Badacze są o krok bliżej wskrzeszenia wymarłego ptaka. Zdobyli jego DNA
Jedna kość wymarłego zwierzęcia znaleziona na Wyspie Południowej wchodzącej w skład Nowej Zelandii wystarczyła do zdobycia przez naukowców Uniwersytetu Harvarda bezcennego DNA gatunku, który wymarł kilkaset lat temu. To moa zaroślowy. Już teraz na podstawie tego kodu można odtworzyć jego obyczaje, ale plany sięgają dalej. Od lat trwają prace nad przywróceniem tych ptaków wybitych zapewne przez ludzi.
Wielkie i nielotne moa należały do ptaków prawdopodobnie blisko spokrewnionych z dzisiejszymi nielotami jak emu czy kazuary. Zamieszkiwały Nową Zelandię, która przez stulecia wytworzyła unikalną faunę, opartą właśnie na ptakach. Wobec braku zróżnicowania ssaków to one zajęły nisze ekologiczne zastrzeżone w innych miejscach świata dla nich. Największymi były właśnie moa.
Najbardziej imponujące gatunki tych ogromnych ptaków urastały do nawet 3,5 metra wysokości, co stawia je zdecydowanie poza rozmiarami największych dzisiejszych przedstawicieli gromady. Struś czerwonoskóry, rekordowy ptak dzisiejszych czasów, osiąga 2,8 metra wysokości. To znacznie mniej. Obok mamutaków (epiornisów) z Madagaskaru czy dromornisów z Australii to właśnie moa należały do największych gigantów świata ptaków.
Moa nie tylko osiągały ogromne rozmiary
Nie wszystkie jednak, bowiem przez wiele lat moa stworzyły na Nowej Zelandii sporą różnorodność gatunków i rozmiarów. Obok olbrzymów wyspy zamieszkiwały również moa znacznie mniejsze i do nich należał moa zaroślowy, czyli Anomalopteryx didiformes. On osiągał jedynie 1,3 metra wysokości, zatem w gruncie rzeczy rozmiary indyka. Żył w lasach iglastych i złożonych z bukanów, zamieszkiwał także zarośla, przez które może sprawnie się przeciskał swym obłym ciałem, co dawało mu przewagę podczas ucieczki. Miał mocny dziób o ostrych krawędziach, co sugerował, że jego dieta składała się z gałązek i innego twardego materiału roślinnego.
Zwany przez miejscową ludność moariki, został prawdopodobnie wytępiony przez Maorysów około 500-600 lat temu. Polowania maoryskie i zmiany dokonywane przez nich w środowisku mogły się do tego przyczynić.
Stąd koncepcja, która zrodziła się jeszcze w 2018 roku, by moa odtworzyć. Powstała zanim jeszcze Colossal Biosciences ogłosiła plany odtworzenia dronta dodo - wymarłego ogromnego nielotnego gołębia z wyspy Mauritius oraz mamuta włochatego, co wzbudza wielkie kontrowersje. Za projektem stała grupy non-profit Revive and Restore, której współzałożyciel Stewart Brand mówił sześć lat temu, że "prawdopodobieństwo odtworzenia moa wzrasta wraz z każdą lepszą analizą jego dawnego DNA".
I teraz właśnie mamy DNA moa zaroślowego znalezione w jednej jego kości na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii. Jak czytamy w "Science Advances", naukowcy z Uniwersytetu Harvarda zgromadzili zarówno kompletny genom mitochondrialny, jak i genom jądrowy samca moa. Został on już zsekwencjonowany i porównany z genomem emu. To istotne, bo na Nowej Zelandii nie ma już żadnych moa, a ostatni ich wspólny krewny z innymi ptakami oddzielił się od nich miliony lat temu.
Niewykluczone jednak, że odtworzenie nowozelandzkiego ptaka będzie możliwe przy użyciu znalezionego kodu DNA oraz genomu emu, który jest jego krewniakiem.
Już teraz jednak, na bazie tego, co udało się wydobyć z kości, można ustalić pewne zachowania i cechy gatunku. Z analizy DNA wynika, że ptak prawdopodobnie miał świetny węch i wzrok wyczuwający światło ultrafioletowe. To by oznaczało, że mógł żerować inaczej niż zakładaliśmy do tej pory.
Ptaki były zdolne chociażby do poszukania pokarmu pod ziemią, np. trufli. Rozpoznawanie pokarmu roślinnego za pomocą węchu to także pewna nowość w świecie ptaków.
Czy kiedykolwiek uda się odtworzyć moa, nie wiadomo. Ten kod, jakim dysponują naukowcy z Harvarda jest jednak bezcenny i stanowi klucz do takich możliwych działań także na Nowej Zelandii, której przyroda wyjątkowo ucierpiała na skutek wkroczenia tam ludzi.