Jeden wielki śmietnik. NIK nie zostawia na gospodarce odpadami suchej nitki
Wnioski po długoletnim sprawdzaniu przez Najwyższą Izbę Kontroli polskiego systemu gospodarki odpadami są druzgocące. Firmy nie wywiązują się ze zobowiązań, samorządy manipulują danymi, a rząd nie przyjął wielu przepisów, które nakazała nam wprowadzić Unia Europejska. System śledzenia odpadów nie działa prawidłowo i wkrótce możemy zapłacić milionowe kary za niespełnienie unijnych wytycznych odnośnie śmieci - wynika z podsumowania przekrojowej kontroli NIK.
Gospodarkę odpadami w Polsce nadal trawi wiele nieprawidłowości. Szacuje się, że szara strefa w śmieciach przynosi rocznie 750 mln zł strat dla budżetu państwa z tytułu utraconych podatków. Podejrzenia budzą też dane o transporcie odpadów, z których wynika, że dużo więcej odpadów - nawet pięciokrotnie więcej - importujemy niż wywozimy z naszego kraju. Polska gospodarka powinna też już przechodzić w kierunku obiegu zamkniętego, ale cele tej polityki nie są wypełniane.
NIK: Gospodarka odpadami w Polsce nie działa prawidłowo
Te wszystkie czynniki spowodowały, że Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w polskiej gospodarce odpadami. Weryfikacja polskiej branży zagospodarowania śmieci trwała aż pięć lat. O jej wynikach poinformowano w ubiegłym tygodniu podczas obrad sejmowej komisji ds. samorządu i polityki regionalnej.
- Nasza ocena jest taka, że system gospodarki odpadami (...) oraz transgraniczne przemieszczanie odpadów nie funkcjonowały prawidłowo - powiedział Tomasz Gaweł, p.o. dyrektora departamentu środowiska w NIK.
Kontrolerzy wyliczają: nie stworzono odpowiedniego systemu do monitoringu i zarządzania odpadami, nie przyjęto w pełni unijnych przepisów odpadowych, nie wprowadzono prawa, które nakazywałoby producentom produktów i opakowań dokładać się do gospodarki odpadami, a wprowadzanie gospodarki obiegu zamkniętego skończyło się na pilotażu, w którym wzięły udział tylko trzy gminy z pięciu zaplanowanych.
Za odpady będziemy płacić Unii Europejskiej milionowe kary
Jak zauważył Tomasz Gaweł z NIK, szczególnie dotkliwe dla Polski mogą być konsekwencje nieprzyjęcia do tej pory unijnych przepisów odpadowych, co powinno wydarzyć się jeszcze w 2020 r. - Ogranicza to szanse na przygotowanie niezbędnej infrastruktury i naraża nasz kraj na kary finansowe nakładane przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej - zauważył przedstawiciel NIK.
W zapanowaniu nad śmieciowym chaosem w Polsce miała pomóc elektroniczna baza danych o odpadach (BDO). Tymczasem w ciągu trzech lat od jej powstania w 2018 r. uruchomiono zaledwie jeden z czterech planowanych modułów tego narzędzia. - Rejestr nie był kompletny do kwietnia 2018 r., a finansowanie wydłużono o 11 lat - raportował Tomasz Gaweł.
Zobowiązania Ministerstwa Klimatu na utworzenie i prowadzenie BDO miały wynosić 500 tys. zł i na dodatek naruszały ustawę o finansach publicznych. Baza, jak wykazała NIK, ma jednak wiele niedociągnięć i błędów. Zgłaszały je m.in. organizacje odzysku, gminy, a nawet Główny Inspektorat Ochrony Środowiska.
Gospodarka odpadami w Polsce, czyli jeden wielki chaos
Kontrolerzy zwrócili także uwagę na to, że firmy i samorządy gospodarujące odpadami nieprawidłowo je klasyfikują i składają nierzetelne sprawozdania (dotyczyło to 50 proc. skontrolowanych gmin). Administracja publiczna z kolei nierzetelnie weryfikowała złożone sprawozdania.
Przy okazji wyszło także na jaw, że firmy zajmujące się recyklingiem zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego oraz baterii były bardzo rzadko kontrolowane. Z kolei przetwarzający odpady robili to bez stosownych zezwoleń, a magazynowanie odbywało się wbrew przepisom.
Fatalnie podczas kontroli wypadły też punkty selektywnego zbierania odpadów komunalnych (tzw. PSZOK). Nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu stwierdzono w przypadku aż 69 proc. kontrolowanych spółek komunalnych.
NIK zauważył również, że w 2018 r. poziom zbiórki odpadów w Polsce z podziałem na frakcje wyniósł niecałe 30 proc. Tymczasem według unijnych przepisów w 2025 r. powinien on wynosić już 50 proc.