Zielona energia mogła pomóc z brakiem węgla
Gdybyśmy od 2017 r. rozwijali energetykę wiatrową na lądzie, dziś mielibyśmy nadwyżkę węgla, zamiast borykać się z jego brakiem - informuje w czwartek "Dziennik Gazeta Prawna".
"DGP" ocenia, że wprowadzona w 2016 r. zasada 10H przyczynia się do dzisiejszych problemów z węglem. Restrykcyjna ustawa odległościowa, zgodnie z którą turbiny mogą stawać w odległości minimum 10-krotności wysokości masztu od zabudowań mieszkalnych, wyłącza ponad 99 proc. terytorium Polski spod inwestycji wiatrowych.
"Tymczasem - jak wynika z wyliczeń uzyskanych przez DGP - utrzymanie trajektorii rozwoju tej gałęzi energetyki sprzed wprowadzenia regulacji mogłoby nie tylko zwiększyć udział źródeł odnawialnych w polskim miksie i obniżyć emisyjność, lecz także ograniczyć zapotrzebowanie na węgiel" - podkreśla gazeta.
Wiatraki mogły pomóc z brakiem węgla
Z wyliczeń wykonanych przez Pawła Czyżaka, analityka brytyjskiego think tanku Ember, wynika, że przy założeniu stabilnego poziomu rozwoju energetyki wiatrowej bez restrykcji nałożonych przez ustawę odległościową tylko w tym roku mogłaby ona dostarczyć do sieci prawie 15 dodatkowych TWh prądu.
Jak zaznacza ekspert, szacunek ten jest konserwatywny, ponieważ zakłada utrzymanie tempa rozbudowy mocy wiatrowych sprzed wprowadzenia regulacji, mimo że różne czynniki mogłyby sprzyjać jego przyspieszeniu.
Biorąc pod uwagę parametry typowej jednostki węglowej w Polsce, generacja z tych jednostek mogłaby się przełożyć na obniżenie krajowego popytu na węgiel energetyczny o niemal 7 mln ton. To ok. 12 proc. całego ubiegłorocznego zużycia tego surowca w polskiej gospodarce. Z kolei luka węglowa, czyli wolumen paliwa, którego może zabraknąć w tym sezonie po wprowadzeniu embarga na dostawy z Rosji, jest szacowana obecnie na 4 mln ton, prawie dwa razy mniej.
"Jeśli wziąć pod uwagę cały 'dorobek' 10H (od 2017 r.), to utraconą generację z wiatru można oszacować na ponad 60 TWh i ok. 29 mln t węgla. Dla porównania dostawy rosyjskie z lat 2017-2021, według danych resortu aktywów państwowych, wyniosły ok. 50 mln t" - wskazuje "DGP".
Kolejni winowajcy: stare piece i za mało fotowoltaiki
Obecne braki węgla - podkreśla dziennik - byłyby też mniejsze, gdyby lepsze było tempo wymiany kopciuchów oraz przyłączeń fotowoltaiki do sieci.
Gazeta wskazuje, że w zaistniałej sytuacji skazani jednak jesteśmy na łatanie dziur i szukanie recept na astronomicznie rosnące rachunki. Stąd pomysł na limity cen energii dla odbiorców wrażliwych, samorządów i małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP).
Eksperci mają jednak w tej sprawie mieszane uczucia. Rzecznik MŚP Adam Abramowicz podkreśla m.in., że nie można, wyliczając średnie zużycie prądu, jako porównawczego dla restauracji, branży fitness czy hotelowej stosować okresu pandemii, gdy były one zamknięte. "To nie do zaakceptowania" - mówi. Drugi jego postulat dotyczy okresu obowiązywania limitu. Abramowicz chciałby wyznaczenia go od czerwca br. gdyż, jak podkreśla, firmy dostawały nawet pięciokrotnie wyższe niż dotychczas, oferty cenowe już od lata.