Przedziwny myszojeleń odkryty w Indiach. Skrywał wielką tajemnicę

Miał długie, niemal smukłe ciało i wydłużoną czaszkę, przez co przypominał nieco wilka, a może nawet charta, a trochę myszojelenia. Ogon przypominał jednak raczej kangurzy. Zapewne biegał całkiem sprawnie. Najbardziej zdumiewające były kości - bardzo ciężkie i o gęstej budowie. To one nasunęły naukowcom podejrzenie, że tajemnicze zwierzę znalezione w Indiach musiało świetnie pływać i nurkować. Potem od wniosku do wniosku udało się ustalić - ten wilk i myszojeleń o ogonie kangura był wielorybem!

Indohyus był najstarszym znanym... wielorybem
Indohyus był najstarszym znanym... wielorybemHans Thewissenmateriały prasowe
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Nazywał się Indohyus i został znaleziony w 1971 roku w Kaszmirze, w samym środku konfliktu indyjsko-pakistańskiego o te sporne terytoria, pokryte górami i skałami. To w tych skałach grzebał paleontolog Ranga Rao. Wiedział, że kiedyś znajdował się tu brzeg morza i wyrosła nad nim żyzna kraina pełna zarośli i drzew. To tutaj mieszkało tajemnicze zwierzę o wilczym ciele.

Paleontolog widział w nim jednak nie tyle wilka czy innego drapieżnika, co istotę podobną do kanczyla. Te zwierzęta żyją w Azji, są nieduże i ważą mniej niż kot. Kiedyś uważano je za najmniejszych przedstawicieli jeleniowatych, ale dzisiaj kanczyle nie są zaliczane do tej rodziny, mają własną. Nadal jednak nazywa się je nieprawidłowo myszojeleniami. Nieprawidłowo, bo takie słowo w języku polskim nie istnieje, jest kalką z tłumacza Google. Przyjęło się jednak i ludzie często mówią "myszojeleń" na te zwierzęta tak małe, że prędzej można zobaczyć w nich mysz, a nie jelenia.

Kanczyle mają nieduże głowy, z którym wystają kły. W odróżnieniu od większości kopytnych, zjadają także pokarm mięsny. Pożerają bezkręgowce, jaja ptaków i ich pisklęta, także małe gryzonie czy jaszczurki. Nic dziwnego, że Randze Rao przyszło do głowy, że tajemnicze zwierzę z Kaszmiru robiło podobnie.

Kanczyl jawajski nazywany jest niekiedy myszojeleniem
Kanczyl jawajski nazywany jest niekiedy myszojeleniem LevgWikimedia

Paleontolog nie zdołał jednak przeprowadzić żadnych wnikliwych badań ani nawet poszukać więcej szczątków w skałach Kaszmiru, gdyż nagle zmarł. Wdowa po nim przekazała jednak jego znalezisko holenderskiemu paleontologowi Hansowi Thewissenowi. To on zbadał indohiusa i dokonał jednego z największych odkryć paleontologicznych w dziejach.

Zwierzę z Kaszmiru podobne do myszojelenia, ale o ciele wilka i ogonie kangura miało zęby przystosowane do diety roślinnej, ale z elementami wszystkożerności - a zatem tak jak u kanczyli. Należało je zatem zapewne zakwalifikować do parzystokopytnych, czyli wielkiego rzędu kopytnych ssaków, obejmującego np. antylopy, bawoły, żyrafy, świnie czy jelenie. Wtedy jeszcze nikomu nie przyszło do głowy, że to grona tych kopytnych należy włączyć także wieloryby. I że są one krewnymi żyraf czy antylop.

Obserwowanie największych ssaków w naturze może być bardzo emocjonujące
Obserwowanie największych ssaków w naturze może być bardzo emocjonującemateriały prasowe

Wieloryby to także zwierzęta kopytne

Wieloryby kojarzyły się raczej z drapieżnikami. Najstarsi znani dotąd przodkowie waleni mieli zębny przystosowane do polowania. Nie było do końca jasne, w jaki sposób te zwierzęta znalazły się w wodzie i przystosowały się do w pełni wodnego trybu życia, ale zakładano, że ewolucja prowadzi od drapieżników. Tutaj okazywało się, że niekoniecznie.

Zwierzęta takie jak kanczyle czyli myszojelenie włączały lampkę alarmową, by nie ulegać prostym skojarzeniom, że kopytne nie jadają mięsa i że jeżeli coś ma ostre zęby, to musi być drapieżnikiem i od nich pochodzić. Kły kanczyli wystające im z pyska mogłyby przecież sugerować, że to groźny łowca. Takie zęby mógł mieć też Indohyus.

Hans Thewissen zbadał budowę narządu słuchu tego indyjskiego zwierzęcia, utworzoną z kości ektotympanicznej o bardzo charakterystycznym kształcie. Wtedy nadeszły pierwsze skojarzenia, bo takie aparaty słuchu mają dzisiaj tylko walenie. Kolejnych dowodów dostarczyła analiza kości zwierzęcia. Nie było większe od szopa, miało może rozmiary dużego kota, a jednak osiągało spora masę, a jego kości były ciężkie i o gęstej strukturze. Po co? Odpowiedź była jasna - takie kości słabo przydawały się do życia lądowego, za to pomagały w wodzie. Pozwalały kontrolować pływalność zwierzęcia i jego zanurzanie się.

A zatem indohius wiódł ziemnowodny tryb życia, może jak piżmak, może jak mały hipopotam. W wodzie czuł się zapewne najswobodniej, tam szukał schronienia, może pokarmu. Musiał dobrze pływać i nurkować.

Tak wyglądał Indohyus - pierwszy przodek wielorybów
Tak wyglądał Indohyus - pierwszy przodek wielorybówWikimediaWikimedia

Przodkowie wielorybów biegali po lądzie w Indiach

W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na terenie Indii i Pakistanu udało się odnaleźć szczątki innych zwierząt, bardziej podobnych już do wilków - takich jak Pakicetus i Ambulocetus. Budowa ich ciał, kończyn, zębów, narządów słuchu i nozdrza przesunięte coraz bardziej ku tyłowi głowy sugerowały, że mamy do czynienia z lądowymi zwierzętami, które mogły być przodkami wielorybów. A Indohyus stanowił najwcześniejsze ogniwo ewolucji takich organizmów.

To był strzał w dziesiątkę. Po nitce do kłębka udało się ustalić, że ogromne, wielometrowe i wielotonowe wieloryby wyewoluowały ze zwierzęcia wielkości kota, która podobne było do myszojelenia. Co więcej, zwierzęcia kopytnego, a nie drapieżnika. Indohius żył w Azji 48 milionów lat, czyli dość krótko po wymarciu dinozaurów i rozpoczęciu ery panowania ssaków. Pamiętajmy, że to nie tak, iż po zniknięciu mezozoicznych dominatorów jak dinozaury ssaki od razu przejęły władzę nad światem. Przez pewien czas trwał okres bezkrólewia, który zagospodarowały chociażby wielkie ptaki. Potem nastąpił gwałtowny rozwój nowej gromady, a wieloryby to jedno ze szczytowych ich osiągnięć - największe zwierzęta w dziejach świata.

Zwierzęta, które zaczeły się od tajemniczego myszojelenia wielkości kota znalezionego przez kaszmirskiego zbieracza.

Najmniejsze delfiny świata giną na naszych oczach!AFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas