Podtopienia w Polsce. Wszechobecna "betonoza" pogarsza sprawę

Tylko w ciągu minionej doby strażacy interweniowali ponad sześćset razy w związku z burzami. W wielu wypadkach problemem były podtopienia. Infrastruktura naszych miast tylko pogarsza sprawę.

Zalane ulice po ulewie w Krakowie.
Zalane ulice po ulewie w Krakowie.Beata Zawrzel/REPORTEREast News
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

W tym roku problem podtopień na dobre zaczął się pod koniec czerwca. W Poznaniu podczas jednej tylko ulewy w ciągu pół godziny spadły 64 mm deszczu. "To więcej niż średnia suma opadów dla całego czerwca w tym mieście" - informowało wówczas IMGW. W miniony weekend pod wodą znalazła się południowa część Małopolski. Znów w ciągu zaledwie kilku minut ulice zamieniały się w potoki wody. W miejscowościach Świdnik i Tęgoborze doszło do tzw. powodzi błyskawicznej. Strażacy odebrali 150 zgłoszeń w związku z podtopieniami.

W związku z tego rodzaju wydarzeniami już na początku lipca wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk zaapelował "o ścisłą współpracę samorządów, Wód Polskich oraz administracji rządowej w celu jak najszybszego i najskuteczniejszego rozwiązania kwestii błyskawicznych powodzi miejskich dla podniesienia bezpieczeństwa mieszkańców Polski". - Trudno się do takich zjawisk dostosować, jeśli teren jest zabetonowany, a tak jest prawie wszędzie w polskich miastach - mówi Zielonej Interii hydrolog prof. Kazimierz Banasik z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej dodając: - Woda z ulewnego opadu musi odpłynąć, a z terenu zurbanizowanego, mającego duży udział powierzchni nieprzepuszczalnych i kanalizację burzową, odpływa jej więcej. To znowu wywołuje większą i szybciej występującą kulminację w odbiorniku wody.

Betonoza zatapia miasta

Większy udział terenów zielonych w miastach pozwoliłby łagodzić skutki tego typu zjawisk. Problem jednak w tym, że trudno "zazielenić", kiedy osiedla są już urządzone i zabetonowane. - Niestety w wielu miejscach nie tylko nie próbuje się tworzyć nowych terenów zielonych, ale nawet niszczy te dotychczasowe. Błędem jest także to, że w terenach silnie zurbanizowanych w wielu przypadkach zupełnie pominięto kwestię powierzchniowego odprowadzania nadmiaru wód opadowych - mówi prof. Banasik.

Ekspert stwierdza, że zmiany w infrastrukturze kanalizacyjnej, takie jak zwiększanie przepustowości kanałów, zwykle nie rozwiązują problemów podtopień, a jedynie przenoszą je w inne miejsce. - Woda deszczowa powinna być przechwytywana i okresowo retencjonowana tam, gdzie spada, a nie w całości odprowadzana. Na przykład na Ursynowie w Warszawie znaczna część wód opadowych odprowadzana jest do Potoku Służewieckiego, który mieszkającym wokół Potoku też sprawia problemy po ulewnych deszczach. Kiedy więc w jednym miejscu pozbędziemy się problemu, przeniesiemy go w inne i powodujemy tam większe podtopienia - stwierdza prof. Banasik.

Deszcze nawalane, które skutkują błyskawicznymi wezbraniami, mogą się w najbliższych latach nasilać w wyniku postępujących zmian klimatu. - Jeśli chodzi o działanie ochronne, to w miastach najistotniejsze jest, żeby nie utwardzać dalej terenu. Dodatkowo wszędzie gdzie się da, należy tworzyć tereny zielone, a na nich niecki retencyjne, które będą pomagały zatrzymywać wodę - mówi ekspert.

Podobnego zdania jest aktywista miejski Jan Mencwel z ruchu Miasto jest Nasze. - Nie da się w pełni przygotować do takich anomalii, gdzie w jeden dzień spada miesięczna suma opadów, ale na pewno moglibyśmy sobie bardzo pomóc w tym względzie, a w tej chwili sobie nawet przeszkadzamy - mówi.

Mencwel uważa, że "betonoza" wszechobecna jest na placach czy ulicach, które są pozbawione drzew wzdłuż pasów ruchu. Tam siłą rzeczy woda nie ma gdzie wsiąkać i się zatrzymać. - Musi więc spłynąć do kanalizacji, a przy takiej sumie opadów nie jest możliwe zbudowanie infrastruktury, o takiej przepustowości, która przyjmie tak wielką ilość wody. A jeśli już próbować taką infrastrukturę budować i wymieniać wszystkie rury kanalizacyjne na większe, to byłoby to koszmarnie drogie - mówi.

Dlatego, jak podkreśla aktywista, istotne jest sadzene jak największej liczby drzew w różnych miejscach w mieście, także przy ulicach, czy na placach, by mogły bezpośrednio w takich miejscach wchłonąć jak największą ilość wody. - Niestety władze są teraz dopiero na etapie zauważenia problemu. Przede wszystkim potrzebna jest nam teraz ochrona już istniejących w miastach drzew, które często są wycinane - stwierdza Mencwel.

Uratuje nas ustawa?

"Paradoksem jest fakt, że szybkie powodzie, które pochłaniają najwięcej ofiar ze wszystkich rodzajów powodzi i mają destrukcyjny wpływ na lokalną gospodarkę, są praktycznie niezauważane przez instytucje zajmujące się sytuacjami kryzysowymi i samo społeczeństwo. Wynika to prawdopodobnie z tego, że zjawiska te występują zwykle tak bardzo lokalne, że opadów, które je wywołały, nie rejestrują często żadne urządzenia pomiarowe (z uwagi na rzadką sieć). Są też tak szybkie, że nie zauważają ich media krajowe, czy nawet regionalne, stąd informacje o nich docierają do niewielkiej liczby ludzi" - brzmi fragment raportu IMGW z 2011 r. "Klęski żywiołowe a bezpieczeństwo wewnętrzne kraju".

Rząd od roku przygotowuje ustawę o Inwestycjach w Zakresie Przeciwdziałania Skutkom Suszy (tzw. specustawę suszową), która ma m.in. wspierać rozwój tzw. zielono-niebieskiej infrastruktury, systemów retencji z wykorzystaniem rozwiązań opartych na przyrodzie. Według harmonogramu prac, przyjęcie projektu przez Radę Ministrów ma nastąpić dopiero w IV kwartale tego roku.

Źródło: Zielona Interia, Polsat News, Gov.pl, IMGW

mcz

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas