Klimat kontra pieniądze, czyli nowa polityka rolna UE
Toczące się w Brukseli rozmowy o przyszłym kształcie polityki rolnej to nie tylko kwestia podziału wielkich pieniędzy, ale również, czy UE wywiąże się z celów klimatycznych, które sama sobie wyznaczyła.
Portal Politico porównał wspólną politykę rolną UE do gigantycznej piniaty wypełnionej gotówką. W środku jest łącznie 387 mld euro, czyli około jednej trzeciej budżetu wspólnoty na lata 2021-2027. Pieniądze mają trafić do rolników i na wsparcie rozwoju obszarów wiejskich, a nowe, negocjowane właśnie zasady, zacząć obowiązywać od 2023 r.
Spierają się trzy zespoły negocjatorów: Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i 27 państw członkowskich. Teoretycznie ich wspólny cel (poza podziałem zawartości "piniaty"), to sprawić, by ogromne dotacje rolne bloku stały się bardziej sprawiedliwe, a jednocześnie bardziej przyjazne dla środowiska. Cały sektor rolniczy ma się wpisać w unijny cel, jakim są zerowe emisje netto do 2050 r. A jest co ograniczać, bo rolnictwo odpowiada za co najmniej 10 proc. unijnych emisji gazów cieplarnianych.
Uczestniczący w rozmowach negocjatorzy twierdzą, że chcą zamknąć rozmowy w tym tygodniu, szczególnie, że wprowadzenie nowego okresu programowania WPR już jest opóźnione o dwa lata. Rychłe zakończenie rozmów, biorąc pod uwagę, jak wiele jest znaków zapytania, wcale nie jest jednak pewne. Podobnie, jak to, czy rzeczywiście natura ma szansę wygrać z tak potężnymi pieniędzmi.
Problemem numer jeden europejskiego rolnictwa na jego drodze do reformowania się w kierunku bardziej przyjaznemu środowisku jest to, że w ostatnich dziesięcioleciach zmierzało w stronę przeciwną. Odkąd w 1962 r. zaczęto wprowadzać Wspólną Politykę Rolną, następuje stały spadek liczny małych i średnich gospodarstw przy jednoczesnym wzroście liczby gospodarstw dużych i bardzo dużych z intensywną, wielkoskalową produkcją rolną. W ostatniej dekadzie liczba gospodarstw na terytorium UE spadała, choć zwierząt było w nich coraz więcej. Jednocześnie to najwięksi najintensywniej korzystają z dopłat, podczas gdy do małych i średnich gospodarstw trafia zaledwie jedna piąta funduszy. Unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski przyznał ostatnio, że powodem, dla którego zniknęły ponad 4 mln gospodarstw w ciągu ostatniej dekady były "błędy wspólnej polityki rolnej". Teraz deklaruje "Moim zamiarem jest zatrzymanie procesu znikania małych gospodarstw. W przeszłości europejski sektor spożywczy opierał się na małych gospodarstwach i tak powinno być również w przyszłości".
Na tej drodze kluczowe mogą być zachęty dla rolników, by gospodarstwa przestawiali na bardziej ekologiczne tory. PE domagał się m.in., by na dobrowolne ekoschematy zarezerwowano 30 proc. wszystkich funduszy na dopłaty bezpośrednie. Rada chciała, by było to tylko 20 proc. W gotówce to różnica 20 mld euro w ciągu pięciu lat. Najnowsza propozycja, tuż przed rozpoczęciem rozmów, mówiła o 23 proc. od 2023 r. i 25 proc. od 2025 r.
Pekka Pesonen, sekretarz generalny europejskich rolników i spółdzielni Copa Cogeca, ostrzega przed uproszczeniami. Jego zdaniem doprowadzi do tego, że rolnicy będą musieli dokonywać zielonych inwestycji mimo niższych dopłat.
Rozpoczęte dziś rozmowy mogą utknąć na kwestiach związanych z ochroną pracowników w dużych gospodarstwach (szacuje się, że może to być nawet 4 mln osób). Kolejny problem to ochrona unijnych rolników przed konkurencją spoza wspólnoty, w tym z państw, gdzie wykorzystywana jest praca dzieci, trwa niekontrolowane wylesianie, czy nieuregulowane są kwestie związane ze stosowaniem środków chemicznych. Tu w dalszej perspektywie możliwy jest konflikt z WTO. Wreszcie kwestią, która musi zostać uzgodniona na ostatnim etapie negocjacji jest sprawa tego, do jakiego stopnia Komisja Europejska może weryfikować plany WPR państw członkowskich, jeśli stanęłyby one w sprzeczności z unijnym Zielonym Ładem.