Czy gatunki inwazyjne zasługują na śmierć? Zdania są podzielone
Wojciech Słomka
Temat o gatunkach inwazyjnych w naszym środowisku wraca co chwilę. W wielu relacjach lub publikacjach przeważa emocjonalne podejście do tego zagadnienia. Nagłaśniane jest negatywne oddziaływanie tych roślin i zwierząt na nasza, krajową przyrodę. Jednak społeczeństwo podzielone jest pod względem ograniczania funkcjonowania takich gatunków. Jedni chcą ich totalnej eliminacji, inni zwracają uwagę, że nie zasługują na śmierć.
Obcy to nie zawsze inwazyjny
Opinia publiczna w rozmowach o gatunkach roślin i zwierząt uznawanych za szkodliwe polskiej bioróżnorodności najczęściej dyskutuje emocjami. Zdecydowanie rzadziej pojawiają się treści oparte na merytoryce oraz brzmienie definicji. Jednym z najczęściej pojawiających się błędów jest zrównanie znaczenia gatunku obcego i inwazyjnego. Zgodnie z obowiązującym prawem ona terenie Unii Europejskiej gatunkiem obcym nazywamy każdego żywego osobnika gatunku, podgatunku lub niższego taksonu zwierząt, rośliny, grzybów lub drobnoustrojów wprowadzanych poza jego naturalny zasięg.
Należy również dodać, że zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 1143/2014 z dnia 22 października 2014 r. w sprawie działań zapobiegawczych i zaradczych w odniesieniu do wprowadzania i rozprzestrzeniania inwazyjnych gatunków obcych, wszelkie gamety, nasiona, jaja, diaspory jak również hybrydy, odmiany i rasy zdolne do przeżycia gatunków uznawanych za obce, mają taki sam status prawny co ich formy rodzicielskie. Zgodnie z wspomnianym Rozporządzeniem, gatunkiem inwazyjnym należy nazwać każdy gatunek obcy, którego wprowadzenie lub rozprzestrzenienie się zagraża bioróżnorodności i powiązanym usługom ekosystemowym lub oddziałuje na nie w niepożądany sposób.
Definicja inwazyjności wprowadza istotne znaczenie dla bezpieczeństwa przyrodniczego, jak również dla gospodarki danego kraju. Użycie słów "zagraża" oraz "niepożądany" kształtuje konsekwencję ich stosowania i wskazuje konieczność podjęcia środków zaradczych działających przeciwko określonemu niebezpieczeństwu, w tym przypadku określonemu gatunkowi lub gatunkom organizmów żyjących. Ich eliminacja, zgodnie z art.3.13. wspomnianego powyżej aktu prawnego, oznacza "pełne i trwałe usunięcie populacji inwazyjnego gatunku obcego środkami letalnymi lub nieletalnymi". Letalny, czyli śmiertelny, zabijający lub zabójczy.
"Mamy (red. w naszym kraju) ponad 60000 gatunków roślin, zwierząt, grzybów i wśród nich (...) co najmniej 2500 gatunków obcego pochodzenia. Jeżeli chodzi o gatunki inwazyjne, to jest ich 168" - powiedziała dr Anna Rysiak z Katedry Botaniki, Mykologii i Ekologii w Instytucie Nauk Biologicznych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej z Lublina, udzielając wywiadu dla "Głosu nauki", podcastu rodzimej uczelni. Czy działając pod wpływem silnych i wysokich emocji, zdecydujemy o eksterminacji prawie 170 gatunków różnych organizmów żywych z naszego kraju? Czy podejmując decyzję o ich letalnej przyszłości jesteśmy w stanie pełnej moralnej odpowiedzialności za taki czyn?
Inwazyjność z braku odpowiedzialności
Zagadnienia związane z gatunkami inwazyjnymi w naszym środowisku to w przeważającej części zbiór różnego rodzaju przekonań utrwalonych w minionych latach, indywidualnych odczuć nadawców oraz danych naukowych, z których korzystanie nie zawsze jest spójne z ich treściami. W stałej dyskusji o oddziaływaniu gatunków inwazyjnych na przyrodę, należy silniej uwzględniać aspekty dotyczące zmian klimatu.
Przykładem takiego stanu rzeczy, jest obecność robinii akacjowej w naszym środowisku. Faktem jest sytuacja, że w strukturach leśnych stanowi ona zagrożenie dla rodzimej flory poprzez swój ekspansywny charakter, jednak w strukturach miejskich, stosowana jako komponent zieleni, spełnia się w miejscach takich jak miejska wyspa ciepła, lub na obszarach o znacznym deficycie wody w podłożu. Mówiąc o zwierzętach, którym przypisano status inwazyjności, zwróćmy uwagę, że w znacznym stopniu są to organizmy, które celowo były użytkowane przez człowieka jako zwierzęta przemysłowe lub organizmy z przeznaczeniem amatorskim do hodowli domowych. Jenot i szop pracz, pozyskane z natury zostały szeroko rozpowszechnione przez człowieka jako zwierzęta wykorzystywane na futro.
W momencie spadku zainteresowania rynku, tego rodzaju wyrobami, żywe zwierzęta zamknięte w klatkach, stały się problemem dla hodowców. Problem rozwiązywano w najgorszy, możliwy sposób. W wielu sytuacjach zwierzęta wypuszczono na wolność, które zgodnie z własną biologia zaczęły się rozprzestrzeniać i rozmnażać.
Dzisiaj, szop pracz lokalizowany jest praktycznie na terenie całego naszego kraju, w tym na północy Polski. Zwierzęta te, o dość dużym apetycie zjadają masowo bezkręgowce, jaja ptaków, a nawet ryby i płazy, uzupełniając w mniejszym stopniu swoją dietę pokarmem roślinnym. Zwróćmy również uwagę na stale rosnący problem i zagrożenie wynikające z obecności żółwi ozdobnych w naszym, dzikim środowisku. W polskiej przyrodzie zadamawia się dość dobrze, zajmując tę samą niszę ekologiczną co nasz, nieobcy i nieinwazyjny żółw błotny, uznany za zwierzę prawnie chronione. A dlaczego żółwie ozdobne zaczęły żyć dziko na terenie naszego kraju? Bez wątpienia, co potwierdzono, zostały celowo wypuszczone z domowych hodowli, kiedy stawały się problemem.
Nieletalna odpowiedzialność i rozsądek
Czy podejmowanie drastycznych i ortodoksyjnych działań mających na celu pozbywanie się "problemu" gatunków inwazyjnych z naszego sąsiedztwa to jedyny słuszny wybór? Czy takie działanie nie stanowi usprawiedliwienia dla cech osobowych nadawców treści o letalnej eliminacji oraz nie stanowi wykorzystania prawa w dużej mierze skupiającego się na szybkim i skutecznym pozbyciu się problemu bez uszanowania zwierzęcego życia? Dyskusja o inwazyjności to kolejne wyzwanie w przestrzeni społecznej. Do tej pory zagadnienia skupiające się wokół ochrony przyrody, rzadko wychodziły poza grupy środowisk aktywistów i fascynatów przyrodą.
Zdecydowanie rzadziej dotyczyły administracji jak i świata nauki. Zmiany, które przynosi klimat i dynamika w polityce, wysuwają zagadnienia związane z przyrodą i koniecznością dbania o jej zasoby do przodu, do dyskusji już nie tylko emocjami, ale z wykorzystaniem dowodów i konkretów. Co ważne w nowej dyskusji podnoszony jest wątek odpowiedzialności człowieka w istnieniu problemów, z którymi mierzymy się, lub tymi które w najbliższej przyszłości zyskają rangę priorytetowych. Coraz intensywniej przestrzeń medialna mówi o konieczności ochrony bioróżnorodności, która człowiekowi jako gatunkowi zwierzęcemu, jest niezbędna do funkcjonowania jak i samego przeżycia.
Czy w przestrzeni obowiązku dbania o rośliny i zwierzęta w sposób zorganizowany i odpowiedzialny, organizmy uznawane za inwazyjne znajdą swoje miejsce do życia? Warto zwrócić uwagę na działanie dyrektorki poznańskiego zoo. Wśród emocji, które wzbudzają w odbiorcach zamierzone działania dr Ewy Zgrabczyńskiej na rzecz ochrony przyrody, znajdujemy wiele takich, które pokazują, że nieuzasadnione i niemoralne jest deklarowanie szacunku i miłości do zwierząt na podstawie określania ich użyteczności oraz zadowolenia z ich posiadania. Obserwując działania Zgrabczyńskiej, można mieć przekonanie o zbyt fundamentalnym podejściu do konieczności ochrony praw zwierząt, jednak takie przekonanie jest wysoko mylne, nacechowane egocentryzmem oraz brakiem znajomości praw obowiązujących w świecie przyrody.
Ponadto, działania Zoo w Poznaniu, pokazują dobitnie, że eliminacja inwazyjności poprzez letalność, jest najłatwiejszym z możliwych sposobów działania i wykorzystywanie jej jako uzasadnienia w rozwiązywaniu problemu w żaden sposób nie traktuje przyrody jako organizmu żywego, jako podmiotu, a jedynie jako przedmiot wykorzystywany gospodarczo i ekonomicznie.
Dyskusja o inwazyjności powinna opierać się przede wszystkim na rozmowach o odpowiedzialności i być oparta na rozsądku. Natomiast w jak najmniejszym stopniu powinna ujmować wszelką ekspresję emocji, która faktycznie jest nie łatwa, bo przecież dotyczy życia.