Uważano, że był głupi, powolny i dlatego wymarł. Wszyscy się mylili
Ponad dwieście lat minęło od zniknięcia ptaków, które zapisały się w ludzkiej świadomości jako nieporadne, powolne, ociężałe wręcz, a nade wszystko - głupie. Tak opisywali je żeglarze, którzy wytłukli je na Mauritiusie co do jednego. Nowe badania wskazują na to, że te mity o droncie dodo są nieprawdziwe.
Trudno się dziwić opiniom o tym ptaku. Żelgarze, którzy po przybyciu na, leżące niedaleko Madagaskaru, wyspy archipelagu Maskarenów dość łatwo - jak mówili - łapali duże ptaki wielkości indyka.
Dronty dodo ważyły od 10 do nawet 14 kg, zatem w sumie przebijały masą indyki. To są już gabaryty większe nawet od łabędzia niemego czy dropia. Tyle tylko, że te ptaki z Mauritiusa były nielotne. Przez lata braku presji ze strony drapieżników straciły umiejętność lotu i zwiększyły masę. Przed przybyciem ludzi i szczurów nie miały się kogo obawiać.
Oto opis, który sporządził po wizycie na Mauritiusie w 1598 r. holenderski odkrywca Dircksz Jolinck:
Natrafiliśmy również na duże ptaki, ze skrzydłami tak dużymi jak te gołębie, toteż były nielotne, a Portugalczycy nazywali je pingwinami. Te ptaki miały żołądki tak duże, że jednym mogło się pożywić dwoje ludzi; były to najsmaczniejsze części tych ptaków.
Europejczycy twierdzili, że dodo to głupek
Słowem, Europejczycy uważali, że kilkunastokilogramowe ptaki są świetnym obiadem, a schwytać je łatwo, bo są głupie i nie uciekają. Zwierzę zostało nazwane dodo, co jest przekształceniem portugalskiego słowa oznaczającego "głupka". To Portugalczycy odkryli Mauritius w 1505 r. Potem Holendrzy skolonizowali wyspę i gdy w XVIII w. przejęli ją Francuzi, drontów zapewne już nie było.
Nie wiadomo, kiedy zabity został ostatni dodo - zakłada się, że pod koniec XVIII w. Dodo zapadł się pod ziemię i to tak głęboko, że jeszcze w XIX w. kwestionowano, że taki ptak w ogóle istniał.
Opinie o ich durnocie i nieporadności były jednak spójne. Przyjęto, że nieprzystosowanie ptaków do życia obok człowieka w czasie wielkich odkryć geograficznych rzeczywiście doprowadziło do wyginięcia gatunku na Mauritiusie.
Stało się to tak szybko, że dzisiaj niewiele wiemy o tych ptakach. Uważano go kiedyś za kuraka, chruściela, krewnego strusia, nawet za jakąś formę ptaka spokrewnionego z sępami!
Jak wspominał Dircksz Jolinck, Portugalczycy w XVI w. brali dodo za pingwiny, które już widzieli w południowej Afryce. Dopiero późniejsze badania doprowadziły do powiązania ich z gołębiami, a dokładnie z treronami - barwnymi i egzotycznymi gołębiami żyjącymi w Afryce, Azji i Oceanii.
Dodo to zatem wielki, wymarły gołąb, a umówmy się, że gołębie nie są ptakami uważanymi za większość ludzi za orły intelektu. Niesłusznie zresztą, bo gołębie potrafią nas pod tym względem zaskoczyć, a ich wybitna pamięć przydawała się poczcie i żołnierzom, dla których przenosiły meldunki w czasie wojen.
Zbadali anatomię dodo i wielkie zaskoczenie
"Zoological Journal of the Linnean Society" z sierpnia 2024 r. podaje najdokładniejsze badania na temat drontów dodo, jakie kiedykolwiek przeprowadzono i jakie są możliwe w wypadku zwierzęcia wymarłego.
Neil Gostling, profesor ewolucji i paleobiologii na brytyjskim Uniwersytecie Southampton twierdzi, że wyobrażenie większości ludzi na temat dodo jest mylne. Poza tym ludzie ignorują szersze problemy stojące za jego wyginięciem.
Polskie zwierzęta w naszych herbach. Znasz się? 8/10 to mistrz [QUIZ]
Według badacza dodo nie był ani głupi, ani powolny. Przeciwnie, był doskonale przystosowany do ekosystemu wyspy Mauritius, która zamieszkiwał od milionów lat. Dopiero nadejście Europejczyków i bardzo gwałtowne zmiany miały na niego niszczycielski wpływ.
Badania, w których, obok Uniwersytetu w Southampton, uczestniczyli także naukowcy z Uniwersytetu Oxfordzkiego oraz londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej, wskazują na to, że wbrew powszechnemu mniemaniu to nie ludzie bezpośrednio wybili dodo.
Nie wymarł on dlatego, że był bez trudu wyłapywany prze żeglarzy. Potrafił się przed nimi schować i im uciec, a złapanie go nie było takie proste, jak wynikałoby z przechwałek powracających do Europy ludzi morza.
To, co zabiło dronta, to przywleczone przez kolonizatorów zwierzęta, takie jak szczury i świnie.One zaatakowały to, co uciec nie mogło, zatem gniazda ptaków. Pożerały jaja i pisklęta. Do tego doszły psy i koty, których presja zmieniła ekosystem archipelagu.
Naukowcy zbadali także dogłębniej anatomię ptaka, który miał być gruby i krępy, o maleńkich i niezdatnych do lotu skrzydełkach. Istotnie, dodo nie potrafił latać, ale jego reputacja jako ptasiego nieporadnego grubaska nie jest zasłużona.
Fragmenty szkieletów naziemnego gołębia pokazują, że dodo posiadał ścięgna w nodze o niemal takiej samej średnicy jak kość, do której były przytwierdzone. To cecha ptaków znanych z szybkości i zwinności. Przyrodnicy nie mają więc powolności, że tezy, iż dodo był powolny to kompletna bzdura.
W rzeczywistości mieliśmy do czynienia z bardzo szybkim, zwinnym i zapewne aktywnym zwierzęciem, które mimo braku umiejętności lotu nie miałoby problemu z ucieczką przed człowiekiem po ziemi, w gąszcz.
I tak zapewne było, a żeglarze musieli konfabulować, że łapali dodo bez wysiłku. Może bali się ośmieszenia, że nie umieli złapać tak wielkiego ptaka. W każdym razie dronty potrafiły im uciec. Nie były jednak w stanie wytrzymać konfrontacji z bronią palną.
Dront dodo wymarł, ale ma powrócić
"To wszystko razem może sprawić, że przestaniemy wreszcie ulegać pozorom i uznawać jakieś zwierzęta za niepasujące do ekosystemu. Dront dodo do swojego pasował" - konkludują naukowcy.
Przypomnijmy, że - jak informowaliśmy w Zielonej Interii - zajmująca się eksperymentami genetycznymi i znana z pomysłów wskrzeszania mamuta firma Colossal Biosciences podpisała umowę z rządowym Mauritian Wildlife Foundation na Mauritiusie.
To znaczy, że amerykańska firma biotechnologiczna i genetyczna odtworzy wymarłego kilkaset lat temu dronta doda - symbol wyspy Mauritius. Cześć naukowców łapie się za głowę i porównuje te eksperymenty do "Parku Jurajskiego". Inni widzą w nich ogromną szansę.