Niezwykle inwazyjny pająk opanował kolejny kraj. Jest potwierdzenie
Niegdyś występowała tylko w Eurazji, w tym - o czym nie wszyscy wiedzą - także w Polsce i naszych piwnicach. Fałszywa czarna wdowa rozprzestrzenia się jednak na kolejne, nawet odległe zakątki świata. Jej ekspansja może mieć zgubne skutki.

W skrócie
- Fałszywa czarna wdowa, czyli Steatoda grossa, rozprzestrzenia się poza swoją pierwotną ojczyznę w Eurazji i pojawia się w kolejnych krajach na świecie.
- Nowa Zelandia alarmuje, że pojawienie się tego inwazyjnego pajęczaka może zagrozić rodzimym gatunkom oraz lokalnej faunie.
- Pająk, choć nie tak jadowity jak czarna wdowa, może mieć negatywny wpływ na ekosystem i wpływać na populacje miejscowych bezkręgowców.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Spis treści:
Mówimy bowiem o groźnym drapieżniku, przynajmniej dla miejscowych bezkręgowców. Fałszywa czarna wdowa nie jest tak jadowita jak jej krewniaczki z rodziny omatnikowatych, ale poluje skutecznie w miejscowych mikroświatach. Pająk ten buduje trójwymiarowe, dość chaotyczne sieci naziemne, z których jednak ofiarom nie tak łatwo się wyplątać. To są najczęściej drobne owady, ale pająk zjada ich sporo.
Na dodatek lubi mieszkać blisko ludzkich domów i w samych budynkach. Ten gatunek o łacińskiej nazwie Steatoda grossa spotykany jest w szopach, piwnicach, na strychach i spiżarniach, w tego typu zakamarkach domostw, gdzie może chwytać muchy, karaczany, chrząszcze itp. W swej ojczyźnie, którą są rozległe tereny Eurazji, ten pająk jest w ogromnej mierze synantropijny, czyli żyje z człowiekiem.
Fałszywa czarna wdowa rozprzestrzeniła się po świecie
I człowiek rozwleka go po świecie. Steatoda grossa dotarła już bowiem w wiele nowych miejsc i to niekiedy dość odległych, takich jak kraje Maghrebu w północnej Afryce, obie Ameryki i Hawaje. Teraz pająk osiedlił się w Nowej Zelandii.

Radio New Zealand alarmuje w ten sprawie i nazywa ten gatunek "jednym z najbardziej inwazyjnych pająków świata". Inwazja w Nowej Zelandii postępuje bowiem bardzo szybko. Zwierzę po raz pierwszy zaobserwowano w zeszłym roku w Porirua niedaleko Wellington i cieśniny oddzielającej Wyspę Północną i Południową. Od tamtej pory był widziany także w Christchurch, Nelson, Waikato i Northland. A zatem mamy potwierdzenie - Steatoda grossa jest już osiadła na nowym terenie. Zasiedla chętnie ogrody, których w Nowej Zelandii jest sporo, lubi też szklarnie.
Samego pająka nie ma powodu się bać. Owszem, to gatunek blisko spokrewniony z czarnymi wdowami i innymi omatnikowatymi. Ta rodzina słynie z przedstawicieli o bardzo silnym jadzie mimo niedużych rozmiarów, ale są tu też zwierzęta niezbyt groźne. Do takich należy właśnie fałszywa czarna wdowa Steatoda grossa, a także często spotykany w naszych piwnicach zyzuś tłuścioch. Chociaż więc fałszywej czarnej wdowy nie należy mylić z klasycznymi czarnymi wdowami, to jednak jad tego pająka może substancje powodujące wtórne zakażenia bakteryjne, odporne na antybiotyki.
Nowy pająk zagraża faunie Nowej Zelandii
Zmartwieniem Nowozelandczyków jest jednak jeszcze co innego. To obcy gatunek i skutki jego obecności w tak izolowanym państwie trudno przewidzieć, ale raczej nie będą dobre. Nowa Zelandia dba o to, by nie wprowadzać do swojego ekosystemu obcych gatunków. Temu służą bardzo drobiazgowe kontrole graniczne, kwarantanny i wiele akcji, także brutalnych jak "Predator Free 2050", która ma wyeliminować do 2050 roku kluczowe gatunki inwazyjne w kraju. Te, które zagrażają rodzimej faunie.

A Nowa Zelandia ma unikalną, rodzimą faunę także wśród pająków. Miejscowym reprezentantem rodziny omatnikowatyych jest katipo - podobny do czarnej wdowy, o czerwonym grzbiecie. To zwierzę ginące i obecność takich intruzów jak Steatoda grossa może na niego fatalnie wpłynąć.
Nowa Zelandia ma już problem z jednym pająkiem omatnikowatym - to redback, zwany niekiedy "australijską czarną wdową", gdyż przybył z Australii. Tam uchodzi za pająka groźnego i jadowitego, należy się go wystrzegać. Po inwazji na Nową Zelandię nie zagraża on tylko ludziom, ale np. atakuje absolutnie bezcenny gatunek rodzimego chrząszcza zwany Prodontria lewisii. Pod koniec zeszłego roku informowaliśmy w Zielonej Interii o tym, że walka z redbackiem weszła na Nowej Zelandii w nową fazę. To wykorzystanie feromonów, by zwabić wszystkie samce tego gatunku żyjące w nowozelandzkim ekosystemie.