Betonoza a woda, czyli dlaczego trzeba szukać złotego środka

Podtopione ulice, niewydolne studzienki, zalane lokale na parterze. Z roku na rok przybywa nam takich obrazków już nie z terenów zalewowych, w okresie wiosennych i jesiennych okresów opadów, a również podczas gorących, letnich dni. Jak ma się to do planowania miasta i czy można temu jakoś przeciwdziałać? Odpowiedź brzmi: tak, powinniśmy to zacząć od zaraz.

Zalania po ulewie, która przeszła nad Krakowem na początku lipca
Zalania po ulewie, która przeszła nad Krakowem na początku lipcaArt Service 2PAP
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Magdalena Milert

Związek między gospodarką przestrzenną a gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi nie jest zauważalny na pierwszy rzut oka, ale odczuwalny dla większości mieszkańców. Moda na betonowanie, oficjalnie nazwane "rewitalizacją" ma się w Polsce całkiem dobrze. Szeroko zakrojone działania podjęte w ostatnich latach w ramach kształtowania przestrzeni publicznych miast i zmiany, jakich dokonano w zagospodarowaniu placów, ulic i skwerów mają swoje odzwierciedlenie w tym, jak i gdzie spędzamy czas, ale także jakie zjawiska nam towarzyszą. Działania rewitalizacyjne podjęte w ramach aranżacji miejsc stały się typowe. Stawiamy fontanny na zmodernizowanej nawierzchni placu, "porządkujemy" zieleń (czyli ją wycinamy) oraz podrzucamy miejsca postojowe. Jak podkreślają badacze i badaczki tematu - widać tendencje w tych wszystkich działaniach. Budujemy standardowo, kostką i kamieniem, bo takie wytyczne pokazuje nam przetarg. Plany miejscowe zaś wcale nie narzucają wiele terenów biologicznie czynnych, a przecież na wizualizacji ładniej wygląda wielki plac, który eksponuje bryłę budynku, niż las.

W swojej książce "Betonoza" Jan Mencwel pyta wprost: "czy Polacy kochają beton i nienawidzą drzew?" Nastąpiła totalna unifikacja fizjonomii placów miejskich, ich "betonoza" oraz odchodzenie od kultury, tradycji i historii regionu. A do tego jeszcze grzejemy się w miejskich wyspach ciepła przeplatanych lokalnymi "oberwaniami chmur". Tymczasem tak wcale nie musi być. Musimy tylko znaleźć pewien złoty środek i trzymać się wytycznych.

Zielona infrastruktura, rewolucyjna idea

Wśród środowisk naukowych zajmujących się miejską planistyką o zieleni nie mówi się już jako o "wzbogacaniu" ulic drzewami czy dodawaniu skwerów. Mówi się o zielonej infrastrukturze. To stosunkowo nowa idea, która promuje inne niż dotychczas zarządzanie terenami naturalnymi i półnaturalnymi.

To instrument, który wykorzystuje przyrodę w celu uzyskania korzyści ekologicznych, gospodarczych i społecznych (tzw. usługi ekosystemów). Jej głównym celem jest poprawa jakości życia w miastach z wykorzystaniem elementów przyrodniczych, a jej zastosowanie powinno determinować podejmowanie polityk przestrzennych. Innymi słowy - wszystkie drzewa, trawniki, łąki kwietne i skwery musimy zacząć traktować priorytetowo.

Pogłębiający się kryzys klimatyczny oraz coraz większe restrykcje dotyczące kierunków zrównoważonego rozwoju nie dają złudzeń - nie możemy już udawać, że kolejne rachityczne drzewko w donicy na nowym placu jest ok. Szczególnie istotną kwestią jest bowiem wielofunkcyjność zielonej infrastruktury, która jest niezmiernie ważna dla wprowadzania jej do struktury funkcjonalno-przestrzennej obszarów zurbanizowanych.

Gdzie w tym wszystkim woda?

Wyróżnia się sześć najważniejszych grup funkcji, jakie pełni zielona infrastruktura: strukturotwórcze, środowiskotwórcze, społeczne, ekonomiczne, produkcyjne i techniczne. Pod szczególną uwagę warto wziąć takie korzyści, jak do poprawa ilości i jakości zasobów wodnych na terenach zurbanizowanych dzięki zastosowaniu zielonej infrastruktury. Jej działania skupiają się przede wszystkim na zatrzymywaniu wody w obiegu oraz zapobieganiu szybkiemu spływowi powierzchniowemu. A ten wprost wynika z faktu, że betonujemy każdy możliwy kawałek naszych przestrzeni. Wycinamy drzewa pod ścieżki rowerowe, poszerzamy ulice, bo rozbudowujemy przedmieścia, zamieniamy parki na parkingi. Tymczasem sensowniejsze planowanie przestrzenne i włączanie zielonej intrastruktury może sprawić, że nastąpi ograniczenie stopnia zanieczyszczenia wód powierzchniowych, minimalizowanie liczby i wielkości wezbrań w ciekach, czy poprawa warunków gruntowo-wodnych i bioróżnorodności.

Warto tutaj także wspomnieć o tym, że w gospodarowaniu wodą nie chodzi tylko o to, by opad bezpiecznie spadł i spłynął. To, że nas w danym momencie nie podtopi, to jedno, jednak nie zmieni faktu, że dwie trzecie Polski jest w stanie suszy. Perspektywa dużych miast może tego nie pokazywać, ale mniejsze miejscowości w centralnej Polsce z roku na rok mają przerwy w dostawach wody, a coraz częstszą praktyką jest także zakaz podlewania ogródków. Nie chodzi więc tylko o to, by "rewitalizując" projektować kanalizację tak, by optymalnie zrzuciła cały deszcz. Chodzi także o to, by ten opad zatrzymać. To takie działania są w stanie poprawić stan nawodnienia naszego kraju.

Zatrzymanie wody na terenie miasta jest możliwe przy pomocy m.in.: terenów zieleni miejskiej, powierzchni perforowanych (np. płyt ażurowych zamiast całkowicie pełnych), zielonych i podpiętrzonych dachów, niecek chłonnych, ogródków deszczowych, stawów, zbiorników retencyjnych i osadników. Zielona infrastruktura jest więc bogactwem form i treści, które są w stanie po prostu nas uratować. Już same drzewa ograniczają spływ wód opadowych o 12 proc. dzięki intercepcji przez nadziemne i podziemne części razem z retencją gleby w ich otoczeniu. Oparta na różnorodności biologicznej i usługach ekosystemowych zielona infrastruktura może (i powinna!) stać się elementem strategii miasta z uwzględnieniem dostosowania do negatywnych skutków zmiany klimatu lub ich łagodzenia oraz zarządzania ryzykiem związanym z klęskami żywiołowymi, jakimi są właśnie susza czy podtopienia.

Jakie rozwiązania stosuje się na świecie?

Przykładem zastosowania takiej idei jest na przykład osiedle Ekostaden Augustenborg w Malmö, gdzie wybudowano otwarty system kanalizacji deszczowej złożony z systemu kanałów, terenów podmokłych i zbiorników. Woda opadowa z powierzchni nieprzepuszczalnych najpierw trafia do tego systemu, a dopiero w przypadku jej nadmiaru kierowana jest do tradycyjnego systemu kanalizacji. Jest to flagowy przykład działań związanych z małą retencją. Łącznie z zielonymi dachami zastosowanymi na tym osiedlu zatrzymuje się około 70 proc. opadu.

Coraz powszechniejsze na świecie jest także podejście unikania budowania drogiej infrastruktury przeciwpowodziowej, a w zastępstwie stosowanie zielonej infrastruktury, która może pozwolić naturalnym podmokłym siedliskom wchłonąć (retencjonować) nadmiar wód z ulewnych opadów. Holandia od wielu lat promuje ekologiczne podejście w planowaniu urbanistycznym, poprzez innowacyjne przeprojektowanie systemów kanalizacyjnych lub stworzenie wielofunkcyjnych "placów wodnych", które mogą pomieścić wodę deszczową, gdy deszcz jest ulewny, a jednocześnie służą jako przestrzeń społeczna.

Kolejnym ciekawym przykładem jest Singapur, który podobnie jak wiele innych gęsto zaludnionych miast, jest zagrożony powodziami. Jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu jest zazielenianie przestrzeni publicznych i zachęcanie do prywatnego sadzenia roślin zgodnie z zasadami flagowego programu rządowego "ABC", który ma na celu uczynienie wody "aktywną, piękną i czystą". Ich starannie zaplanowane i zrealizowane inwestycje w myśl tworzenia "zielonej infrastruktury" procentują: sprawiają, że miasto jest bardziej odporne i zrównoważone w dłuższej perspektywie, a także tworzy więcej przestrzeni do spotkań i interakcji ludzi.

Polskie przykłady dobrych rozwiązań

Na pochwałę zasługuje u nas Gdańsk, który w czerwcu sprostał zadaniu zretencjonowaniu wody po silnej ulewie, która w części miasta skutkowała problemami w newralgicznych miejscach, ale sześć gdańskich ogrodów deszczowych spełniło swoje zadanie i zapobiegło lokalnym podtopieniom. Mieszkańcy często zmagali się problem piwnic zalewanych wodą spływającą podczas nawalnych deszczy. W październiku 2018 r. Gdańskie Wody w miejscu "zwykłego trawnika" przed budynkiem urządziły ogród deszczowy. W dzień po ulewie mieszkańcy raportowali, że nowy ogród spełnił swoje zadanie i uchronił ich przed zalaniem.

Pomysł zatrzymania dodatkowej wody staje się coraz bardziej powszechny i w wielu miejscach zaczyna wdrażać się program "Sponge City" (Miasto-gąbka). Ponieważ wiele szybko rozwijających się miast cierpi z powodu chronicznych powodzi, coraz głośniej mówi się o uruchamianiu działań mających na celu utrzymywanie, czyszczenie, i odprowadzać wodę w sposób ekologiczny. Powoli odchodzimy od mody na betonowanie, ponieważ zaczynamy dostrzegać, że nie tędy droga. Nie możemy kontrolować natury w sposób całkowity. Ważne jest, aby prowadzić zintegrowane zarządzanie zieloną infrastrukturą, opartą na przemyślanej i długofalowej polityce przestrzennej.

Adaptacja do zmiany klimatu jest ściśle powiązana zarówno z zarządzaniem ryzykiem powodziowym, jak i szerszymi tematami objętymi gospodarką zasobami terenów w miastach. Polityki przestrzenne i rozsądniejsze podejmowanie tematów mogą służyć jako środek adaptacyjny, m.in. jako rekultywacja terenów zalewowych, miejskie tereny zielone w celu przeciwdziałania efektowi miejskiej wyspy ciepła itp.

Strategia UE w sprawie przystosowania się do zmian klimatu zapewnia ramy obejmujące elementy działania mających na celu zachęcanie i ułatwianie wdrażania środków przystosowania się do zmian klimatu we wszystkich sektorach gospodarki oraz obszarów geograficznych, zwłaszcza miast. Jednoznacznie wskazuję się w nich na potrzebę kreowania elementów zielonej infrastruktury w sposób nieprzypadkowy i przestrzennie uzasadniony. Nie bez powodu zielona infrastruktura definiowana jest jako "strategicznie zaplanowana sieć obszarów naturalnych i pół-naturalnych, zaprojektowana i zarządzana w sposób mający zapewnić szeroką gamę usług ekosystemowych".

Magdalena Milert jest architektką, absolwentką Politechniki Śląskiej mieszkającą w Krakowie. O architekturze, urbanistyce i gospodarce przestrzennej opowiada na Instagramie jako @pieing.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas