Sylwester w Tatrach. "Konie wyglądały tak, jakby miały się przewrócić"
Konie z Morskiego Oka cierpią cały rok i tak było też w Sylwestra - alarmuje Fundacja Viva! Według członków organizacji popularna trasa jest pasmem cierpienia koni, które są zmuszane do ciągnięcia turystów. W Sylwestra na trasie pojawiła się krew. "Ta krew na trasie jest symboliczna" - podaje Fundacja Viva! i czeka na wyjaśnienia ze strony Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Turyści spacerujący w sylwestra trasą do Morskiego Oka zobaczyli na drodze krew. Według Fundacji Viva! to krew jednego z koni, który ciągnął tego dnia wóz pełen turystów. W okresach najbardziej wzmożonego zainteresowania dziennie z usług koni korzystać może ponad 2000 osób, a miesięcznie 25 tys.
Konie z Morskiego Oko pracują też w sylwestra
Z relacji świadka, który 31 grudnia przebywał na trasie do Morskiego Oka wynika, że wszystkie konie tego dnia wyglądały tak, jakby zaraz miały się przewrócić. Także ostatniego dnia roku z usług koni chciało skorzystać sporo turystów. Według Anny Plaszczyk z Fundacji Viva! któreś ze zwierząt zraniło nogę. Problem według działaczki jest jednak dużo większy i trwa od kilkunastu lat.
"Nie wierzę, że koń nie dawał znaków, że go boli. Z doświadczenia wiem, że furmani wielokrotnie ignorowali kulawiznę zwierząt. Bo najważniejsze było dowieźć ludzi na górę. Nie mam wątpliwości, że zysk z ich pracy jest ważniejszy od ich dobra i zdrowia - dodaje działaczka na rzecz koni.
Viva! powiadomiła o sytuacji Tatrzański Park Narodowy. Poprosiła też o zabezpieczenie monitoringu z trasy. "Niestety już kilka razy okazywało się, że akurat w tym dniu i o tej godzinie, w której na trasie mogło się coś wydarzyć, monitoring nie działał, bo nie było zasięgu. Nie mamy żadnej możliwości sprawdzenia jak było w rzeczywistości" - dodaje Anna Plaszczyk, koordynatorka kampanii ratowania koni z Morskiego Oka.
Z relacji świadka wynika, że wszystkie konie tego dnia wyglądały tak, jakby zaraz miały się przewrócić. Bardzo wiele osób tego dnia postanowiło zdobyć Morskie Oko siłą mięśni umęczonych koni.
Fundacja kontra władze parku narodowego
Walka o konie z Morskiego Oka rozpoczęła się pod koniec lat 90. - O cierpieniu tych zwierząt mówili przewodnicy tatrzańscy i ratownicy TOPR, którzy codziennie widzieli ich gehennę - mówiła Interii Plaszczyk.
Fundacja twierdzi, że nie może liczyc na współpracę ze strony TPN-u - nawet w sytuacjach ewidentnych, w których później w wyniku działań organizacji doszło do skazania furmanów.
- Nie mam wątpliwości, że parkowi zależy na tym, by wokół tego transportu nie było kontrowersji. Park przecież zarabia na tym około 1 mln zł rocznie - dodaje Anna Plaszczyk.
Jesienią organizacja ujawniła, że 64 proc. koni, które pracowały na trasie w latach 2012 - 2022 w Tatrach nie żyje. 433 konie zostały zabite w rzeźniach na mięso. 24 zwierzęta zmarły, a ich zwłoki zostały poddane utylizacji. Konie pracowały na trasie średnio 36 miesięcy. Tak szybka eksploatacja zwierząt, zdaniem aktywistów Vivy! wynika z przeciążenia. Konie ciągną wozy za ciężkie o około tonę.
Prawie 70 proc. Polek i Polaków opowiada się za likwidacją tej formy transportu do Morskiego Oka.