Niemieckie miasto stało się obiektem inwazji. Największej jaką znamy
Wychodzą ze śmietników, piwnic, parków, zewsząd. I tak jest od 90 lat. Za tę plagę odpowiadać miał osobiście nazistowski dygnitarz i zbrodniarz, Hermann Göring. W Kassel temu zaprzeczają. To nie on doprowadził do jednej z największych inwazji przyrodniczych na Europę, aczkolwiek istotnie odpowiada za to Trzecia Rzesza. I po części Walt Disney.
Łowiectwo, polowania, zdobywanie trofeów i strzelanie do zwierząt było przed wojną zajęciem niezwykle popularnym nie tylko w Niemczech. Wśród dygnitarzy Trzeciej Rzeszy nie brakowało jednak zapalonych myśliwych, którzy gdy dostali do rąk władzę absolutną i niepodważalną, imali się dziwacznych pomysłów, by myśliwskie inklinacje realizować. Hermann Göring - szef Luftwaffe i jeden z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera - do takich osób należał.
Zobacz również:
Urządzał specjalne polowania, dworki myśliwskie, sztucznie zapełniał lasy zwierzyną, a na ukochane przez siebie polowania jeździł także do Polski. Przed 1939 rokiem był gościem honorowym sanacyjnych polityków, chociażby w Puszczy Białowieskiej.
Nic dziwnego, że to on jest obarczany odpowiedzialnością nie tylko za wielkie zbrodnie przeciw ludzkości, ale i przyrodzie. Hermann Göring miał osobiście stać za wielką i niszczycielską inwazją na Europę. Za sprowadzeniem tu szopów praczy.
Szopy w Kassel to chleb powszedni
Mieszkańcy Kassel w zasadzie się już przyzwyczaili. Gdy zapada zmrok, szopy pojawiają się wszędzie. Niczym duchy zjawiają się jeden po drugim. Ulice, chodniki, miejskie parki, drzewa - ruszają na cowieczorny patrol. W ciągu dnia są raczej niewidoczne, ale do życia budzi je zmrok.
Parki miejskie Karlsaue i pobliski Schönfeld w mieście Kassel niedaleko Hanoweru zapełniają się szopami. To dowód na to, że Kassel jest miastem szczególnym w skali Niemiec, w skali Europy. Najbardziej "zaszopionym" miastem kontynentu. Pełnym tych zwierząt.
U Disneya i w wielu innych kreskówkach amerykańskich jest sympatycznym, uroczym zwierzątkiem. Szop Meeko towarzyszy Indiance Pocahontas w słynnej produkcji z 1995 r., co wpisuje się w pewien schemat filmów rysunkowych: inteligencja, odwaga, miękkie futerko i słodkie uszka. Misiowata sylwetka, miły pyszczek, wreszcie charakterystyczny wygląd z czarną maską wokół oczu podobną do tej, jaką nosił Zorro powodują, że szop stał się jednym z najczęściej wykorzystywanych zwierząt w amerykańskiej popkulturze.
Niemcy w zasadzie też je lubią. W Kassel nie brakuje ludzi, którzy szopy dokarmiają, zostawiają im resztki i reagują na nie jak na sympatycznych gości, zwanych tu "waschbär" czyli niedźwiedź myjący, niedźwiadek pracz. Ta nazwa pracz wzięła się z umiejętności zwierzęcia, które tylko pozornie wygląda na pranie czy mycie posiłku w wodzie. Szopy nie mają jednak problemu z tym, aby zjadać pokarm zabrudzony, nie o to chodzi. Tu chodzi o zmysły.
W rzeczywistości szopy mają na przednich kończynach bardzo wrażliwe komórki skóry. Zwierzęta mają na łapach zrogowaciały, ale elastyczny i żywy naskórek, który zmienia się pod wpływem namoczenia w doskonałą maszynerię do budowania przestrzennej struktury odkrywanego świata. Szop poluje dotykiem, porusza się za pomocą dotyku i odnajduje nim świat. Ewolucja rozwinęła u tych ssaków receptory dotykowe do takiego stopnia, że dwie trzecie ich powierzchni mózgu odpowiedzialnej za postrzeganie zmysłowe jest wyspecjalizowane w rozpoznawaniu bodźców dotykowych.
Szop pracz to wielka plaga w przyrodzie
W wielkim parku Karlsaue i mniejszym Schönfeld, z oczkami wodnymi, zaroślami i drzewami (marzenie każdego szopa) w niedzielę biega, spaceruje, jeździ na rowerze wielu mieszkańców Kassel. Słowo "racoon" niewiele im mówi.
- Waschbär - jednak na to reagują. - Są, są. Nasze niedźwiadki. Sporo ich tu - informują i dodają, że szopy wychodzą z kryjówek, gdy zapada zmrok. "Niedźwiadki" w cudzysłowie, bo szop pracz nie jest niedźwiedziem, ani małym, ani dużym. To przedstawiciel typowej dla Ameryki rodziny szopowatych, obejmującej także ostronosy, kinkażu czy olingo - zwierzęta nieznane w Europie. Dotąd nieznane. Wszystkie są puchate, sprawiają miłe wrażenie, więc stosunek mieszkańców Kassel do "niedźwiadków" jest przyjazny. Mówią o nich czule, twarze pogodnieją.
To jest właśnie to, czego zoologowie obawiają się najbardziej. Wiele zwierząt inwazyjnych budzi nienajlepsze skojarzenia, ale nie szop. Jego pyszczek z czarną maską i wizerunek w mediach sprawiają, że jest lubiany. Niewykluczone, że to Disney odpowiada za taką sytuację i katastrofę, jaka spadała na nasze głowy już nie tylko w Niemczech.
Niewykluczone, że za katastrofę związaną z szopami odpowiada nie tylko Trzecia Rzesza, ale i Disney
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jaką plagą są szopy w Europie. Na kuny narzekamy, gdy niszczą poddasza i kable w samochodach. Tchórze i lisy wyciągają drób z kurników. Norki masakrują wodne zwierzęta, a puszczone wolno koty zabijają ptaki i małe ssaki. Szkody powodowane przez szopy mało kto dostrzega, bo też ten ssak oddziałuje na przyrodę niepostrzeżenie. Za to bardzo mocno.
- Mamy świeży film z szopem, który usiłuje wejść do gniazda bociana czarnego w Wielkopolsce - mówi prof. Tadeusz Mizera. To jeden z dowodów na to, że przybysz z Ameryki plądruje ptasie gniazda, wybiera jaja i pisklęta. Kolonia rybitw pod Kiszkowem została wybita w jedną noc, prawdopodobnie właśnie przez szopa czy ich zgraję.
Szopów w Europie jest coraz więcej, a zaczęło się właśnie w Niemczech, niedaleko Kassel. To tutaj myśliwy i hodowca drobiu (sic!) Rolf Haag zaproponował miejscowemu leśniczemu, hrabiemu Wilhelmowi Sittichowi Freiherrowi von Berlepschowi, by urozmaicić miejscowa faunę zwierzętami z Ameryki. Wtedy tak to widziano - jako urozmaicenie, bez patrzenia na konsekwencje.
Wiele wskazuje na to, że Hermann Göring niewiele miał wspólnego z decyzją o wypuszczeniu szopów. Podjęta została na poziomie leśniczego i 12 kwietnia 1934 roku cztery pierwsze szopy znalazły się w lesie Edersee niedaleko Kassel. Dzisiaj, po 90 latach dane są wręcz porażające. W Niemczech może żyć od 200 tysięcy do nawet miliona szopów praczy, z czego wyjątkowo dużo w Kassel.
To liczące 200 tysięcy ludzi miasto znane jest dzisiaj jako najbardziej "zaszopione" poza Europą. I to Kassel oraz Hesja jako pierwsze wprowadziły zgodę na odstrzał tych zwierząt, już w 1954 roku. Dwadzieścia lat po wypuszczeniu czterech sztuk (do których doszły prawdopodobnie inne zwierzęta wypuszczane w kolejnych miejscach Niemiec i uciekinierzy z ferm futerkowych; np. w 1945 roku kilkadziesiąt szopów uciekło z fermy w Wolfshagen w Brandenburgii).
12 kwietnia 1934 roku cztery pierwsze szopy znalazły się w lesie Edersee niedaleko Kassel. Dzisiaj, po 90 latach dane są wręcz porażające. W Niemczech może żyć od 200 tysięcy do nawet miliona szopów praczy, z czego wyjątkowo dużo w Kassel.
Według danych Niemieckiego Związku Łowieckiego w sezonie polowań 2021/2022 zabito ponad 200 tysięcy szopów. W kolejnych latach - podobnie. I niewiele to daje.
Futerkowy Blitzkrieg w Europie
Szopy rozprzestrzeniły się z Niemiec na Danię, Belgię, Holandię, Luksemburg, Francję, Szwajcarię. Kiedy brytyjskie tabloidy dowiedziały się, że wypuszczono je na wolność w 1934 roku, w czasach Trzeciej Rzeszy, od razu wyciągnęły to do tytułów. "Nazistowskie szopy nad Kanałem La Manche. Za chwilę będą u nas" - grzmiały. I dodawały: "Futerkowy Blitzkrieg".
Futerkowy Blitzkrieg dotarł też do Polski. Szopy są już liczne w zachodniej części kraju, w Zachodniopomorskiem, Lubuskiem, coraz liczniejsze w Wielkopolsce, a pojawiają się i w innych częściach kraju. Inwazja postępuje.
Mieszkańcy Kassel już przywykli. Tu szopów są tysiące. Na jednym strychu może ich mieszkać po 20-30 sztuk. Raz pod ich ciężarem zawalił się strych jednego z domów koło Karlsaue. Te zwierzęta stały się już symbolem Kassel, chociaż przez nie nie ma tu już wielu ptaków i zniknęły płazy. Tu się wszystko zaczęło i niebawem miasta Europy mogą wyglądać tak jak Kassel.
Radosław Nawrot, Kassel