Krasnoludki gorsze niż sportowe samochody. Ślad węglowy “Królewny Śnieżki”
Choć Disney chętnie nawiązuje w swoich produkcjach do natury i ochrony środowiska, realizacja aktorskiej wersji „Królewny Śnieżki” i „Małej Syrenki” wygenerowała więcej emisji CO₂ niż roczna działalność niektórych brytyjskich lotnisk. I więcej, niż wysokooktanowa produkcja ostatnich “Szybkich i Wściekłych”. Co mówi to o ekologicznym obliczu przemysłu filmowego i czy Hollywood naprawdę się zmienia?

Spis treści:
Disney, jedna z największych firm światowego show businessu, lubi nawiązywać w swoich produkcjach do kwestii ochrony środowiska. Tymczasem dane, które ujawnił brytyjski The Observer, pokazują coś zupełnie innego: ekranowa bajka ma mało wspólnego z rzeczywistością klimatyczną.
Z analizy 250 zestawów danych środowiskowych Walt Disney Company wynika, że dwa tytuły - „Królewna Śnieżka” i „Mała Syrenka” - odpowiadają za większe emisje gazów cieplarnianych w Wielkiej Brytanii niż jakakolwiek inna produkcja studia od 2019 roku, czyli od momentu wprowadzenia obowiązkowego raportowania emisji. Łącznie obie produkcje wygenerowały 8 279,6 ton CO₂, czyli więcej niż roczne emisje lotnisk w Birmingham (7 829 ton) i Luton (6 243 tony) oraz więcej niż całoroczna emisja wynikająca z działalności popularnych obiektów rozrywkowych, takich jak O2 Arena w Londynie.
Skąd biorą się te liczby?
Emisje w produkcji filmowej dzieli się na trzy zakresy: Zakres 1 (bezpośrednie spalanie paliwa, np. w generatorach), Zakres 2 (energia elektryczna zużywana podczas produkcji) i Zakres 3 (emisje pośrednie, np. transport materiałów, catering, noclegi ekipy). To właśnie zakres trzeci jest najbardziej złożony i często pomijany w publicznych raportach, chociaż może stanowić nawet większość śladu węglowego filmu. Dotyczy to nie tylko tej branży. Dla przykładu, emisje lotnisk są liczone bez zakresu 3 - czyli bez emisji z samolotów.
Biorąc pod uwagę wyłącznie emisje zakresu 1 i 2 „Śnieżka” wygenerowała 3 153 ton CO₂, a „Mała Syrenka” - aż 5 127 ton. To znacząco więcej niż “Szybcy i Wściekli X”, mimo że ta seria słynie z pożerających paliwo aut i kaskaderskich pościgów. Różnica wynika m.in. z faktu, że „Mała Syrenka” była częściowo kręcona w Sardynii, a „Śnieżka” miała wiele zdjęć plenerowych wymagających użycia przenośnych generatorów. Warto zauważyć, że według źródła związanego z Disneyem, „standardowa” emisja dla dużej produkcji wynosi około 2 600 ton CO₂ - tymczasem w przypadku „Małej Syrenki” była ponad dwukrotnie wyższa.

Ekologiczne złudzenia
Trzeba przyznać, że Disney starał się ograniczyć emisje. W dokumentach studia czytamy, że zespół wynajmował samochody elektryczne a także korzystał z hybrydowych generatorów. Czarterowe loty dla całej ekipy miały być - według producenta - mniej emisyjne niż setki osobnych lotów komercyjnych. Produkcja korzystała także z tzw. „zielonej taryfy” w Pinewood Studios, co oznaczało zakup energii z odnawialnych źródeł - choć studio przyznaje, że redukcje wynikające z tego rozwiązania nie zostały ujęte w raportach.
Jednak mimo tych wysiłków, „Śnieżka” i „Syrenka” przekroczyły branżowe normy. Warto dodać, że za obie produkcje Disney otrzymał od brytyjskiego rządu łącznie prawie 95 milionów funtów w postaci ulg podatkowych. Jak na ironię, „Śnieżka” może ostatecznie przynieść straty rzędu 115 milionów dolarów - przychody wyniosły 145 mln dolarów przy budżecie 260 mln.
Problem nie dotyczy wyłącznie jednej wytwórni. Jak informuje magazyn Time, globalny przemysł filmowy odpowiada za emisję od 391 ton CO₂ (małe produkcje) do ponad 3 370 ton (duże produkcje). Dla porównania: to tyle, ile potrzeba do zasilenia 656 amerykańskich domów przez rok. Według badania Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles z 2006 roku, cała branża rozrywkowa wytwarza około 15 milionów ton CO₂ rocznie - więcej niż lotnictwo cywilne w USA.
W 2004 roku film „Pojutrze” był pierwszym hollywoodzkim tytułem, który obliczył i zrekompensował swoje emisje - ponad 10 000 ton CO₂. Od tamtej pory powstały narzędzia takie jak Green Production Guide opracowane przez Producers Guild of America, brytyjski program Albert czy Zielona Pieczęć Environmental Media Association. Jednak, jak przyznaje Sarah Sax w Time, „większość emisji wciąż jest raportowana dobrowolnie i nieregularnie, a dane pozostają rozproszone”.
Zielona rewolucja? Raczej marketing
Niektóre inicjatywy środowiskowe można potraktować jako realny postęp, inne jako element PR-owego sztafażu. Przykład? Leavesden to kompleks studiów filmowych w Wielkiej Brytanii, należący do Warner Bros. Discovery, gdzie kręcono m.in. serial „Ród smoka”. Studio chwali się, że wprowadziło energooszczędne oświetlenie LED i testuje elektryczne pojazdy transportowe zasilane energią słoneczną. Brzmi obiecująco, ale dane na temat skali tych zmian są ograniczone i pochodzą głównie z komunikatów prasowych.
Z kolei Amazon MGM Studios - należące do technologicznego giganta Amazona - zaprezentowało nową scenę LED o nazwie Stage 15, która ma ograniczyć potrzebę podróży i budowy tradycyjnych dekoracji. Studio twierdzi, że korzysta także z generatorów na biodiesla, który powstaje z przetworzonych olejów roślinnych i odpadów gastronomicznych. Współpracuje również z firmą Moxion - start-upem, który produkuje mobilne baterie mające zastąpić tradycyjne, emisyjne generatory na planach filmowych.
Ale dla wielu ekip filmowych taka technologia wciąż jest zbyt nowa, zbyt droga lub zbyt zawodna. - Produkcja filmowa to logistyka na poziomie wojskowym - mówi Jennifer Sandoval z Earth Angel, firmy doradczej zajmującej się zrównoważoną produkcją. - Nikt nie zaryzykuje, że generator się wyłączy, bo aktorzy czekają, plan kosztuje miliony, a każda godzina opóźnienia to ogromne straty.
Emisje zza kulis: co się dzieje poza planem?
Nie tylko plany zdjęciowe są źródłem emisji. W 2023 roku Warner Bros. Discovery - jedyne studio, które ujawniło dane dotyczące dojazdów pracowników - poinformowało, że jego kadra wygenerowała ponad 130 000 ton emisji CO₂ tylko dojeżdżając do pracy. To tyle, ile rocznie emituje 28 tysięcy samochodów spalinowych lub wystarczyłoby do zasilenia 340 tysięcy amerykańskich gospodarstw domowych przez rok.
Paradoksalnie, jednym z największych „sukcesów” ekologicznych branży filmowej może być... spadek produkcji. Po boomie streamingowym i dwóch wielkich strajkach z 2023 roku (aktorów i scenarzystów), produkcja treści zmalała. Mniej filmów to mniej emisji - ale to efekt kryzysu, nie transformacji. Tymczasem nowe technologie, jak sztuczna inteligencja i cyfrowa scenografia, choć mogą ograniczyć podróże czy zużycie papieru, są energochłonne i wymagają zasilania wielkich serwerowni.
Z drugiej strony, nie brakuje przykładów „zielonych” rozwiązań, które przynoszą korzyści zarówno środowisku, jak i budżetowi. Animowany film „Chłopi” - od twórców nominowanej do Oscara „Twojego Vincenta” - wykorzystywał kartonowe elementy scenografii zamiast drewna. Lżejszy, łatwiejszy do przetworzenia materiał okazał się nie tylko bardziej ekologiczny, ale też tańszy.
Popularność zdobywa też koncepcja ponownego wykorzystywania materiałów i elementów scenografii. Przykład? Statek z planu „Piotrusia Pana i Wendy” Disney+ został wykorzystany ponownie w serialu „Szogun” platformy Hulu. Inna produkcja - „Nie!” Jordana Peele’a - przekształciła swoje westernowe miasteczko w atrakcję turystyczną w Universal Studios Hollywood.
Wcześniej, przy produkcji „Amazing Spider-Man 2”, ekipa zrezygnowała z 193 tysięcy plastikowych butelek i uniknęła wysłania 52% odpadów na wysypiska. Prezes Columbia Pictures Doug Belgrad szacował, że oszczędności związane z takimi praktykami przekroczyły 400 tysięcy dolarów. - Budujemy całe światy, które potem niszczymy - mówiła w wywiadzie Emellie O’Brien, założycielka Earth Angel. - Pytanie brzmi: czy możemy budować je inaczej?