wielkim koncernom to nie przeszkadza. Przodownikami takiego bulwersującego zachowania są m.in. hiszpańska Zara czy szwedzki H&M.
Remedium na problem fast fashion mogły być duże sklepy internetowe, takie jak Asos, Zalando czy Shein. Jako nieliczne mają one zasoby umożliwiające uporanie się z problemem marnowania odzieży. Ale nic z tych rzeczy. Chiński gigant Shein sprzedaje więcej niż H&M i Zara razem wzięte i wyniosło fast fashion na jeszcze gorszy poziom, sprzedając setki tysięcy produktów bardzo niskiej jakości. O fatalnych warunkach pracy w wynajętych szwalniach i chemikaliach w ubraniach nie wspominając.
Nie lepszy okazał się niemiecki sklep Zalando. Zachodni dziennikarze przeprowadzili niedawno śledztwo, które zdemaskowało nieodpowiedzialną politykę zwrotów firmy. Okazało się, że ubrania zwracane przez klientów wędrują bez sensu tysiące kilometrów, jeżdżąc w te i wewte ciężarówkami (bynajmniej nie elektrycznymi), np. do Polski, Szwecji czy Hiszpanii. Wyszło też na jaw, że część zwróconych rzeczy jest odsprzedawana do handlu poza Europą.
Recykling ubrań to (jeszcze) mit
Kraje Unii Europejskiej wysyłają zużyte ubrania na składowiska m.in. w Afryce. Do samej tylko Kenii co roku trafia z naszego kontynentu 37 mln niepotrzebnych rzeczy wykonanych z tworzyw sztucznych.
Z badań marki LabFresh opublikowanych w 2020 r. wynika, że wśród krajów Europy najwięcej odpadów tekstylnych generują Włochy. Wygląda na to, że stolica mody jest zatem jednocześnie stolicą marnotrawstwa ubrań. Na dalszych pozycjach uplasowały się Portugalia, Austria czy (będąca jeszcze wówczas w UE) Wlk. Brytania. Nieźle w tym zestawieniu wypadła Polska - okazało się, że średnio wyrzucamy rocznie zaledwie 0,3 kilograma ubrań na osobę.
Statystyki pokazują jednak inny, bardzo niepokojący trend - kraje Unii Europejskiej przetwarzają zaledwie ok. 10 proc. wszystkich ubrań, które trafiają do kosza. Oznacza to, że aż 90 proc. nadal trafia na składowiska bądź do spalenia. Komisja Europejska dostrzegła ten problem i chce, abyśmy wszyscy od 2025 r. mieli nowy pojemnik na segregację śmieci przeznaczony właśnie na tekstylia.
Niestety istnieje jednak obawa, że nawet jeśli znoszone ubrania trafią do recyklingu, to niekoniecznie mogą zostać ponownie przetworzone. Takie wnioski płyną z niedawnego śledztwa Reutersa, który prześledził drogę sportowych butów oddawanych w ramach akcji promowanej m.in. przez władze Singapuru. Wyszło na jaw, że, zamiast do recyklingu, buty trafiły do sklepów w Indonezji.
Zużyte ubrania zalewają Azję, Afrykę i Amerykę Południową
Kraje Unii Europejskiej już eksportują rocznie ponad 1,7 mln ton zużytych ubrań. Niestety nie zapowiada się na to, że ta przerażająca liczba będzie maleć. Wręcz przeciwnie. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że nasze ubrania w innych krajach czasami trafiają do second-handów. Ale nie zawsze.
Największymi odbiorcami zużytych ubrań z Unii Europejskiej są kraje Afryki (46 proc.) i Azji (41 proc.). Te rzeczy, które nadają się do noszenia są tam sprzedawane w lokalnych lumpeksach. Reszta jednak ląduje na składowiskach lub dzikich wysypiskach śmieci.
Wiele niepotrzebnych ubrań trafia także do Ameryki Południowej. Jednym z najbardziej znanych wysypisk odpadów tekstylnych jest to znajdujące się na pustyni Atakama w Chile. Szacuje się, że trafia tam nawet 60 tys. ton zużytych ubrań rocznie.