Jeśli polityka klimatyczna runie, bogacze świata mają plan B
Coraz więcej naukowców ostrzega, że w obliczu porażki globalnej polityki klimatycznej pierwszymi, którzy sięgną po techniki sztucznego chłodzenia planety, mogą być nie rządy, lecz najbogatsi ludzie świata. Według ankiety "New Scientist" większość ekspertów spodziewa się prób geoinżynierii jeszcze przed końcem wieku - i podkreśla, że konsekwencje takich działań mogą być nieobliczalne.

W skrócie
- Bogaci i prywatne podmioty mogą jako pierwsi użyć geoinżynierii do chłodzenia planety w obliczu porażki polityki klimatycznej.
- Techniki takie jak rozjaśnianie chmur czy rozpylanie aerozoli niosą ryzyko nieprzewidywalnych skutków i globalnych konfliktów.
- Ponad 80% naukowców uważa, że potrzebny jest międzynarodowy traktat regulujący użycie geoinżynierii.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Jeszcze dekadę temu pomysł, by "przyćmić Słońce" i w ten sposób obniżyć temperaturę Ziemi, brzmiał jak science fiction. Dziś staje się realnym tematem badań i politycznych dyskusji. Według ankiety przeprowadzonej przez redakcję New Scientist wśród 120 autorów raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), aż dwóch na trzech naukowców uważa, że do 2100 r. świat podejmie próby geoinżynierii na dużą skalę.
Najczęściej wymienianą metodą jest tzw. stratospheric aerosol injection - rozpylanie w górnych warstwach atmosfery drobin aerozolu, które odbijałyby część promieni słonecznych z powrotem w kosmos. Mniejsze poparcie zyskują inne koncepcje, takie jak marine cloud brightening (rozjaśnianie chmur nad oceanami) czy cirrus cloud thinning - przerzedzanie chmur wysokich, by ułatwić wypromieniowywanie ciepła w przestrzeń kosmiczną.
"Pomysł wykorzystania geoinżynierii bardzo mnie niepokoi, ale widzę, że staje się coraz bardziej atrakcyjny, bo świat wciąż nie radzi sobie z ograniczeniem emisji gazów cieplarnianych" - mówi magazynowi prof. James Renwick z Victoria University of Wellington.

Świat na granicy dwóch stopni
Z ankiety wynika, że 68 proc. ekspertów uznaje geoinżynierię za coraz bardziej prawdopodobną, właśnie dlatego, że kolejne szczyty klimatyczne nie przynoszą radykalnych redukcji emisji. Naukowcy są jednak głęboko podzieleni w kwestii, kiedy w ogóle należałoby sięgnąć po tak desperackie środki. Co piąty respondent uważa, że można je rozważyć dopiero wtedy, gdy globalne ocieplenie na pewno przekroczy 2°C względem epoki przedprzemysłowej. Połowa twierdzi natomiast, że nie istnieje żadne usprawiedliwienie dla celowego manipulowania klimatem.
Potencjalne korzyści - chwilowe obniżenie temperatur i złagodzenie ekstremalnych zjawisk - są zbyt niepewne, by zrównoważyć ryzyko. "Majstrowanie przy systemie klimatycznym na skalę globalną z wykorzystaniem technik geoinżynierii słonecznej to ogromne ryzyko" - ostrzega dr Shreekant Gupta z Centre for Social and Economic Progress w Delhi, podkreślając, że nawet drobne zmiany w bilansie energetycznym Ziemi mogą zaburzyć cyrkulację monsunów, osłabić warstwę ozonową lub doprowadzić do tzw. "szoku terminacyjnego", czyli gwałtownego wzrostu temperatur po ewentualnym przerwaniu programu chłodzenia.
Nieznane konsekwencje, znane ryzyka
Niemal wszyscy uczestnicy ankiety wskazali na jedno wspólne zagrożenie: nieprzewidywalność. Działań o zasięgu planetarnym nie da się przetestować bez ryzyka dla konkretnych regionów. Symulacje sugerują, że wzmocnienie chłodzenia nad Oceanem Indyjskim mogłoby poprawić sytuację w północnej Afryce, ale wywołać suszę we wschodniej części kontynentu.
Mimo to 49 proc. badanych popiera prowadzenie ograniczonych eksperymentów w atmosferze, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć możliwe skutki uboczne. Takie próby już się odbywają - m.in. test rozjaśniania chmur nad Wielką Rafą Koralową w 2024 r.
"Coraz więcej osób akceptuje potrzebę badań nad zarządzaniem promieniowaniem słonecznym, choć niekoniecznie jego użycie" - mówi Andy Parker z organizacji Degrees Initiative, finansującej niezależne prace naukowe nad tym tematem.
Kto będzie sterował pogodą świata
Najbardziej niepokojący wniosek z ankiety nie dotyczy jednak nauki, lecz polityki. Ponad połowa badaczy uważa, że pierwsze duże eksperymenty mogą przeprowadzić tzw. "niekontrolowani aktorzy" - pojedyncze państwo, korporacja albo miliarder.
Nie jest to czysto teoretyczne ryzyko. W ostatnich latach prywatne fundacje i inwestorzy przeznaczyli setki milionów dolarów na badania nad geoinżynierią. W Wielkiej Brytanii agencja ARIA wsparła je kwotą 57 mln funtów, a rosnąca część grantów pochodzi z sektora filantropijnego. Nie istnieje żaden globalny mechanizm prawny, który ograniczałby takie inicjatywy.
"To technologia o globalnym zasięgu. Nikt nie może się z niej wypisać - tak samo jak nikt nie może uciec przed skutkami ocieplenia" - przypomina Parker.
Miliarderzy i pokusa naprawiania świata
Najbogatsi ludzie mają już dziś nieproporcjonalny wpływ na klimat - zarówno poprzez swoje emisje, jak i przez możliwość finansowania własnych projektów. Według szacunków najzamożniejszy 1 proc. populacji odpowiada za jedną piątą globalnych emisji od 1990 r.
Zespół dr. Kristiana Nielsena z Copenhagen Business School dowiódł, że większość ludzi dramatycznie nie docenia tej liczby. W badaniu ankietowym uczestnicy sądzili, że ślad węglowy najbogatszych jest jedynie kilkukrotnie większy niż ubogich. W rzeczywistości różnica jest setki razy większa - głównie przez prywatne samoloty, jachty i inwestycje w paliwa kopalne.
Ta "percepcyjna ślepota" utrudnia poparcie dla polityk klimatycznych, które realnie ograniczałyby emisje elit. A jeśli bogaci zamiast zmieniać styl życia zdecydują się "naprawiać klimat" własnymi metodami, świat może wejść w jeszcze bardziej nierówny i niebezpieczny etap.

Potrzebne prawo dla planety
Wśród naukowców panuje szeroka zgoda co do jednego: 81 proc. badanych uważa, że świat potrzebuje nowego traktatu międzynarodowego, który regulowałby decyzje o ewentualnym użyciu geoinżynierii. Taki dokument musiałby precyzyjnie określić, kto może prowadzić eksperymenty, jak je weryfikować i w jaki sposób zapobiec jednostronnym działaniom.
"Jeśli kiedykolwiek mamy sięgnąć po modyfikację atmosfery, to tylko kolektywnie" - podkreśla redakcja New Scientist. "Dziś nic nie stoi na przeszkodzie, by ktokolwiek - państwo, firma czy miliarder - spróbował schłodzić planetę na własną rękę. To luka, którą trzeba pilnie zamknąć."
Wspólne wyzwanie na wspólną przyszłość
Geoinżynieria nie jest magicznym rozwiązaniem, ale coraz częściej pojawia się jako ostatnia deska ratunku. Nie dlatego, że jest bezpieczna - lecz dlatego, że wszystkie inne środki zawiodły. Im dłużej świat zwleka z redukcją emisji, tym bardziej realna staje się wizja, że ktoś zechce przyćmić Słońce - dosłownie.
Jak zauważył jeden z uczestników ankiety, "ludzka historia pełna jest przypadków, gdy próbowaliśmy naprawić złożone systemy i tylko je pogarszaliśmy". Tym razem stawką jest cały klimat planety.
















