Wydajemy fundusze z UE na promocję mięsa. Polacy coraz częściej nie chcą go jeść

Na reklamy mięsa i nabiału Polska wydała 59 proc. środków przyznanych przez Unię Europejską na promocję produktów rolnych. Na promocję owoców i warzyw poszło zaledwie 28 proc. – wynika z najnowszego raportu Greenpeace.

article cover
INTERIA.PL

Komisja Europejska prowadzi przegląd unijnej polityki promocji produktów rolno-spożywczych na rynku wewnętrznym i w krajach trzecich. Nowe plany ma ogłosić na początku przyszłego roku.

Z opracowania Greenpeace wynika, że na reklamy mięsa i nabiału w całej wspólnocie wydano aż 252 mln euro. Stanowiło to 32 proc. pięcioletniego budżetu na promocję produktów rolnych UE. Nie do końca zgadza się to z celami unijnymi związanymi z ochroną środowiska. Z szacunków ONZ wynika bowiem, że produkcja mięsa i nabiału odpowiada za blisko 15 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych produkowanych przez człowieka. Zużywa jednocześnie ogromne ilości ziemi, wody i niszczy gleby.

Globalne zapotrzebowanie na mięso i nabiał ciągle rośnie. Na naszym podwórku zaczynają się jednak zmiany. Już co piąty Polak deklaruje, że jest wegetarianinem. 

Ludzkość produkuje 340 mln. ton mięsa rocznie. To dużo za dużo?

Krzysztof Cibior, koordynator zespołu przyroda Greenpeace Polska:  Problemów z masową, nadmierną hodowlą zwierząt na mięso i nabiał jest mnóstwo. Mówimy o wpływie na klimat, przyrodę, jakość powietrza, niszczenie gleby, zanieczyszczenie wód, ale również naszego zdrowia. 

Zacznijmy od klimatu. 

Przede wszystkim hodowla krów wiąże się z emisjami dużej ilości metanu, który powstaje w przewodach pokarmowych tych zwierząt. Metan jest silnym gazem cieplarnianym. Do tego oczywiście dochodzą emisje związane z transportem, produkcją opakowań, czy wreszcie - wylesianiem na potrzeby tworzenia pastwisk, czy upraw paszy. Hodując za dużo bydła, pogłębiamy kryzys klimatyczny. Wylicza się, że chów przemysłowy jest odpowiedzialny mniej więcej w takim stopniu za kryzys klimatyczny, jak cały transport na Ziemi.

Bardzo dużym problemem są też kwestie związane z zanieczyszczeniem powietrza, gleby i wody. Te miliony krów świń, kur, które hodujemy, odpowiadają m.in. za związki azotu, które razem z obchodami tych zwierząt trafiają do gleby i wody. Uruchamia to procesy prowadzące w skrajnych przypadkach do zamierania życia w tych ekosystemach. Amoniaku i związków azotu jest w środowisku stanowczo za dużo. Nie występowałyby w takiej ilości, gdybyśmy ograniczyli produkcję mięsa.

Ważnym elementem tej układanki jest też nasze zdrowie.

Mieszkańcy i mieszkanki krajów rozwiniętych, w tym Polski, jedzą 4-5 razy więcej mięsa niż wynikałoby to z zaleceń naukowców i lekarzy. Spożywamy rocznie 70-80 kg mięsa, podczas kiedy zdrową ilością byłoby około 16-20 kg. Nadmierna konsumpcja prowadzi do problemów zdrowotnych, takich jak choroby układu krążenia, nowotwory i otyłość, która jest coraz większym problemem również w Polsce. 

Do tego wszystkiego, o czym warto pamiętać zwłaszcza obecnie, z hodowlą zwierząt wiąże się zwiększone ryzyko powstawania i rozprzestrzeniania się chorób odzwierzęcych. To najczęściej wirusowe czy bakteryjne choroby, które często w sposób epidemiczny przekazywane są między zwierzętami i w wyniku mutacji mogą zagrozić też człowiekowi. Chów przemysłowy jest tu szczególnie problematyczny, wiąże się bowiem ze zgromadzeniem bardzo dużej liczby, niemal identycznych genetycznie zwierząt na niewielkiej przestrzeni. To oznacza, że wirusy, bakterie czy inne patogeny, rozprzestrzeniają się bardzo szybko, szybko mutują, a w rezultacie mogą też stworzyć problem dla człowieka. Ptasia grypa, SARS, Covid to są wszystko choroby, które przychodzą do nas od zwierząt i chów przemysłowy niestety jest jednym z ważnych czynników powstawania i rozwoju tych nowych chorób.

Wszystkich na wegetarianizm się nie przestawi. Nawet ONZ przyznaje, że w uboższych krajach bez mięsa trudno byłoby dostarczyć ludziom odpowiednio zbilansowane jedzenie. 

Myślę, że słowo klucz to redukcja. Wiadomo, że nie przedstawi się wszystkich na wegetarianizm, czy na weganizm. Natomiast zejście do tego poziomu konsumpcji mięsa, który jest akceptowany chociażby ze względów zdrowotnych dla człowieka, to już byłoby bardzo duży krok naprzód dla naszego zdrowia i dla zdrowia planety.

Na razie spożycie mięsa rośnie, chociaż podobno moment, gdy jego konsumpcja ma zacząć spadać zacznie się w Europie i USA w 2025 r.

Przede wszystkim, patrząc z perspektywy polskiej czy europejskiej, potrzebna jest większa promocja produkcji roślinnej, rolnictwa zrównoważonego, różnorodnego, rodzinnego, ekologicznego, a mniejsze wsparcie czy w ogóle brak wsparcia dla produkcji zwierzęcej. Niefinansowanie ze środków publicznych tej katastrofy, którą funduje nam nadmierna produkcja zwierzęca to byłby ruch dobrym kierunku. 

Często się mówi o tym, że  roślinna dieta jest zbyt droga zbyt skomplikowana, za mało dostępna - polityka państwa, czy polityka unijna, powinna te bariery znosić. Nie ma żadnych powodów, dla których my w krajach Unii Europejskiej nie moglibyśmy większym stopniu opierać naszej diety na produktach roślinnych i zredukować jedzenie mięsa, spożywając wciąż pełnowartościowe posiłki. 

Czy da się na ten proces wpłynąć?

Tutaj kluczem jest  polityka państwa, polityka Unii Europejskiej. Na europejskie rolnictwo w ramach wspólnej polityki rolnej przeznaczane są gigantyczne pieniądze, to jest około jednej trzeciej unijnego budżetu. Duża część tych pieniędzy wydawana jest w istocie na wsparcie produkcji zwierzęcej. Nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby z publicznych pieniędzy finansować to, co szkodzi nam, zdrowiu, przyrodzie, klimatowi. Jest natomiast mnóstwo powodów na to, aby finansować to, co jest zdrowe. 

A może da się znaleźć rozwiązanie technologiczne? Klonowane mięso, masowo produkowane na żywność owady...

Z całą pewnością, chociażby mięso klonowane jest rozwiązaniem problemu humanitarnego traktowania zwierząt. Tam nie ma cierpienia zwierząt bo mięso dojrzewa w laboratoriach. Tego, czy jest to rozwiązanie również problemu z punktu widzenia planety, to jak wykorzystujemy jej zasoby, dopiero się dowiemy, bo na razie te eksperymenty są w tak niewielkiej skali, że ciężko jest cokolwiek wnioskować na temat tego, jaki wpływ na naszą planetę, na środowisko, miałoby masowe ich zastosowanie. Myślę, że to, że poszukiwane są takie rozwiązania to jest bardzo dobry znak, bo pokazuje, że i ludzie i również wielki biznes widzą, że potrzebna jest zmiana. Wydaje mi się jednak, że alternatywa dla nadmiernego spożycia białka zwierzęcego jest już dostępna. To ograniczenie spożycia mięsa i większe spożycie produktów roślinnych. To nie wymaga  nakładów technologicznych, a jedynie powrotu do pewnego zdrowego balansu, który który jest na wyciągnięcie ręki. 

Jest jeszcze jeden plus związany z tym, abyśmy po prostu przebudowali nasze rolnictwo, a nie sięgali po technologiczne rozwiązania. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego zdecydowanie lepiej jest, byśmy nasz łańcuch dostaw opierali na lokalnych producentach, na rodzinnych gospodarstwach rolnych, na bardzo istotnej dla społeczeństwa siatce powiązań, a nie oddawali kwestie produkcji naszego pożywienia w ręce pojedynczych wielkich biznesów. Rozwiązaniem dla nas powinno być przede wszystkim powrót do myślenia o rolnictwie, jako o zajęciu dla rodzinnych gospodarstw rolnych, skrócenie łańcuchu dostaw, przejście większym stopniu na jedzenie produktów roślinnych i znaczne ograniczenie spożycia białka zwierzęcego. 

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas