Wielka inwazja na Polskę, jej rozmiary porażają. Zniszczy nam przyrodę
Nie ma dzisiaj większego problemu dla polskiej różnorodności przyrodniczej niż szop pracz – mówią zgodnie przyrodnicy i myśliwi. Inwazja tego ssaka na Polskę przybiera już rozmiary klęski, a dane są jednak porażające. Przez ostatnie cztery lata liczba szopów praczy w Polsce wzrosła geometrycznie, nawet prawie dziesięciokrotnie. Bez planu na to, co z tym zrobić, czeka nas katastrofa.

W skrócie
- Szop pracz stał się głównym zagrożeniem dla polskiej bioróżnorodności, jego populacja w ostatnich latach wzrasta w zastraszającym tempie.
- Obecność szopa w Polsce prowadzi do poważnych szkód w środowisku, niszczenia lęgów rzadkich ptaków i zagrożeń zdrowotnych dla ludzi oraz zwierząt domowych.
- Brak naturalnych wrogów i popkulturowa sympatia dla tego zwierzęcia utrudnia wdrażanie skutecznych działań kontrolnych, co budzi obawy o przyszłość polskiej przyrody.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Spis treści:
Biegają mi wokół domu, wchodzą na ściany budynku i dachy - mieszkańcy z Łódzkiego i Mazowsza zamieszczają w mediach społecznościowych informacje i zdjęcia na temat szopów praczy, które pojawiają się jako nowość w tych częściach Polski. Na zachodzie Polski to nie nowość, tu szopów jest już mnóstwo. To tam widać najlepiej, z jakiej skali plagą mamy do czynienia i co nas czeka.
Wielu się zdziwi. Jak to - plagą? Przecież to tylko szop. Jak takie zwierzę może doprowadzić do katastrofy?
Przyjrzyjmy mu się uważnie. To ssak nieco mniejszy od borsuka, z charakterystycznym, puszystym ogonem w paski i głową, którą nie sposób pomylić z jakimkolwiek zwierzęciem. Czarna maska na oczach czyni z szopa nie tylko jedno z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych zwierząt na świecie. Sprawia także, że stosunek ludzi do tego zwierzęcia jest oparty na mocno ugruntowanej popkulturowo sympatii.
- Szop kojarzy się ludziom niemal wyłącznie pozytywnie. To bierze się z jego sympatycznego wyglądu, inteligencji, wreszcie z kreskówek. Disney i inne wytwórnie latami budowały wizerunek szopa jako zwierzęcia przyjaznego - przyznaje prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Efekt potęguje fakt, że szopy pracze często żyją w pobliżu ludzi, pokazują im się, podchodzą pod ludzkie domy i tam wykorzystują swój spryt i umiejętności w szukaniu smakołyków. Gdy Kolumb w 1492 r. dotarł do wysp Bahama, szopy były pierwszymi zwierzętami, jakie napotkał na plaży.

Szop pracz jest symbolem przyrody Ameryki
I rzeczywiście, w swej ojczyźnie czyli Ameryce Północnej, szop ma swoje miejsce w kulturze, popkulturze i ludzkiej świadomości jako jeden z symboli Ameryki. Co więcej, ma także swoje miejsce w amerykańskiej przyrodzie. To jego naturalne miejsce i naturalne środowisko, w którym szop funkcjonuje powiązany łańcuchem zależności z innymi amerykańskimi gatunkami.
U nas tego nie ma. W Europie, w tym Polsce szop jest gatunkiem zupełnie obcym i jako taki stał się intruzem. Mało kto jednak jest świadom, jak bardzo niebezpiecznym i mało kto wie, jak wielka jest skala tej inwazji, która zaczęła się niemal 100 lat temu.
Już w 1927 r. Niemcy podjęli pierwszą próbę wypuszczenia szopów na wolność, w okolicach Frankenburgu w Hesji - wtedy jeszcze nieudaną. W kwietniu 1934 r. na posesji leśnej Rolfa Haaga wypuszczono siedem osobników. To był początek wielkiej inwazji, którą wspomagali kolejni uciekinierzy z hodowli futerkowych, np. po drugiej wojnie światowej we wschodnich Niemczech. I ten kraj jest szczególnie dotknięty inwazją. Kassel w Niemczech uważane jest za najbardziej "zaszopione" miasto w Europie, mieszka tu więcej tych zwierząt niż w wielu miastach Ameryki.

Z Niemiec zwierzęta przedostały się dalej, w tym także do Polski. U nas szopy pojawiły się po raz pierwszy po drugiej wojnie światowej. Może było to pokłosie hitlerowskich hodowli, ale może przywieźli je też do Europy amerykańscy żołnierze - tak było np. we Francji w latach sześćdziesiątych. W 1959 r. szop był uważany za ssaka występującego w Polsce. Miał dość czasu, by się tu umościć, ale w ostatnich latach skala inwazji zaczyna przerażać.
Liczba szopów żyjących w Polsce jest już porażająca
Prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu mówi: - Najwięcej szopów jest w zachodniej Polsce, w Lubuskiem i Zachodniopomorskiem. Tam skala jest ogromna i z tego co wiem, Polski Związek Łowiecki w Zielonej Górze tylko tam eliminuje rocznie 4 tysiące tych zwierząt. Tylko na tym małym obszarze.
4 tysiące zwierząt rocznie wydaje się liczbą zawrotną i aż trudną do uwierzenia, zatem weryfikuję to w okręgowym zarządzie Polskiego Związku Łowieckiego w Zielonej Górze. Tymczasem przewodniczący zarządu Jacek Banaszek podaje takie oto liczby:
- Cztery lata temu myśliwi w okresie od 1 kwietnia do 31 marca na terenie tylko dawnego województwa zielonogórskiego, a zatem nawet nie całego obecnego województwa lubuskiego, wyeliminowali 900 szopów. Trzy lata temu było to 2 tysiące zwierząt, dwa lata temu - 4,5 tysiąca zwierząt, a w sezonie 2024/2025… 7 tysięcy.
Może zestawmy to, bo te liczby robią piorunujące wrażenie:
- 900 szopów wyeliminowanych 4 lata temu
- 2 tysiące szopów wyeliminowanych 3 lata temu
- 4,5 tysiąca szopów wyeliminowanych 2 lata temu
- 7 tysięcy szopów wyeliminowanych w ostatnim sezonie!

To znaczy, że w Polsce żyje… ile właściwie tych zwierząt? - Nie do policzenia, dziesiątki tysięcy - przyznaje prof. Tadeusz Mizera. - Dziesiątki tysięcy, ale tylko w Lubuskiem - uściśla Jacek Banaszek.
A to przecież nie wszystko, co więcej, to nie koniec. Wielu internautów tego lata wrzuca zdjęcia i informacje o szopach pojawiających się w Łódzkiem czy na Mazowszu, także we wschodniej Polsce. Jest ich więcej niż w poprzednich latach. Z jednej strony - mamy coraz więcej narzędzi i kanałów przekazywania takich informacji i zdjęć, ale z drugiej - liczba szopów wyraźnie i błyskawicznie rośnie. I zwierzęta nacierają na kolejne fragmenty Polski.
Tylko w sezonie 2-24/2025 myśliwi wyeliminowali 7 tysięcy szopów w samym tylko dawnym województwie zielonogórskim
- Do Wielkopolski dopiero dochodzą - przyznaje Jacek Banaszek z PZŁ w Zielonej Górze, który przyznaje, że w innych częściach kraju skala inwazji jest na razie mniejsza. To jednak się nieuchronnie zmieni. Przybysze z Ameryki nieuchronnie podbiją całą Polskę, a Lubuskie czy Zachodniopomorskie to miejsca, gdzie możemy zobaczyć skutki zjawiska.
Ludzie myślą, że szopy są takie milutkie. To bambinizm
Są opłakane. Dla wielu ludzi szop to sympatyczne zwierzątko, które gdy pojawi się w ogrodzie czy na tarasie, budzi rozczulenie. - I zaczyna się bambinizm - wzdycha prof. Tadeusz Mizera.
Jacek Banaszek: - Ludzie szopy fotografują, ludzie próbują je głaskać, brać do domów, wreszcie ludzie je dokarmiają. Tymczasem to najbardziej zagrażający naszej przyrodzie gatunek inwazyjny i zarazem największy problem dla różnorodności polskiej przyrody. A my go bambinizujemy.
Bambinizm to powstały na bazie disneyowskiego filmu "Bambi" infantylny stosunek przyrody, w ramach których zwierzęta traktuje się jak maskotki, a samą przyrodę dzieli się na tę dobrą i złą. To przykładanie do natury zupełnie nieadekwatnych parametrów, które zaburzają nasze postrzeganie jej. W ramach bambinizmu nasz rodzimy wilk często jest "tym złym", a szop budzi rozczulenie.
- Jestem przyrodnikiem, a przyrodnicy nie używają takich określeń jak "szkodnik", bo w przyrodzie w zasadzie szkodniki nie występują. Tu jednak wyjątkowo proszę na moją odpowiedzialność napisać: szop pracz w Polsce to szkodnik. Niebezpieczny. I mówimy naprawdę o poważnym problemie - mówi prof. Tadeusz Mizera, który opisuje szkody spowodowane przez hordy szopów. Plądrują one ptasie gniazda, w Międzyrzeczu zniszczyły lęg rzadkiego rybołowa, o czym pisaliśmy zresztą w Zielonej Interii.
- Szop jest niezwykle sprytny i sprawny oraz wszędobylski. Dociera wszędzie, do lasów, nad wodę, do ludzkich siedzib, gdzie są resztki, śmietniki, karma dla zwierząt - opisuje poznański naukowiec. - Wygląda jak pluszak, ale jego elastyczne ciało pozwala mu się wcisnąć wszędzie, w każdą szczelinę. Na dodatek sprawne i wrażliwe łapy umożliwiają szopom wybranie zdobyczy z miejsc niedostępnych dla innych drapieżników. Tak szopy plądrują nory małych ssaków, wybierają jaja i pisklęta nawet z głębokich dziupli dzięciołów. Zjadają wszystko: ptaki, małe ssaki, żaby, raki, rabują i niszczą na wielką skalę. To jest dramat - podkreśla.

Jacek Banaszek podaje konkretne liczby: - W marcu monitorowaliśmy u nas 26 par lęgowych gęsi gęgawy. Tylko cztery pary wyprowadziły potomstwo. Resztę zlikwidowały szopy. Widzieliśmy gęsi przykrywające gniazda trzcinami, by odlecieć na chwilę i szopy wypatrujące okazji, by wtedy zniszczyć lęg.
Szop w Polsce jest bezkarny, nie ma żadnych wrogów
- Szop nie ma u nas naturalnych wrogów, nie jest częścią żadnych relacji przyrodniczych. Nie ma niszy, której nie byłby w stanie splądrować, łącznie z wodnymi - dodaje.
Szopy zjadają wszystko: ptaki, małe ssaki, żaby, raki, rabują i niszczą na wielką skalę. To jest dramat
To pokazuje skalę problemu, ale nie daje pełnego obrazu. Poza zniszczeniami w środowisku dochodzą jeszcze inne zagrożenia np. chorobami i pasożytami. - W tym sensie szop zagraża naszym psom czy kotom, ale także dzieciom. Glista szopia jest pasożytem, który potrafi zrobić spore spustoszenie także w ciele człowieka - mówi łowczy.
Szop pracz jest groźnym gatunkiem inwazyjnym - W takim wypadku przepisy przewidują dwojakie środki zaradcze. Pierwszym jest odłów żywych zwierząt i przeniesienia ich do azylu dla zwierząt inwazyjnych. Drugim jest uśmiercenie. Ludziom trudno to zaakceptować z uwagi na to, jakie skojarzenia budzi szop, a my staramy się wyjaśnić, że nie ma innego wyjścia - mówi Jacek Banaszek. - Wyeliminowanie szopów pozwala ocalić nasze gatunki, ocalić zimorodka, gęgawę czy perkoza.

A i tak nie wiadomo, czy takie środki pozwolą zatrzymać nadciągająca katastrofę. - Niemcy stanęli przed podobnym problemem już wcześniej. Dzięki wielkiej mobilizacji byli w stanie jedynie spowalniać ekspansję - opowiada nam szef zarządu okręgu PZŁ w Zielonej Górze. - Zresztą trudno mi dodawać myśliwym kolejnych zadań, oni już mają w obowiązkach kontrolę kwestii ptasiej grypy, afrykańskiego pomoru świń, klasycznego pomoru świń, wreszcie wścieklizny. A szopy mogą na nią również chorować.
Szopy już żyjące w Polsce i prące na wschód to jedno. Z Niemiec mogą jednak nadchodzić kolejne. - Tam mamy dwie główne populacje szopów. To brandenburska, której przedstawiciele licznie występują w rejonie Kostrzyna czy Ujścia Warty, a także heską obejmującą Saksonię. Czy pan wie, ile szopów eliminuje się rocznie tylko w Saksonii i Brandenburgii? 50 tysięcy - słyszymy w Polskim Związku Łowieckim.
Jacek Banaszek dodaje: - Szopy chętnie wkraczają na tereny zurbanizowane, do miast. Tam myśliwi działać nie mogą i tam samorządy staną przed kolosalnym problemem. Problemem, który rozwiązywać trzeba już tylko centralnie, gdyż w przeciwnym razie ktoś obudzi się dopiero, gdy szopy opanują Warszawę.