Europa podzielona co do ochrony wilka. "Wilki nie jedzą babć i dzieci"
W środę w Parlamencie Europejskim odbyła się debata co do tego, czy zachować, czy ograniczyć ochronę gatunkową wilków w krajach UE. Część europosłów przekonywała, że populację trzeba ograniczyć, bo drapieżniki powodują zbyt duże szkody. "Siejemy panikę. Wilki nie jedzą babć i dzieci" - odpowiadali inni. Pojawiła się nawet sugestia, że zniesienie ochrony wilka może być nadużyciem władzy ze strony szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.
Jak już informowaliśmy na łamach Zielonej Interii, KE rozważa zniesienie ochrony gatunkowej wilka na wybranych terenach Unii Europejskiej. W środę posłowie i posłanki Parlamentu Europejskiego debatowali na ten temat w Strasburgu.
Awantura o wilki. Europosłowie w obronie rolników
Debata jest inicjatywą Grupy Europejskiej Partii Ludowej. W jej skład wchodzą m.in. europosłowie Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Herbert Dorfmann, odpowiadający w EPL za rolnictwo przypomniał, że na terenie UE populacja wilków wynosi ok. 20 tys. osobników i ciągle rośnie.
"Ataki wilków na owce i bydło stały się niemal codziennością. Musimy zacząć dostrzegać konflikt pomiędzy wilkami i lokalnymi rolnikami" - ocenił włoski polityk.
To dane, które w Polsce nie znajdują potwierdzenia. Rafał Rzepkowski z WWF Polska w rozmowie z Zieloną Interią zauważył, że wilki odpowiadają za mniej niż 5 proc. odszkodowań wypłacanych przez Skarb Państwa z tytułu szkód wyrządzonych przez gatunki chronione.
Jadwiga Wiśniewska, europosłanka Prawa i Sprawiedliwości opowiedziała się za "różnicowaniem" statusu ochrony wilka i "bardziej elastycznym podejściem". "Nie może być tak, że wilki atakujące zwierzęta gospodarskie mają pełną ochronę, a zrozpaczony rolnik nie ma narzędzi do ochrony własnego gospodarstwa i dorobku" - mówiła Wiśniewska.
Nie może być tak, że wilki atakujące zwierzęta gospodarskie mają pełną ochronę, a zrozpaczony rolnik nie ma narzędzi do ochrony własnego gospodarstwa i dorobku.
"Wilki nie jedzą babć i dzieci"
Róża Thun, europosłanka Platformy Obywatelskiej zwróciła uwagę, że dyskusja o dużych drapieżnikach często niepotrzebnie zostaje zdominowana przez emocje. "Ochrona zwierząt musi bazować na danych naukowych, a nie na naszych lękach" - mówiła Thun, jako przykład podając m.in. bajkę o Czerwonym Kapturku. Zauważyła, że według badań populacje dużych drapieżników w większości regionów UE nie osiągnęły jeszcze pożądanego statusu.
"Strzelanie do wilków nie pomoże ani nam, ani rolnikom. Straty wśród zwierząt hodowlanych często wiążą się z niegospodarnością właścicieli, szczególnie jeśli chodzi o brak zabezpieczeń przeciwko drapieżnikom" - oceniła Thun.
Anja Hazekamp, holenderska posłanka Lewicy stwierdziła, że zniesienie statusu ochrony wilka jest "próbą nadużycia władzy ze strony przewodniczącej von der Leyen". "Współczuję jej utraty kucyka, ale osobista tragedia nie może być powodem do walki z wilkiem w całej Europie" - powiedziała Hazekamp.
Europosłanka odniosła się w ten sposób do sytuacji sprzed roku, gdy 30-letni koń należący do Ursuli von der Leyen został zagryziony właśnie przez wilka.
Strzelanie do wilków nie pomoże ani nam, ani rolnikom.
Ekolodzy protestują
Thomas Green z partii Zielonych dodał: "To fałszywa debata i siejemy panikę. Wilki nie jedzą babć i dzieci, a my powinniśmy znaleźć właściwe rozwiązanie tego problemu".
Organizacje pozarządowe, takie jak WWF i NGO, potępiły propozycję zniesienia ochrony wilka na terenie Unii Europejskiej. Ekolodzy mówią, że Komisja Europejska szerzy informacje wprowadzające w błąd. Polskie stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot wystosowało petycję do Komisji Europejskiej w ochronie wilków.
Populacja wilka w Polsce wynosi obecnie ok. 2 tys. osobników. Trwające od dekad wysiłki przyrodników o przywrócenie liczebności gatunku przynoszą coraz lepszy efekt. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku w całym kraju żyło zaledwie 100 wilków.