Czy wyciągniemy lekcję z epidemii ASF?
Półtora roku po wejściu w życie specustawy o ASF, do Sejmu trafił dziś poselski projekt ustawy naprawczej. - Na razie, jako kraj zupełnie nie poradziliśmy sobie z tym problem - pisze Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, która współtworzyła naprawczy projekt.
W lutym 2014 r. stwierdzono pierwszy przypadek ASF w Polsce, przy granicy z Białorusią. Od tego czasu liczba zakażeń systematycznie narastała, by do dziś osiągnąć łącznie 11 421 przypadki u dzików oraz 365 ognisk u świń, przy czym ogniska dotyczące świń mogą - w zależności od wielkości gospodarstwa - liczyć od kilku do nawet kilkunastu tysięcy zwierząt. Choroba, niegroźna dla innych gatunków, u świń przebiega ostro, a zakażone nią zwierzęta giną w ciągu kilkunastu dni. Skutecznej szczepionki nie ma.
Wystąpienie ogniska ASF u świń wiąże się nie tylko z ogromnym cierpieniem tych zwierząt i stratami dla rolników. Wpływa także na gospodarkę, bo każde kolejne potwierdzone ognisko ASF, oddala w czasie możliwość eksportu wieprzowiny na tak zwane rynki trzecie, w szczególności do Chin czy Rosji.
Skuteczna walka z ASF w Czechach
Europa zna przypadki skutecznego poradzenia sobie z ASF. Wzorcowe są tu Czechy, które w swojej strategii walki z chorobą postawiły na surowe zasady bioasekuracji w strefie zainfekowanej. Wprowadzono tam m.in. zakaz przydomowego chowu świń oraz obowiązkowe zgłaszanie każdego przypadku padłego lub chorego zwierzęcia pod kątem wykonania badań na ASF.
Bioasekuracja dotyczyła również hodowli i transportu zwierząt. Do tego doszło grodzenie obszaru zainfekowanego płotem pod napięciem oraz skrupulatne usuwanie tusz padłych zwierząt (bo to martwe, a nie żywe dziki są głównym czynnikiem transmisji wirusa). Czesi zdecydowali się także na odstrzał redukcyjny, ale ten odbywał się w ścisłym reżimie sanitarnym, z pomocą snajperów i specjalnie przeszkolonych myśliwych.
Do poszukiwania i utylizacji padłych dzików zaangażowano policję i służby weterynaryjne. W efekcie naszym południowym sąsiadom udało się już dwa lata temu skutecznie zatrzymać epidemię w swoim kraju.
ASF w Polsce - historia porażki
Co się działo w Polsce? Już na początku 2018 r. NIK z niepokojem donosiła w swoim raporcie, że program bioasekuracji, który miał zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa ASF u świń, był niewłaściwie przygotowany i nierzetelnie realizowany.
Aż 74 proc. skontrolowanych przez NIK gospodarstw nie posiadało żadnych zabezpieczeń przed wirusem.
Nadzór Głównego Lekarza Weterynarii "sprowadzał się do bezkrytycznego przyjmowania od powiatowych lekarzy weterynarii informacji o uznawaniu gospodarstw za spełniające najwyższy stopień bioasekuracji, pomimo że liczba likwidowanych stad wskazywała na niepełną realizację celów programu. Często w protokołach sporządzanych przez Inspekcję Weterynaryjną stan zabezpieczeń podawano jako prawidłowy, mimo iż tak nie było".
W swoim raporcie NIK wnioskowała zarówno do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, jak również do Głównego Lekarza Weterynarii o szereg działań dotyczących bioasekuracji oraz skutecznego nadzoru weterynaryjnego nad gospodarstwami. Efekt? Nieszczególny. O ile w raporcie NIK donoszono o tym, że: "do października 2017 r. liczba przypadków ASF u dzików wzrosła do 567, a ognisk u świń do 103", a wirus przekroczył linię Wisły.
Ponad trzy lata później zakażenia wirusem występują na Warmii i Mazurach, Pomorzu oraz w województwach lubuskim i wielkopolskim, skąd przedostał się on do Niemiec. Dla porównania: w 2019 r. w Polsce zarejestrowano 48 ognisk ASF u świń i 2477 przypadki u dzików, a w 2020 - 103 ogniska u świń i 3934 przypadki u dzików.
W Polsce, po decyzjach podjętych przez Międzyresortowy Zespół Kryzysowy ds. ASF i ówczesnych ministrów rolnictwa i środowiska - Jana Krzysztofa Ardanowskiego i Henryka Kowalczyka - realizowana jest strategia niemal całkowitej depopulacji dzików, do poziomu 0,1 dzika na kilometr kwadratowy, którego Komisja Europejska i Europejskie Biuro ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) nigdy nie rekomendowały, a eksperci wręcz przestrzegali, że zbyt intensywny i może doprowadzić do rozprzestrzenienia się epidemii. Nie przeszkadzało to jednak uczynić strzelania do dzików główną osią zainicjowanej przez byłego ministra rolnictwa specustawy o ASF, tzw. Lex Ardanowski.
Pośród wad Lex Ardanowski można wymienić m.in. promowanie odstrzału sanitarnego, jako głównego narzędzia zwalczania wirusa, przy marginalnym traktowaniu monitoringu biernego; wadliwość regulacji dotyczących kontroli bioasekuracji podczas polowań i odstrzałów; brak wyraźnego zdefiniowania odstrzału sanitarnego oraz zasad jego prowadzenia, co stwarza pole do nadużyć skutkujących rozprzestrzenianiem się wirusa jak np. polowanie na inne zwierzęta przy jednoczesnym odstrzale sanitarnym dzików.
Dysproporcja między odstrzałem a innymi działaniami zapobiegającymi ASF widoczna jest także na poziomie finansowym. Tylko w 2020 r. państwo polskie przeznaczyło na zabicie 150 tys. dzików około 72 mln zł. W tym samym czasie środki przeznaczone na monitoring bierny wyniosły około 1,5 mln zł.
Z ASF można wygrać
Nie tylko przykład walki z ASF w Czechach, ale też dostępne dane naukowe potwierdzają, że ciężar działań w przeciwdziałaniu ASF powinien znaleźć się po stronie biernego wyszukiwania padłych dzików oraz wygrodzeń wokół stref zakażonych.
Szansa na znalezienie zakażonego dzika w wyniku odstrzału wynosi 0,5 proc., podczas gdy skuteczność monitoringu biernego jest od 40 do 100 razy większa.
Choć w dyskusji dotyczącej ASF częściej pojawiają się argumenty ekonomiczne niż ekologiczne, warto dodać, że odstrzał dzików na tak olbrzymią skalę to znacznie więcej niż kwestia etyki. Jego skutki dla populacji dzików będą tragiczne i wpłyną z całą pewnością na świadczone przez te zwierzęta usługi ekosystemowe (są to m.in.: przyspieszanie rozkładu materii i wspomaganie naturalnego odnowienia drzew przez buchtowanie czy ograniczanie gradacji poprzez zjadanie dużej liczby owadów, postrzeganych przez leśników, jako szkodliwe).
Ustawa do naprawy
Organizacje pozarządowe, z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot na czele, od początku zwracały uwagę, że poleganie wyłącznie na odstrzale dzików, bez systemowego podejścia do kwestii bioasekuracji i bez monitoringu biernego, to droga donikąd. Potwierdzają to zarówno dane naukowe, jak też przytoczone wyżej informacje o przypadkach zakażeń i zasięgu terytorialnym choroby.
W oparciu o nie przygotowany został przez mecenas Karolinę Kuszlewicz, we współpracy z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot i grupą posłanek Koalicji Obywatelskiej, projekt ustawy naprawczej, którego celem jest zapewnienie rzeczywistych - a nie pozornych - podstaw do walki z ASF.
Kluczem do naprawienia tej sytuacji jest określenie jasnych zasad, na jakich zwalczanie wirusa ma być prowadzone, zdecydowane ograniczenie dotychczasowej dowolności w wyborze metod (które w zasadzie bezrefleksyjnie koncentrują się na odstrzale sanitarnym dzików) i uzależnienie tego wyboru od stanu wiedzy i rekomendacji naukowych.
Ustawa naprawcza proponuje szereg zmian w istniejących zapisach, m.in.: wprowadzenie definicji odstrzału sanitarnego określającej obszar, na którym może być on prowadzony, zakaz wykonywania jednoczesnego polowania na inne zwierzęta oraz wymogi jego zgłaszania. W propozycji wprowadzono również definicje pośrednich (niewymagających uśmiercania zwierząt) i bezpośrednich (polegających na uśmiercaniu zwierząt) sposobów zapobiegania lub zwalczania chorób zakaźnych zwierząt oraz zasady traktowania, w miarę możliwości i stanu wiedzy naukowej, metod pośrednich jako priorytetowych.
W projekcie znalazła się też propozycja umożliwienia prowadzenia kontroli polowań i odstrzałów pod kątem bioasekuracji: z urzędu lub na wniosek lokalnych władz wykonawczych i organizacji społecznych; a także całkowity zakaz dokarmiania i nęcenia zwierzyny, za wyjątkiem drastycznego niedoboru żeru naturalnego w zimie. Nieprzestrzegania zasad bioasekuracji w trakcie polowania lub odstrzału sanitarnego miałoby być traktowane, jako przestępstwo.
Nie tylko ta epidemia
Od reformy systemowych działań Polski w zakresie ASF zależy nie tylko poradzenie sobie z tą konkretną epidemią. Dane naukowe, w tym tak zwany pandemiczny raport IPBES, potwierdzają, że za rozwój i szerzenie się nieznanych dotąd drobnoustrojów, zagrażających życiu ludzi i zwierząt, odpowiada nadmierna ingerencja człowieka w ekosystemy. Compassion in World Farming Polska wskazuje na powiązanie częstotliwości wybuchania epidemii chorób zakaźnych z przemysłowym modelem hodowli zwierząt.
Próba rozwiązania tych problemów poprzez jeszcze większą ingerencję w ekosystemy (odstrzał) oraz dalszą intensyfikację rolnictwa i hodowli - to droga do katastrofy.
Dlatego musimy wypracować spójny, zgodny z wiedzą naukową i wymogami system radzenia sobie z chorobami zakaźnymi, ale też przeformułować obecny model rolnictwa w stronę takiego, który nie będzie pogłębiał globalnego kryzysu bioróżnorodności. To znacznie więcej niż kwestia strat gospodarczych. Od tego, jak poradzimy sobie z tym wyzwaniem, zależy nasze przetrwanie.