Niewidoczne skażenie mikroplastkiem

Tak, jak mówimy o cyklu wody czy węgla, powinniśmy zacząć mówić o cyklu plastiku w środowisku - wynika z najnowszych badań. Jednocześnie mikroplastikiem oddychamy, pijemy go i jemy. Jaki dokładnie ma to wpływ na nasze zdrowie, wciąż nie jest jasne.

Oczyszczalnie ścieków nie są w stanie zatrzymać malutkich cząsteczek plastiku
Oczyszczalnie ścieków nie są w stanie zatrzymać malutkich cząsteczek plastiku123RF/PICSEL

Mimo, że zwykle nie widać go gołym okiem, mikroplastiku jest już tak dużo, że część badaczy zaczyna już mówić o "plastyfikacji" planety. Jednym z czołowych naukowców zajmujących się tym zagadnieniem jest dr Imogen Napper, oceanograf z Uniwersytetu Plymouth. To jej ustalenia sprawiły m.in. że przemysł kosmetyczny przestał stosować mikrogranulki.Skąd tak dużo mikroplastiku w środowisku?Dr Imogen Napper: Mikroplastik to drobiny mniejsze niż 5mm. Mikroplastik pierwotny to plastikowe elementy, które z założenia produkowano, jako bardzo małe. Na przykład mikrogranulki, które dodawano do kremów do peelingu. Mamy też mikroplastik wtórny, czyli mikroplastikowe drobiny, które są skutkiem rozpadu większych przedmiotów. Kiedy zaczęliśmy sobie zdawać sprawę ze skali problemu?Przez tych sto lat wyprodukowaliśmy mnóstwo plastiku, ale to oznacza też mnóstwo plastikowych odpadów, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Wiele z nich kończy więc w środowisku naturalnym. Jeśli idzie o mikroplastik, to odkrycie skali problemu zawdzięczamy mojemu przełożonemu Richardowi Thompsonowi. To on w 2004 r. wprowadził do użycia ten termin. W ciągu ostatnich 20, 30 lat to, jak rozumiemy skalę i problem zanieczyszczenia środowiska plastikiem i mikroplastikiem bardzo się zmieniło, ale wciąż wielu rzeczy nie wiemy.

Cząsteczki mikroplastiku w paście do zębówWikimedia Commons

Jest jakieś miejsce na świecie wolne od mikroplastiku?

Mam nadzieję, że tak, ale niestety w zasadzie znajdowałam go wszędzie, gdzie prowadziłam testy. Podobnie inni naukowcy. Mikroplastikowe drobiny odkrywa się w morskiej głębi i na dnie oceanu. Niedawno przeprowadziliśmy badania w pobliżu szczytu Mount Everest i tam też znaleźliśmy mnóstwo plastikowych włókien.

Jakie są efekty zanieczyszczenia mikroplastikiem? 

Wciąż to badamy. Na razie wiemy, że mikroplastik przenosi się w górę łańcucha pokarmowego. Są też badania, które pokazują szkody, jakie mogą wyrządzać różne chemikalia związane z plastikowymi odpadami. Tyle, że to wciąż całkiem nowe pole badawcze. W ciągu najbliższych 10 lat powinniśmy zobaczyć o wiele dokładniejsze wyniki. Dla mnie głównym powodem do obaw jest ilość odpadów, jakie trafiają do środowiska każdego dnia. Plastik to fantastyczny, niezwykle wszechstronny i wytrzymały materiał, który wytrzymuje dziesiątki lat, tymczasem wykorzystujemy go do produkcji jednorazowych produktów. Musimy zmienić praktyki firm i nasze własne przyzwyczajenia. Jednocześnie musimy zacząć zastanawiać się, jak posprzątać tak małe drobiny. Na razie nie mamy pojęcia, jak by można było to zrobić. 

Na sprzątanie jest już chyba trochę za późno. 

Problem zanieczyszczeń wygląda dziś, jak przelewająca się wanna. My próbujemy sprzątać podłogę mopem, choć tak naprawdę powinniśmy przede wszystkim zakręcić kran. Najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu plastikowych zanieczyszczeń jest powstrzymanie go u źródła. 

Nad czym pani teraz pracuje?

Badamy Ganges. Rzeki działają, jak pasy transmisyjne dla zanieczyszczeń. Sprawdzaliśmy, ile spośród zanieczyszczeń osiada na dnie, ile unosi się w powietrzu. Ustaliliśmy, że każdego dnia tylko ta jedna rzeka wprowadza do oceanu nawet 3 mld drobin mikroplastiku. 

Pani badania pokazały, jak szokująco wielka ilość plastikowych zanieczyszczeń pochodzi z czegoś, o czym ludzie w ogóle nie myślą, jako o plastiku. 

Dokładnie. Kiedy myślimy o plastiku, myślimy przede wszystkim o butelkach, torebkach, o tych wszystkich śmieciach, które można znaleźć podczas sprzątania plaży. Tymczasem ubrania, nawet sweter, który mam teraz na sobie, to w zasadzie w stu procentach tworzywa sztuczne. Kiedy je pierzemy, są one poddawane w pralce gwałtownym ruchom, na skutek których odrywają się od nich maleńkie włókna. Stamtąd trafiają do kanalizacji, do oczyszczalni, ale często nie są przez nie wychwytywane i trafiają do oceanów, zmieniając je w plastikową zupę. 

W jaki sposób możemy wpłynąć na zmniejszenie skali problemu? Pewnie nie uda się nam szybko wyeliminować plastikowych ubrań. 

Jednym z głównych źródeł zanieczyszczenia są pralki. Nasze badania wykazały, że podczas każdego prania z wodą wypłukiwanych jest około 700 tys. mikrowłókien. Jeśli pomnożymy to przez ilość prań, jakie robimy w tygodniu, czy w roku, a potem pomnożymy to przez ilość pralek w każdym mieście i wiosce na świecie, zobaczymy skalę problemu. Zwłaszcza, że ponad 60 proc. kupowanych przez nas ubrań jest zrobionych z tworzyw sztucznych. 

Problemem jest też tak zwana szybka moda. Kupujemy więcej ubrań, niż potrzebujemy, a te ubrania szybko się niszczą. To jedno ze źródeł problemu i ważny element potencjalnego rozwiązania. Przyglądaliśmy się też temu, jak przebiega sam proces prania. Różne temperatury czy tryby prania mogą skutkują zmianami ilości uwalnianych zanieczyszczeń, ale najprostsze, co możemy zrobić, to po prostu prać ubrania tylko wtedy, kiedy to konieczne. Już to drastycznie zmniejszy ilość uwalnianych mikrowłókien. Pracujemy też nad rozwiązaniami technicznymi, takimi jak zewnętrzne filtry czy torby na pranie, które mogą ograniczyć liczbę uwalnianych do środowiska zanieczyszczeń o 80 proc. 

Cząsteczki mikroplastiku z czterech rzek w NiemczechWikimedia Commons

Skala zanieczyszczeń, jeśli zdać sobie z niej sprawę, jest szokująca. 

Tak, to może wprawiać w osłupienie. W moim pierwszym badaniu przyglądaliśmy się mikrogranulkom dodawanym do kosmetyków takich, jak kremy do peelingu po to, by zdrapywały martwe komórki skóry. Sama korzystałam z takich produktów i nigdy nie podejrzewałam, że zawierają plastik. Po przebadaniu okazało się, że każda buteleczka może zawierać nawet 3 miliony plastikowych drobin. Przy każdym myciu twarzy spłukujemy do oceanu 10 tys. z nich. To otworzyło mi oczy na skalę problemu. Butelki, czy torebki gdzieś na plaży przyciągają uwagę, ale można przyjąć, że najniebezpieczniejsze są te plastikowe śmieci, których nie widzimy. Torebkę możemy podnieść. Ich nie.

Pani badania nad mikrogranulkami są dobrym przykładem tego, jak nauka może wymusić zmiany. Dziś większość zachodnich krajów zakazała stosowania mikrogranulek.

Tak, to pokazało, że badania naukowe są potężnym narzędziem. Pokazują ludziom, że mają wybór, a te wybory mają znaczenie. Kiedy idziemy na zakupy i sprawdzamy listę składników, nie musimy kupować produktów zawierających polietylen czy polipropylen. Możemy wybrać alternatywę przyjazną dla środowiska. 

Dzięki naszym badaniom ludzie zaczęli rezygnować z kosmetyków z mikrogranulkami. Przemysł zauważył, że dodawanie plastiku do ich produktów stało się bardzo niepopularne, więc firmy z własnej woli zaczęły rezygnować z produktów zawierających mikrogranulki. Zaczęli reklamować się faktem, że ich produkty ich nie zawierają. Następnym krokiem było działanie rządów, które zakazały ich stosowania. Mój maleńki projekt badawczy w laboratorium w Plymouth okazał się początkiem wielkiej zmiany. Samo usunięcie mikrogranulek z kremów do twarzy sprawiło, że do środowiska nie trafiły kolejne miliony czy miliardy małych plastikowych drobin. 

Czy to doświadczenie sprawia, że jest pani optymistką?

Tak, zdecydowanie. Plastik jest z nami od stu lat i tak, zrobiliśmy straszny bałagan, ale wierzę, że można to posprzątać. Musimy pracować razem, musimy przestać przerzucać się winą i zacząć korzystać z naszych umiejętności. Potrzeba wielu różnych działań, bo nie ma jednego łatwego rozwiązania tego problemu. Ale rozwiązanie jest możliwe.

Polsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas