To miało być zbawienie na Euro 2024. Niemieckie pociągi w ogniu krytyki
Niemcy zaplanowali, że turniej Euro 2024 będzie rozrzucał kibiców między miastami i stadionami głównie za pomocą kolei. Z pominięciem samolotów i samochodów. Plan miał ratować środowisko i był całkiem sensowny. Niemcy jednak jednego nie przewidzieli.
W porównaniu z absurdalnym turniejem Mistrzostw Europy w 2021 r. teraz przed reprezentacjami uczestniczącymi w Euro otworzyła się wielka szansa. Euro 2021 odbywało się w całej Europie, od Hiszpanii po Rosję i od Wielkiej Brytanii po Azerbejdżan. Tam podróżowanie z pominięciem samolotów było w zasadzie niemożliwe.
Jak (nie) sprawdza się kolej na Euro 2024?
Teraz jest inaczej. Euro 2024 ma jednego gospodarza. To, co prawda, jeden z największych krajów Europy, ale jednak podróże między stadionami da się zorganizować za pomocą kolei. Jestem tego najlepszym przykładem.
Organizatorzy zorganizowali darmowe przejazdy dla kibiców i dziennikarzy komunikacją publiczną, ale tylko w miastach, gdzie rozgrywano mecze, np. Hamburgu, Berlinie czy Dortmundzie. Już nie w Hanowerze, gdzie polski zespół ma swoja bazę i gdzie też udało się sporo kibiców, by ich zobaczyć.
Z kolei między miastami kursują pociągi porównywalne z polskim Intercity. Dzięki porozumieniu organizatorów Euro 2024 z Deutsche Bahn udało się stworzyć system tańszych rezerwacji biletów. Po wejściu na rozkład jazdy niemieckiej kolei z wysłanego przez organizatorów linku, mamy bilety nie za 80, 100 czy 150 euro, jak zazwyczaj. Można je kupić promocyjnie za 30 euro plus 5 euro za rezerwację miejsca. Warunek: trzeba je zarezerwować na dobę przed odjazdem pociągu.
System wydawał się genialny, zważywszy na to, że w pociągu można się wyspać, popracować, nie stać w korkach. Cały koncept przemieszczania się podczas Mistrzostw Europy koleją był oparty na założeniu, by ograniczyć emisję szkodliwych spalin np. spalin generowanych przez samochody i zwłaszcza samoloty. Kibice nie muszą latać między miastami, które są relatywnie blisko nawet na tak duży europejski kraj jak Niemcy. Z kolei zespoły przyleciały na turniej, ale na poszczególne spotkania udawały się już albo autobusami, albo właśnie pociągami.
Piłkarze w pociągu? To dotąd nie było modne
Piłkarze w pociągu? To pewne novum i jednak rzadkość w światowym futbolu. To sposób podróżowania uważany dotąd za mało odpowiedni dla tak ekskluzywnie żyjących ludzi jak piłkarze. Ale to się zmienia.
Polscy piłkarze, po przeciskaniu się autokaru w korkach między Hanowerem a Hamburgiem, gdzie grali pierwszy mecz z Holandią, wybrali się na drugi mecz z Austrią w Berlinie już koleją. Zarezerwowali w tym celu dwa wagony. Miało być szybciej, wygodniej i bardziej ekologicznie.
Ani zawodnicy i ich trenerzy, ani kibice, ani wreszcie dziennikarze nie przewidzieli jednego. Niemiecka kolej zmieniła rozkład jazdy i jej przepustowość, by przewieźć masę ludzi przybyłych na turniej była dostateczna. Rzadko zdarzają się sytuacje, by brakowało miejsc w wagonach. Pozostała jednak, a nawet nasiliła się zmora Deutsche Bahn - brak punktualności.
- Jeżeli myślałeś, że to PKP są najbardziej spóźnialskie w Europie, to się mylisz. Tutaj to stały kłopot. Wszyscy w Niemczech psioczą na kolej - opowiadał mi w pociągu z Frankfurtu do Hanoweru pewien mieszkający tu na stałe Polak z Katowic. A na potwierdzenie jego słów siedzący w przedziale pasażerowie kręcili głowami, obserwując wyświetlane na czerwono kolejne opóźnienia.
Jeżeli myślałeś, że to PKP są najbardziej spóźnialskie w Europie, to się mylisz. Tutaj to stały kłopot. Wszyscy w Niemczech psioczą na kolej.
Pociąg był już na starcie spóźniony o 20 minut i nigdzie tego nie nadrobił. A wyjątkowym koszmarem okazał się skład wiozący kibiców z Dortmundu po meczu Turcja - Gruzja. Jechał do Hanoweru i dalej do Berlina. Na dortmundzki peron przyjechał z godzinnym opóźnieniem, o 1:30 w nocy. A w środku nocy każde pół godziny jest ważne dla zmęczonych i śpiących podróżnych.
Wszystkie pociągi w Niemczech opóźnione
Słowem, żaden pociąg, którym podróżowałem w Niemczech, a miałem takich przejazdów całą masę między Hanowerem, Berlinem, Frankfurtem, Dortmundem, Monachium i innymi miastami, nie przyjechał na stację punktualnie. Ani jeden. Co więcej, niektóre wypadały z rozkładu w ogóle. Kolega jadący na mecz Portugalczyków do Lipska musiał zmienić skład, bo tamten po prostu w ogóle ze stacji w Hanowerze nie ruszył.
Polska reprezentacja jadąca na mecz z Austrią do Berlina także się spóźniła na planowane aktywności.
- Stary tabor, stara infrastruktura - wymieniają Niemcy powody takich opóźnień. Raczej nie jest nimi większa liczba podróżnych w czasie Euro 2024, gdyż niemieckie pociągi były niepunktualne już przed mistrzostwami. Nic się w tej materii nie zmieniło, po prostu Niemcy wiedzą, że nie można na nich polegać. Kibice dowiedzieli się teraz.
Pytanie, czy nowy system promowany przez Niemców sprawdził się, czy też raczej przysporzył sobie wrogów. Kolejne Euro odbędzie się w 2028 r. w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Zorganizują je miasta: Londyn, Birmingham, Manchester, Liverpool i Newcastle w Anglii, Glasgow w Szkocji, Cardiff w Walii oraz na drugiej wyspie Belfast i Dublin.
Niemcy już teraz apelują do Brytyjczyków i Irlandczyków, by poszli w ich ślady i zorganizowali głównie transport kolejowy, z obcięciem miejsc parkingowych. Czy aby na pewno będzie to słuszny kierunek?
Radosław Nawrot, Hanower