Ukraińcy o swoich zwierzętach: Nie mogliśmy ich zostawić
Mimo ogromnego trudu i wyzwań, które wiążą się z opuszczeniem kraju ogarniętego wojną, Ukraińcy i Ukrainki nie pozostawiają swoich zwierząt na pastwę losu. Na granicy z Polską częstym widokiem są ludzie obładowani bagażami prowadzący na smyczy psy bądź niosący koty w transporterach, plecakach czy po prostu na rękach. Zwierzęta przyjmowane są także w polskich schroniskach.
Lea i Keks to uchodźcy, którzy niedawno trafili do Polski z targanej wojną Ukrainy. Zwierzęta skaczą pod nogami swoich opiekunów - widać, że też czują ulgę po przekroczeniu granicy.
Dwa yorki są częścią dużej liczby psów, kotów, czy nawet papug, które opuściły Ukrainę po rosyjskiej inwazji. "W domu żyją na poduszkach. Są małe i ich ciała oraz zdrowie nie są stworzone do takich podróży" - mówi ich właścicielka Anna Zatsepa. "Ale są jak nasze dzieci i nie mogliśmy ich opuścić" - tłumaczy agencji AFP podczas gdy Keks z zaciekawieniem obwąchuje okolicę, a Lea ostrożnie za nim podąża.
"Na pewno bardzo się bały, bo nie rozumieją co się dzieje i dlaczego nam się to przytrafiło" - ocenia pani Anna. Kobieta jest jedną z ponad dwóch miliona osób, które opuściły Ukrainę. Na przejściu granicznym w Medyce Anna Zatsepa powiedziała, że ona, Lea i Keks planują trochę odpocząć w Polsce i dopiero potem będą myśleć co dalej.
"Nie mogliśmy ich zostawić"
Tatiana Tymczuk, która mieszka w pobliżu Kijowa, dotarła do Polski ze swoją matką i młodszym bratem. Wzięła ze sobą także swojego żółwia o imieniu Czerep oraz Simona - kocura rasy Snowshoe.
"Nie mogliśmy ich zostawić, więc wzięliśmy je ze sobą. Mamy też psy, ale zostały w domu z dziadkiem" - wspomina kobieta. Przed wojną mieszkała 10 kilometrów od Kijowa. "Były tam wolne i mieszkały w szczęśliwym domu" - mówi o swoich zwierzętach.
Szary kot uważnie obserwuje otoczenie dookoła swojej niebiesko-białej klatki. Mara przyjechała z Kijowa z Lianą Getman i jej dwiema córkami. "Bardzo się bała i myślę, że teraz rozumie dziejącą się tragedię i wspiera nas jak tylko może" - zauważa pani Liana. "Nerwowo miauczała gdy byliśmy ewakuowani z Kijowa i przez połowę drogi. Ale potem zrozumiała, że wszystko jest w porządku, jest teraz z nami i jest spokojna".
Zmęczone i wystraszone
Wiele kobiet przekraczających granicę polsko-ukraińską w Medyce, oprócz dźwigania ciężkich walizek, niesie na rękach lub prowadzi na smyczy swoje zwierzęta. Zapewnienie bezpieczeństwa psom i kotom odbywa się także na szerszą skalę.
W środę, w schronisku dla zwierząt na przedmieściach pobliskiego Przemyśla, Joanna Puchalska-Tracz przyjęła 38 psów i 32 koty z Ukrainy. Z Kijowa kilkoma samochodami przywiozła je niemiecka organizacja White Paw.
"Są zmęczone i wystraszone i jeszcze nie chcą jeść. Muszą wypocząć i się rozejrzeć. Może tutaj uda im się wydobrzeć" - mówi pani Joanna agencji AFP, podczas gdy w tle słychać szczekanie i miauczenie czworonożnych uchodźców.
Melanie Vogelei z White Paw ewakuuje na Zachód nie tylko zwierzęta z ukraińskich schronisk, ale także wolontariuszy z Ukrainy. "Wykorzystali szansę, aby uciec i zabrali ze sobą wszystkie zwierzęta" - opisuje. "Mamy mały azyl w Niemczech i chcemy tam zabrać wszystkich naszych ukraińskich pracowników i wszystkie ich zwierzęta".
Jak zapowiada Joanna Puchalska-Tracz, schronisko w Przemyślu wkrótce ma zwiększyć swoją pojemność. Utworzono także całodobowy punkt pomocy zwierzętom, który znajduje się w pobliżu dużego centrum pomocy uchodźcom w centrum Przemyśla.
"Wiele osób wyrusza w podróż ze swoimi psami i kotami, ale nic dla nich nie mają. Tak szybko opuszczają domy. Więc po pracy idę do centrum, aby zanieść tam trochę karmy" - mówi pani Joanna.