Ruszą na pomoc polskim uprawom. Wystarczy wbić tyczkę i czekać
To widok, który często intryguje kierowców przejeżdżających nawet drogami szybkiego ruchu. Na stojących wokół słupach czy barierkach tkwi ptak. Jest spory i niewątpliwie drapieżny. Siedzi w takich miejscach, jakby z zainteresowaniem obserwował kierowców. W rzeczywistości obserwuje co innego i wystarczy mu przygotować takie stanowisko, aby zadbał o nasze pola i uprawy.
Ornitologowie zapytani: "którego to drapieżnego ptaka widziałem na słupie przy drodze, gdy jechałem/jechałam samochodem?" w zasadzie mogą bez uciekania się do zdjęć i bardziej szczegółowych opisów powiedzieć w ciemno, że to był myszołów zwyczajny. To typowy dla tego szponiastego ptaka obyczaj wypatrywania zdobyczy, który mocno go pod tym względem wyróżnia.
Można by powiedzieć, że to nieco bez sensu, skoro drapieżnik jest dobrze widoczny z daleka. Czy nie powinien się ukryć? Jego potencjalny obiad i tak go na takim stanowisku nie dostrzeże, za to on ma świetny punkt obserwacyjny.
Myszołowy mają jeszcze jeden świetny patent na poszukiwanie zdobyczy - to zawisanie niemal nieruchomo w powietrzu i kołysanie się na podmuchach wiatru niczym latawiec. Nieco zaokrąglone skrzydła kapitalnie nadają się wtedy do takiego biernego lotu.
Wielu z nas pewnie widziało kiedyś tajemniczego ptaka w takiej pozie. To myszołowy zwyczajne wypatrują zdobyczy, oszczędzając energię na aktywny lot. Nawet jednak to oszczędne szybowanie sprawia, że jakieś wydatki energetyczne mają. Obserwacja ze słupa czy znaku drogowego albo drogowskazu jest jeszcze oszczędniejsza.
Czy rozpoznasz polskie ptaki? Będzie łatwo, potem coraz trudniej [QUIZ]
Myszołów cierpliwie obserwuje aż namierzy gryzonia
Zdobycz nie widzi myszołowa, bo jest niewielka i ukryta w zbożu, trawie, między fragmentami gruntu. Ptak ma świetny wzrok, ale przy tak małej zdobyczy przyda mu się przewaga wysokości, aby ją dostrzec. Wszelkie zatem słupy, znaki, żerdzie, płoty, ekrany akustyczne i inne podobne przedmioty zainstalowane przez ludzi świetnie się do tego nadają.
- One przyciągają myszołowa, o ile stoją w pobliżu łąki czy pola - mówi prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który bada te ptaki.
- I jest to zarazem najprostszy i najtańszy sposób na poradzenie sobie z gryzoniami na swoich polach, w szkółkach drzew, plantacjach, tradycyjnych polach z miedzami. Nie trzeba żadnej chemii, pułapek i innych środków. Wystarczy wbić kilka żerdzi, zwykłych słupków i tyle. Myszołów zajmie się resztą.
Ptak bowiem nie pogardzi takim znakomitym miejscem do obserwacji płaskiej i odkrytej przestrzeni, a takie właśnie patroluje w poszukiwaniu zwłaszcza gryzoni. Zwierzę zwie się myszołowem, ale nazwa jest nieco myląca. Bardziej adekwatna brzmiałaby "nornikołów".
Badania wskazują bowiem, że przytłaczająca większość zdobyczy myszołowa to norniki zwyczajne, zwane polnikami. To w zasadzie przeszło dwie trzecie łapanych drobnych kręgowców, którymi się żywi. W mniejszym stopniu ptak zjada także inne gatunki norników (mniej liczne), nornice, wreszcie szczury, myszarki, czyli myszy polne.
Potrafi schwytać także kreta, susła, nawet łasicę czy gronostaja, a wyjątkowo także gady i płazy, a nawet owady, ale to zdarza się rzadziej. Gdy nadchodzi zima, wówczas ogromną rolę w diecie myszołowa zaczynają odgrywać łapane ptaki do wielkości gołębia. To wtedy też ważna dla niego staje się padlina, a obserwacja dróg szybkiego ruchu to patent ptaka, by wypatrzyć jakieś rozjechane zwierzę.
Nawet przy autostradach można zobaczyć myszołowy wypatrujące okazji. Ptaki uczą się wówczas, kiedy i jak zabrać część zdobyczy i samemu nie wpaść pod samochód. To się zdarza, ale myszołowy nie stanowią wielu ofiar pędzących aut, nauczyły się ich unikać.
Ocena odległości i odpowiedniego momentu na atak to podstawa ich życia. Jeden słup, jedna żerdź wbita na obrzeżu sprawi, że uprawa zostanie oczyszczona z gryzoni. Zwłaszcza w okresie lęgowym myszołowy chwytają bardzo dużo małych zwierząt i są świetnymi, cierpliwymi łowcami. Na naszych polach - najważniejszymi, także dlatego że to nasz najliczniejszy ptak szponiasty .
Myszołów włochaty - gość z Północy
W Polsce pojawia się także drugi myszołów, związany raczej z terenami Północy - to myszołów włochaty. Nazwę zawdzięcza temu, że ma upierzone nogi i skok aż do palców, a u myszołowa zwyczajnego są one nagie. Przez lata myszołowy włochate w tundrze Eurazji związane były z masowym pojawianiem się lemingów, arktycznych gryzoni, które w Polsce nie występują. Dzisiaj jednak te ptaki pojawiają się często także u nas, zwłaszcza zimą, gdzie polują na gryzonie we współpracy z myszołowami zwyczajnymi.
Gryzoni jest sporo i dla każdego wystarczy, zwłaszcza w tzw. latach mysich, czyli ich wysypu. A jednak nie przekłada się to na wzrost liczby myszołowów w Polsce. - Wcale nie jest ich więcej niż kiedyś - mówi prof. Tadeusz Mizera. - Liczba ptaków nie rośnie, a fakt że widzimy je częściej jest mylący i wynika stąd, że przesuwają się bliżej dróg. Populacja myszołowa zwyczajnego szacowana jest na 48-55 tys. par w latach 2013-2018. W porównaniu do 2000 r. liczebność spada.
Mordy na ptakach, niszczenie ich gniazd, zakładanie wnyków, wreszcie chemia stosowana w rolnictwie robią swoje. Tymczasem trudno znaleźć skuteczniejszy i bardziej naturalny sposób na walkę z gryzoniami niż myszołów strzegący pola na wbitym paliku . - Wystarczy takie wbić, aby przywabić myszołowy. Rolnik sam będzie dobrze wiedział, gdzie taki palik najlepiej postawić. Grunt żeby nie było to blisko drzewa, na terenie otwartym i z dobrą widocznością na pole. I najlepiej gdyby miał kształt litery T, wtedy ptakom lepiej się na nich czatuje - mówi prof. Mizera.
Niekiedy możemy odnieść wrażenie, że na jednym polu czy przy jednej drodze siedzi kilka różnych gatunków ptaków. Myszołowy różnią się bowiem od siebie niekiedy znacznie ubarwieniem. Ptaki ciemne mogą sąsiadować z upierzonymi jasno, niemal białymi. To jednak tylko odmiany barwne jednego gatunku. Pisklęta w jednym gnieździe mogą należeć do różnych form barwnych.