Polowania nie przynoszą efektu. Australia wybrała inny sposób na krokodyle
Mimo tego, że od 1971 r. krokodyle różańcowe są chronione na terytorium Australii, to jednak kraj ten prowadził ich kontrolowany odstrzał. Miał on na celu ograniczenie zagrożenia, jakie gady tworzą na Terytorium Północnym. Wiele wskazuje jednak na to, że odstrzał ustanie. Nie ma sensu.
Australijscy myśliwi twierdzą, że odstrzał krokodyli różańcowych na Terytorium Północnym to jedyny sposób na kontrolowanie ich populacji. Teza ta nie znajduje jednak potwierdzenia w rzeczywistości. Zabijanie zwierząt nie przynosi pożądanego efektu. Liczba ataków krokodyli na ludzi nie spada.
Analiza wykonana na zlecenie Uniwersytetu Karola Darwina działającego w - nomen omen - mieście Darwin na Terytorium Północnym wykazała, że w latach 1979–2022 w regionie miało miejsce 76 ataków krokodyli, z czego 30 proc. zakończyło się śmiercią ludzi.
Czytaj więcej o krokodylach:
"People and Nature" działające pod auspicjami British Ecological Society opublikowało badanie na temat wpływu liczebności krokodyli różańcowych na ataki na ludzi, z których Australia słynie. To kontynent uważany za wypełniony niebezpiecznymi zwierzętami, ale to właśnie atak krokodyla często trafia na czołówki gazet.
W badaniach tych czytamy dość interesujący wniosek, obnażający myślenie o odstrzałach jako o rozwiązaniu nadzwyczaj prymitywnym. "Ataki dużych drapieżników na ludzi często prowokują apele o redukcję populacji tych zwierząt. Ma to zmniejszyć liczbę takich incydentów. Choć wydaje się to pozornie logiczne, obecnie istnieje niewiele dowodów potwierdzających spójny związek między zagęszczeniem dużych drapieżników a atakami na ludzi" - czytamy.
O atakach bowiem nie decyduje liczba zwierząt, ale konkretne interakcje z ludźmi. Naukowcy z Darwin piszą: "Populacja krokodyli różańcowych w Australii odbudowała się z bardzo niskiego poziomu w latach 70. i ustabilizowała się ok. 2009 r.".
Kluczem prewencji jest edukacja, a nie odstrzał
Liczba ataków spadła, co - zdaniem naukowców - wiąże się ze zwiększoną świadomością ludzi i odpowiednim postępowaniem wobec tych gadów. Edukacja i świadomość okazały się o wiele skuteczniejsze niż jakiekolwiek odstrzały i zabijanie zwierząt.
Naukowcy obliczyli, że według matematycznych, prostych wzorców trzeba by wybić 90 proc. krokodyli różańcowych na Terytorium Północnym, aby w ten sposób zmniejszyć częstotliwość ataków o połowę. Kosztowałoby to przeszło 87 mln dolarów australijskich.
I tu porównanie - władze Terytorium Północnego wydały 250 tys. dolarów australijskich na kampanię edukacyjną „Be Crocwise” w latach 2010-2020. Przyczyniła się ona do spadku liczby wypadków z krokodylami o 10 proc. Była o wiele bardziej efektywna niż polowania.
Dlatego Australia zamierza zrezygnować z kontroli liczby gadów poprzez ich odstrzał. Chce zwiększyć nakłady na edukację i informację na temat tego, gdzie krokodyle są i jak unikać ich ataków.
Torbacze z zębami i diabły jak z piekła. Co wiesz o zwierzętach Australii? [QUIZ]
Krokodyl różańcowy to największy przedstawiciel tych gadów, jaki żyje obecnie. Przebija rozmiarami krokodyla nilowego, krokodyla amerykańskiego, wszelkie aligatory, gawiale. Może osiągać nawet ponad 6 metrów i ważyć półtorej tony, chociaż legendy głoszą o zwierzętach jeszcze większych.
Ten krokodyl żyje w południowej Azji od Indii i Cejlonu po Filipiny i Indonezję, ale także w północnej Australii, na Nowej Gwinei, Fidżi i niektórych wyspach Pacyfiku. Świetnie radzi sobie także w słonej wodzie morskiej i potrafi przepływać odcinki w morzu. Stąd jego australijska nazwa: saltwater crocodile, czyli krokodyl słonowodny.
Według obliczeń prawdopodobieństwo, że na Terytorium Północnym zginie się w wypadku samochodowym jest 363 razy większe niż prawdopodobieństwo śmierci w paszczy krokodyla różańcowego.