Był oblepiony dziwną substancją. Przejechali 300 km, aby ratować bociana
Od kilku dni wolontariusze z Wałcza próbowali uratować bociana. Ptak trafił do nich oblepiony nieznaną substancją, która uniemożliwiała mu lot i samodzielne życie. Zwierzę trafiło do specjalistycznego ośrodka.

O bocianie, któremu nadano imię Lolek zrobiło się głośno w zeszłym tygodniu. Stowarzyszenie Razem dla Zwierząt z Wałcza opisało jego sytuację w mediach społecznościowych. "Bociek czuje się dobrze. Jednak jego pióra wymagają opieki. Są tłuste, sklejone i ciężkie" - przekazali wolontariusze.
Wałcz. Oblepiony bocian trafił do Żychlina
Tymczasowi opiekunowie skontaktowali się z fundacją, która zajmuje się bocianami. Polecono im, aby spróbowali umyć zwierzę wodą z mydłem. To jednak nie pomogło. "Niestety to, czym jest oblepiony, nie chce się zmyć. To tłusta, ciemna ciecz. Może jakiś smar lub ropa? Nie wiemy" - informowało w weekend stowarzyszenie.
Ostatecznie bocian trafił do ośrodka w Żychlinie, który zajmuje się tym gatunkiem ptaków. Z pomocą przyszli mu pan Mateusz i pan Tomasz, którzy zgłosili się do stowarzyszenia i za darmo przewieźli zwierzę z Wałcza prawie 300 km, aby bocian mógł otrzymać profesjonalną pomoc.
Kolejny bocian jedzie do nas tym razem z woj. zachodniopomorskiego. Wielki szacunek dla pana, który podjął się transportu całkowicie bezpłatnie. Jest to świadectwo ogromnej miłości do zwierząt










