Wymarły dodo powraca. Są już surogatki. Poszło na to 10 tysięcy jaj

Wymarły nielotny dront dodo ma powrócić. Colossal Biosciences, która podpisała umowę w tej sprawie z Mauritiusem, na którym ten ogromny gołąb żył do XVII wieku, zamierza go przywrócić genetycznie. I poczyniła postępy w tej sprawie. Kosztowało to jednak sporo, w tym 10 tysięcy jaj.

Nikobarczyk zwyczajny ma być surogatką dla dodo
Nikobarczyk zwyczajny ma być surogatką dla dodoZielona InteriaEast News

To jeden z kilku projektów genetycznych prowadzonych równolegle przez teksańską firmę Colossal Biosciences, która zamierza dokonać przełomu w kwestii nie tylko genetyki, ale i ochrony przyrody. Odtwarza wymarłe gatunki, by udoskonalić technologie pozwalające na zatrzymanie wymierania zwierząt - takie jest przynajmniej uzasadnienie prowadzonych prac.

Zarzuty wobec firmy są ogromne, począwszy od manipulowania genami po tworzenie nieprawdziwych zwierząt, ale atrap i to na dodatek bez dostosowania do ich powrotu środowiska, które od czasu ich zniknięcia mocno się zmieniło. Padają zarzuty porównujące te koncepcje genetyczne do "Parku Jurajskiego" Stevena Spielberga. Colossal Biosciences twierdzi, że nie tworzy zoo ani cyrku. Nie uważa, że marnuje miliony na podobne pomysły, chociaż można by je przeznaczyć na realną ochronę istniejącej przyrody. Jego zdaniem jest przetarcie szlaków, co pozwoli ocalić wiele obecnie wymierających zwierząt. Będzie można je odtwarzać w wypadku katastrofy. W ten sposób nigdy nie znikną.

Po dodo zostały tylko wypchane, muzealne egzemplarzeMaks SiegmundWikimedia Commons

Sztandarowym projektem Colossal Biosciences jest odtworzenie mamuta włochatego, w kwestii którego także mamy już spore postępy, o czym informowaliśmy w Zielonej Interii. Wstępny plan zakłada pojawienie się tego olbrzyma epoki lodowcowej pod koniec 2028 roku.

Dodo to kluczowy projekt genetyków. Ma wrócić

Firma pracuje jednak również nad przywróceniem wilkowora tasmańskiego - ostatniego dużego mięsożernego torbacza i przedstawiciela australijskiej megafauny, a także dzięcioła wielkodziobego, mitycznego ptaka z Kuby i USA. Są też inne pomysły jak, chociażby modyfikacja genetyczna niełaza północnego, narażonego na wymarcie.

Dodo to projekt najwcześniejszy i teraz Colossal Biosciences ogłasza, jakie poczyniła postępy w tej materii. Rzekomo są one spore. Jak czytamy, genetycy zużyli i przetworzyli około 10 tysięcy jaj ptaków, aby opracować pionierskie metody ekstrakcji komórek piór i udoskonalić narzędzia do edycji genów. Edycja genomów objęła kury, których potomstwo było przedmiotem eksperymentów prowadzących do niezbędnych w tym projekcie modyfikacji genetycznych. Potomstwo tych piskląt posłuży jako surogatki.

Wreszcie mówimy też o matkach zastępczych, którym podłożone zostaną jaja z utworzonymi sztucznie zarodkami dodo i które będą wysiadywały i wychowywały te zwierzęta. To nikobarczyki zwyczajne.

Nikobarczyki pomogą wskrzesić dronta dodo

Nikobarczyki to specyficzne gołębie, które do dzisiaj zamieszkują tereny południowej Azji, Nowej Gwinei i okolic, jak Wyspy Salomona. To reliktowe ptaki, ostatni przedstawiciele wymarłej grupy zasiedlające niegdyś tereny Indo-Pacyfiku. Największy z nikobarczyków mieszkał dawniej na Nowej Kaledonii i zapewne Tonga. Znamy go tylko ze szczątków znajdowanych w miejscowych jaskiniach. Był bardzo duży, ale nie tak duży jak dront dodo.

Nikobarczyk plamisty mieszkał niegdyś na wyspach Pacyfiku w Polinezji Francuskiej. Wymarł przed nastaniem XX wieku. Miał dość słabo rozwinięte skrzydła, zatem zapewne latał, ale niemrawo. Musiał żyć na wyspach pozbawionych drapieżników, nie znajdował powodów do ucieczki. Gdy nowe zagrożenia ze strony europejskich odkrywców i ich zwierząt się pojawiły, wymarł.

Nikobarczyk zwyczajny ma charakterystyczny kołnierz z piórTomfriedelWikimedia Commons

W południowej Azji, na Nowej Gwinei i Wyspach Salomona ocalał jeszcze nikobarczyk zwyczajny. Ostatni przedstawiciel grupy to mieszkaniec bardzo odludnych terenów, często małych wysp, gdzie unika kontaktów z człowiekiem. Potrafi latać, ale woli kroczyć po ziemi. Słyną z bardzo twardej wyściółki żołądka, dzięki której połykają i trawią nawet twarde orzechy.

Wygląd tych gołębi jest bardzo charakterystyczne - mają zielonkawe, niebieskawe, szmaragdowe pióra z rudymi wstawkami, a bardzo długie pióra pokrywają ich szyje niczym kołnierze.

Te ptaki nie są spokrewnione z dodo ani treronami, ale to one mają być matkami zastępczymi dla wynalazku firmy Colossal Biosciences. Jeżeli zarodki powstaną i znajdą się w jajach, nikobarczyki mają je wysiedzieć.

Colossal Biosciences: Wiemy, jak odtworzyć dodo

"Opracowaliśmy unikalną technologię odczytywania kodu genów odpowiedzialnych za kształt twarzoczaszki dodo, dzięki czemu uda się przywrócić unikalny wygląd jego głowy" - pisze Colossal Biosciences, jako że dodo nie przypominał za bardzo żadnego z obecnych gołębi, w zasadzie żadnego z obecnych ptaków. Miał bardzo oryginalny wygląd, o którym stanowiły unikalna głowa i dziób.

Niesamowicie wyglądająca głowa dodowikipedia.plWikimedia Commons

Colossal Biosciences ma podpisana umowę z Mauritiusem na odtworzenie i przywrócenie wielkiego gołębia, dronta dodo, który jest symbolem nie tylko wymierania, ale i tej wyspy. Mauritius chce go przywrócić, na powrót uczynić atrakcją i elementem swojej przyrody.

Dront dodo był największym znanym przedstawicielem gołębi, osiągał wielkość indyka i początkowo żeglarze przybyli na Mauritius uważali go właśnie za ptaka tego typu. Wybili go błyskawicznie. Największy znany gołąb padł ofiara nowych przybyszów.

Wielki ptak ważył 10, a może nawet 14 kg - to jest masa łabędzia niemego, co daje nam obraz, z jak dużym gatunkiem mieliśmy do czynienia. Dront nie latał. Ewolucja na odległych wyspach sprawiła, że ta umiejętność nie była mu potrzebna. Portugalczycy w XVI wieku brali dodo za pingwiny, które już widzieli w południowej Afryce. Dopiero późniejsze badania doprowadziły do powiązania ich z gołębiami, a dokładnie z treronami - barwnymi i egzotycznymi gołębiami żyjącymi w Afryce, Azji i Oceanii.

Wielkie gołębie były zabijane masowo przez żeglarzy. Nie bały się ludzi, dawały się łatwo złapać. Oznaczało to rzeź na ogromną skalę i to nawet w sytuacji, gdy okazało się, że większość mięsa dodo jest niejadalna - za przysmak uchodziły pierś i żołądek. Mimo tego i tak ptaki zabijano, często bez powodu. Nie wiadomo, kiedy zabity został ostatni dodo - zakłada się, że pod koniec XVIII wieku. Nawet jeżeli jakieś ptaki przetrwały dłużej, wykończyły je zwierzęta zawleczone tu przez Europejczyków - szczury, świnie. Dodo zniknął i to zniknął tak bardzo, że jeszcze w XIX wieku kwestionowano, że taki ptak w ogóle istniał.

Zwierzęta, które wybiliśmy. Czy je znasz? Sprawdźmy

"Polacy za granicą": Sfermentowane tofu oraz pieczone wróble i gołębie. Szanghaj to szok kulturowy dla EuropejczykówPolsat PlayPolsat Play