Co to jest bambinizm? Disney zmienił nasze postrzeganie przyrody

Myśliwi, którzy niedawno uwolnili ciężarną sarnę zaatakowaną przez wilka zostali oskarżeni m.in. o bambinizm. Czym jest to zjawisko i skąd się wzięło? Okazuje się, że naiwne pojmowanie przyrody można powiązać z hitem Disneya z 1942 r. Bambinizm cały czas jest powszechny i może mieć bardzo negatywne skutki dla środowiska.

Bambi - bohater filmu animowanego z 1942 roku
Bambi - bohater filmu animowanego z 1942 rokuWALT DISNEY PRODUCTIONS / AlbumEast News
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Jak informowaliśmy w Zielonej Interii, ciężarna sarna została ocalona przez myśliwych na terenie okręgu przemyskiego. "Członkowie koła łowieckiego (...) uratowali przed niechybną śmiercią ciężarną sarnę zaatakowaną przez wilka. Ranne zwierzę został przetransportowane do lecznicy dla zwierząt. Postawa kolegów zasługuje na najwyższe uznanie" - napisała komisja promocji łowiectwa. I ten wpis wywołał falę krytyki ze strony organizacji antyłowieckich.

Myśliwi oskarżeni o hipokryzję

Myśliwym zarzucono hipokryzję i bambinizm. Padały pytania, co w ogóle myśliwi robili na terenie łowieckim wilków, podlegających ochronie i co tłumaczy ich obecność oraz ingerencję. Więcej, zarzuty o hipokryzję dotyczyły tego, że teraz sarnę uratowali, a za chwilę będą do niej strzelać.

Zostawiając na chwilę te uwagi wobec myśliwych, spróbujmy się pochylić nad zarzutem ostatnim, jakim jest bambinizm. A zatem zjawisko, o którym wielu - i wiem to, bo zrobiłem doświadczenie na znajomych - nigdy nie słyszało. Bambinizm - co to za zjawisko i czy wiąże się z Bambim?

Prawdziwy Bambi - młode mulaka białoogonowego. Zdjęcie z Minnesoty, USA
Prawdziwy Bambi - młode mulaka białoogonowego. Zdjęcie z Minnesoty, USASylvain CordierEast News

Disney wymyślił Bambi i zmienił patrzenie na przyrodę

Otóż tak, wiąże się i to mocno. To zjawisko, które jest kwintesencją niezrozumienia przez człowieka przyrody, pochodzi właśnie od Disneya i jego słynnego filmu z 1942 r. Począwszy od "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" z 1937 r. animacja stała się pełnoprawnym uczestnikiem kina.

Wytwórnia Disneya, znana dotąd z Myszki Miki czy Kaczora Donalda, tworzyć zaczęła monumentalne dzieła i to one wytyczyły pewien szlak nie tylko w kinematografii, ale - jak się okazuje - również w naszym postrzeganiu przyrody.

Po "Królewnie śnieżce i siedmiu krasnoludkach" w 1940 r. przyszedł "Pinokio" i zaraz po nim "Fantazja". W 1941 r. - pamiętny "Dumbo" o latającym słoniu z cyrku - i wreszcie, w 1942 r., wspomniany "Bambi".

Na świecie toczyła się straszna wojna, Stany Zjednoczone z trudem odparły ataki japońskie na Hawaje i Australię w bitwach pod Midway i na Morzu Koralowym, rozpoczęła się krwawa batalia o Guadalcanal i Wyspy Salomona, gdy w sierpniu 1942 r. na ekrany wkroczył słodki i rozczulający film animowany.

Traktował o jelonku Bambim i jego przyjaźni z innymi zwierzętami, królikiem Tuptusiem i skunksem imieniem Kwiatek (taka ironia, biorąc pod uwagę walory zapachowe skunksów - ta ironia także zmieniła podejście ówczesnych Amerykanów do znienawidzonych dotąd skunksów).

I już tutaj pierwsza uwaga. Bambi uznawany jest przez nas za jelonka i to imię nadaje się wielu nowo narodzonym jeleniom czy nawet sarenkom. W rzeczywistości bohater dzieła Disneya nie należał do żadnego z gatunków jelenia. Nie był zwłaszcza wapiti, czyli jeleniem kanadyjskim, który występuje w Ameryce Północnej. To pewne nieporozumienie i pozostałość starego nazewnictwa polskich ssaków, które wprowadzało tak wiele bałaganu.

Bambi to bowiem młode zwierzęcia, które niegdyś rzeczywiście nazywane było jeleniem wirginijskim, ale dzisiaj już się tak nazywa, bo jeleniem nie jest. To mulak białoogonowy.

Swoją drogą, dla nas mulak białoogonowy brzmieć może ciut egzotycznie, ale w Ameryce Północnej zwierzę to, nazywane tu "white-tailed deer", jest bardzo popularne. W języku angielskim także mamy wyraźne rozróżnienie między "deer" (czyli właśnie mulak), a "elk" (czyli jeleń, wapiti). To zupełnie co innego i Amerykanie raczej ich nie mylą w nazewnictwie jak my.

Zresztą mulak białoogonowy, czyli "deer", jest najliczniejszym jeleniowatych Ameryki. Więcej, jest najważniejszym zwierzęciem łownym na tym kontynencie.

To nie jest jeleń. To mulak białoogonowy i takim zwierzęciem był Bambi
To nie jest jeleń. To mulak białoogonowy i takim zwierzęciem był BambiVic Schendel/Design Pics RM/East NewsEast News

Nic dziwnego, że ten ssak stał się bohaterem jednego z najsłynniejszych, o ile nie najsłynniejszego filmu przyrodniczego Disneya. A to dlatego, że ostatnia scena to kamień milowy w postrzeganiu przez ludzi myśliwych i umownie rozpoczyna postawę, która zabijanie zwierząt, nawet na zasadzie legalnego odstrzału, krytykuje.

To od Bambiego zaczęła się empatia, która doprowadziła do powstania ruchów antyłowieckich, a także ochrona zwierząt. Przed II wojną światową znajdowała się ona w powijakach na całym świecie.

Bambinizm to niezrozumienie przyrody

Ponadto żaden film aż tak nie wpłynął chociażby na język, jakiego dzisiaj używamy. Zjawisko zwane bambinizmem pochodzi właśnie z disneyowskiej kinematografii. A oznacza infantylny stosunek do przyrody. Stanowi zarazem pewną odmianę antropomorfizmu, czyli nadawanie zwierzętom ludzkich cech i robienie z nich odpowiednika ludzi.

Wedle tego podejścia zwierzęta są takie słodkie, kochane, nadaje im się imiona, a przyroda jest czymś nieskończenie dobrym w takim rozumieniu dobra, jakie mu nadajemy. To znaczy jest nieskazitelna, czysta, łagodna i wreszcie - bezkrwawa.

Zwierzęta nie mówią w Wigilię. Mówią do nas cały czas. Sprawdź, czy potrafisz z nimi rozmawiać

Zwierzęta nie mówią w Wigilię. Mówią do nas cały czas. Sprawdź, czy potrafisz z nimi rozmawiać

Wielu i wiele z nas pewnie rozmawia w domu z kotem, psem, niektórzy nawet opowiadają się im, że wychodzą i o której wrócą. To także bambinizm.

Bambiniści postrzegają przyrodę jako system, w którym okrucieństwo czy brutalność są wypaczeniem, zasługują na wzgardę i wreszcie na stawienie im oporu. To właśnie zrobili myśliwi. Widząc ciężarną sarnę atakowaną przez wilka, stanęli w jej obronie. Zaingerowali niesieni poczuciem, że w tym układzie oczywiście dobra jest sarna, a już zwłaszcza brzemienna, a oczywiście zły jest wilk.

Lata funkcjonowania popkultury, filmów animowanych i koncepcji takich jak w "Bambim" dość skutecznie ustawiły zwierzęta w określonych stereotypowych pozycjach. Sarna nie może być przecież zła, skoro jest taka słodka i kochanaZa to zwierzętom takim jak wilk przypisuje się czarny PR, który zresztą przyczynił się do ich zagłady.

Tymczasem w sytuacji spod Przemyśla nie ma dobra i zła, nie ma stereotypów. Ocalenie sarny oznacza niepowodzenie wilka, może jego głód, może śmierć jego i jego szczeniąt.

To pozwala postawić pytanie: na jakiej podstawie w podobnych sytuacjach ingerują ludzie, zwłaszcza mieniący się znajomością przyrody jak myśliwi? Zwłaszcza, że wilk jest e ekosystemie powołany właśnie do polowań na sarny i ograniczania ich liczebności.

Wilcza mama czeka na swoje młode
Wilcza mama czeka na swoje młode 123RF/PICSEL

Kiedy emocje ingerują w prawa przyrody

W definicji bambinizmu znajdujemy nie tylko infantylny, wyidealizowany, stereotypowy czy naiwny stosunek do przyrody, świadczący o kompletnym braku zrozumieniu jej reguł i spoglądaniu na nią przez różowe, disneyowskie okulary. Znajdziemy tu jednak coś więcej. To stosunek emocjonalny, rozumiany także nagannie.

Co złego jest w emocjach, jakie daje nam przyroda? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć np. w znakomitym, Oscarowym filmie "Czego nauczyła mnie ośmiornica" na Netflix. To opowieść, która pozornie wygląda jak zakrawająca właśnie o bambinizm przyjaźń człowieka ze zwierzęciem - w tym wypadku ośmiornicą żyjąca u brzegów Republiki Południowej Afryki.

Im dalej w las (nomen omen), tym jednak i bohater filmu, i my jako widzowie, zaczynamy rozumieć coraz więcej. Także to, że brutalność, nawet okrucieństwo, są tam czymś innym niż w naszym świecie. Likaony zabijają impalę brutalnie, rozrywają jej zbiorowo brzuch, wyciągają wnętrzności. Robią to jednak nie z sadystycznym zacięciem, ale dlatego, że to ich grupowa metoda łowiecka. Nie potrafią skręcić jej karku, przeciąć aorty, muszą działać inaczej.

Wspomniany film dochodzi wreszcie do sedna i największego sekretu bambinizmu - stosunku do śmierci, jaki mamy my, ludzie i jaki ma przyroda. "Czego nauczyła mnie ośmiornica"? Ano tego, że śmierć w przyrodzie jest także zupełnie czym innym niż w świecie ludzi, patrzących na naturę przez disneyowski pryzmat. Jest finałem pewnego nieuchronnego procesu, którego nawet nie trzeba akceptować, o ile się go przyjmuje do wiadomości.

Mikołaj Dorożała: Doświadczam ogromnej fali hejtu ze środowiska myśliwychmateriały prasowe
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas