Olbrzymie ćmy obsiadły stadion na meczu Ekstraklasy. Wpadły w pułapkę
Były duże, pojawiły się w sporej liczbie i obsiadły stadion w Mielcu, gdzie miejscowa Stal grała z Lechem Poznań. Wzbudziły zainteresowanie, część osób nawet przestraszyły. Ten bardzo ciekawy przypadek pokazuje, że zwierzęta, takie jak ćmy, mają problem z naszymi stadionami.
Zawisak powojowiec i inne gatunki tych owadów, takie jak zawisak tawulec czy zawisak borowiec, potrafią zrobić wrażenie. Nic dziwnego, należą do największych polskich owadów. Przy rozłożonych skrzydłach zawisak powojowiec mierzy aż 13 cm szerokości. To bardzo dużo, niemal tyle, ile ma para drobnych, złączonych dłoni człowieka.
Zawisak tawulec i zawisak borowiec są niewiele mniejsze od tego giganta, a przecież do tych zwierząt należy również nasz największy polski motyl, którym jest niesamowita zmierzchnica trupia główka, z charakterystycznym rysunkiem podobnym do czaszki z tyłu głowy. Ona może mierzyć nawet 14 cm.
Jeszcze bardziej charakterystyczne od rysunku czaszki są u tych motyli paski, jakie znajdziemy na ich odwłoku. Ze złożonymi skrzydłami ćma wygląda jak kawałek kory czy liścia. Po rozłożeniu widać jej paski. Najczęściej żółto-czarne, mogą wprowadzić w błąd i przy złożonych skrzydłach upodabniają te motyle do os, a z uwagi na rozmiary - nawet szerszeni.
O to chodzi. Owady wytworzyły taki deseń na ciele, aby odstraszyć drapieżniki, które rzeczywiście mogą uznać, że skoro paski, to mają do czynienia z czymś bardzo groźnym. W rzeczywistości zawisaki groźne są jedynie dla drzew i roślin, które zjadają ich gąsienice.
U zawisaka borowca to drzewa szpilkowe, takie jak świerki, modrzewie, sosny czy jodły, więc masowe pojawienie się larw tych motyli może zdziesiątkować lasy i powodować coś, co nazywa się gołożerami - połaciami lasów ogołoconych z igieł.
Zawisak powojowiec i jego niesamowita gąsienica
Zawisak powojowiec po igły nie sięga. Jego gąsienice zjadają - zgodnie z nazwą - powojniki i powoje, ale lubią też przekąsić i inne rośliny, chociażby bataty albo tytoń.
A są to gąsienice niezwykłe. Jedne z większych, jakie mamy w Polsce, bo w wypadku zawisaka powojowca larwa osiąga aż ponad 12 cm długości! To wielkość talerza na kanapki albo pilota do telewizora. Zatem to olbrzym wśród gąsienic. Dorównuje rozmiarom larwy zmierzchnicy trupiej główki i na pewno stanowiłaby łakomy kąsek dla drapieżników, np. ptaków. Powoli jednak, powoli.
Te gąsienice to zwierzęta przybierające nadzwyczajne formy i kształty. Mają one na celu zrobić wrażenie na potencjalnych prześladowcach, zmylić amatorów łatwej przekąski i może wystraszyć oprawców. Oto na przykład gąsienica zawisaka powojowca ma charakterystyczny kolec czy też róg. O pomyłkę nietrudno, gdyż...
...głowa tej gąsienicy znajduje się po prawej stronie powyższego zdjęcia. Nie tam, gdzie róg, ale przeciwnie. Larwa liczy na to, że napastnik się pomyli i zaatakuje tył jej ciała, co pozwoli jej uniknąć śmierci. Albo że uzna koniec ciała za głowę i kolec zrobi wrażenie a drapieżnik odstąpi.
Zawisają nad kwiatami niczym helikoptery albo kolibry
To w wielu wypadkach pomaga, a zawisaki robią wrażenie nie tylko na ptakach, ale i ludziach. Oprócz gąsienicy imponujące jest też dorosłe imago, zwłaszcza gdy zobaczyć je w locie.
Nazwa "zawisak" nie wzięła się znikąd. Ćmy należące do tej grupy motyli mają bowiem nadzwyczajną zdolność zawisania w powietrzu niczym helikoptery. To pozwala im wysysać nektar z kwiatów bez konieczności siadania na płatkach, co chroni je przed atakami czatujących tam drapieżników, np. pająków albo modliszek.
Tę umiejętność często łączymy tylko z fruczakami, np. fruczakiem gołąbkiem, zwanym "polskim kolibrem". Ten duży motyl zawisa nad kwiatami w taki sposób, że istotnie wiele osób zastanawia się, czy mamy kolibry w Polsce. Taką umiejętność mają jednak również inne zawisakowate, nie tylko fruczaki.
Poza tą właściwością to także niesłychanie szybkie owady, najszybsze z motyli. Szacuje się, że mogą osiągać prędkość kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Owady zapewne rozpędzają się dzięki podmuchom wiatru, które potrafią sprawnie wykorzystać do takiego celu.
Wielkie ćmy na meczu polskiej Ekstraklasy
Weekendowy mecz Stali Mielec z Lechem Poznań jest dowodem na duże wrażenie wywierane przez te owady także wtedy, gdy lądują.
Jak donosi wysłanniczka działu sport Interii, red. Monika Wantoła - mnóstwo takich owadów pojawiło się na tym spotkaniu. Wielkie ćmy w dużej liczbie obsiadły obiekt i sprawiły, że część osób wystraszyła się. - Skąd się ich tyle wzięło? - pyta nasza dziennikarka, która sfotografowała motyle na tartanie znajdującym się wokół mieleckiego boiska.
Odpowiedź jest dość niepokojąca. Nie tyle dla nas, co dla samych zawisaków i przyrody, której te ćmy są bardzo potrzebne. Zapylają, regulują wzrost roślin, ale stanowią także ważną bazę pokarmową dla wielu nocnych łowców, np. nietoperzy. Tymczasem stadion, taki jak w Mielcu podczas meczu Stali z Lechem, to dla nich rodzaj pułapki.
Stadion to pułapka dla zwierząt
Ćmy są zwierzętami najczęściej nocnymi, a nawigacja w mroku nie jest łatwa. Owady często wykorzystują do niej dostępne wtedy światło, którym przez miliony lat przed rozwojem naszej cywilizacji były gwiazdy i Księżyc. One pozwalały im na orientację pionową, ustawianie grzbietowej części ciała w odpowiednim kierunku. Teraz świateł jest więcej, a one często mylą motyle.
Owady często wykorzystują do nawigacji dostępne światło, którym przez miliony lat przed rozwojem naszej cywilizacji były gwiazdy i Księżyc.
W wypadku stadionu piłkarskiego i meczu rozgrywanego wieczorem (starcie Stali Mielec z Lechem Poznań rozpoczęło się o godzinie 20:30) mamy mnóstwo jaśniejących jupiterów. Ćmy mylą się i kierują ku takiemu stadionowi właśnie śladem światła. To powoduje ich masowe pojawienie się podczas imprezy sportowej i dezorientację.
Ćmy nie wiedzą, dokąd lecieć i jak się ustawić w przestrzeni. Jest to dla nich groźne, nie pozwala odpowiednio latać, unikać niebezpieczeństw. Wiele z nich gubi się, rozbija o przeszkody, pada łupem nietoperzy, a inne mylą noc z dniem. Rozświetlony stadion, który jest atrakcją dla ludzi, dla tych owadów to nocna zmora.