Wielki jaszczur zagrzebany był w mule. Wyglądał jak pradawny rekin
To jeden z najbardziej spektakularnych przykładów na działanie w przyrodzie zjawiska konwergencji. Mówi ono, że niespokrewnione z sobą gatunki w takim samym środowisku i pod wpływem zbliżonych czynników z czasem zaczynają wyglądać bardzo podobnie. Kto bowiem przypuszczałby, że gad może wyglądać jak ryba albo delfin? Kolejny dowód na prehistoryczną konwergencję znaleziono w Nowej Zelandii.
Tam udało się odnaleźć szczątki morskiego zwierzęcia należącego do ichtiozaurów, zapewne do platopterygów. To rodzaj ichtiozaurów żyjących w światowych oceanach epoki kredy. To okres od 110 milionów lat temu aż do końca mezozoiku i wymarcia dinozaurów po uderzeniu ciała niebieskiego w Ziemię przed 66 milionami lat. Dinozaury wówczas zniknęły na skutek ciągu katastrof, które dotknęły Ziemię, ale nie tylko one. Wymarło wtedy wiele innych, dotąd prężnie rozwijających się grup zwierząt i lądowych, i morskich.
Ichtiozaury były jedną z nich. Osiągnęły olbrzymi sukces ewolucyjny, królowały w morzach świata, ale wymarły. Mało tego, stało się to znacznie wcześniej niż koniec dinozaurów, bo ostatnich przedstawicieli tej grupy znamy sprzed 93 milionów lat. Dlaczego ichtiozaury zniknęły tak wcześnie? To do dzisiaj pozostaje zagadką.
To czasy, gdy w wodach świata nie ma jeszcze morskich ssaków, nie ma wielorybów czy delfinów. Pływają ryby, których kształt ciała wyznaczył w toku ewolucji pewien standard życia w środowisku morskim. Opływowe, torpedowate ciało, ogon w formie płetwy jako napęd, płetwy zamiast kończyn - to był schemat, który działał w wodzie znakomicie. Kiedy więc do morza weszły inne kręgowce, ich ewolucja szła w podobną stronę. Ciała przekształcały się, by zyskać także taki rybi, optymalny do pływania kształt.
Ichtiozaury były rybo-jaszczurami
To dlatego ichtiozaury tak bardzo przypominają ryby. I dlatego dzisiejsze wieloryby i delfiny, które w morzu znalazły się miliony lat później, także je przypominają. Wszystkie te kompletnie niespokrewnione z sobą zwierzęta upodobniły się do siebie wyglądem pod wpływem takich samych czynników, na które reagowały ewolucyjnie w podobny sposób. To jest właśnie konwergencja.
Kto bowiem mógłby się spodziewać, że gady kojarzące się nam z jakimiś jaszczurami, wytworzą kształt ciała podobny do ryb, delfinów. Staną się smukłymi, opływowymi pływakami podobnymi do torped. A jednak tak się stało, a ichtiozaury nie bez powodu są tak nazywane. Ich nazwa znaczy "rybo-jaszczury".
Gwoli ścisłości, ichtiozaury nie były gadami sensu stricto. Należą do podgromady diapsydów, zatem bliżej im do dinozaurów niż do współcześnie żyjących jaszczurek, węży czy żółwi. Niemniej stanowią przykład na działanie tego zjawiska przyrodniczego, dzięki któremu każda grupa kręgowców próbująca zasiedlić morza i oceany, robiła to wedle sprawdzonego wzoru.
Nie wszystkie ichtiozaury były jednakowej wielkości. Przez miliony lat powstały gatunki nieduże, wielkości delfinów, ale także giganty stanowiące odpowiedniki największych wielorybów i aspirujące do miana największych zwierząt w dziejach. Akurat ten znaleziony w Nowej Zelandii to jeden z platopterygów, zatem ichtiozaurów pokroju delfina czy rekina.
Pływały szybko, polowały na ryby i głowonogi
Platopterygi należały do oftalmozaurów, grupy ichtiozaurów o dużych oczach, chociaż one akurat miały je relatywnie mniejsze. Może było to przystosowanie do życia w mniej nasłonecznionej i głębszej wodzie. To niezwykłe zwierzęta, bowiem chociaż miały wszystkie kończyny przekształcone już w płetwy (co jeszcze bardziej upodabniało je do ryb), to jednak w tych przednich można było zobaczyć szczątkowy palec pozostały po lądowych przodkach.
Te ichtiozaury były niezwykle szybkie. Szacuje się ich prędkość na 45 km/h. Nie jest to rekord wśród morskich kręgowców, nawet nie jest to rekord wśród ichtiozaurów, ale pozwalało dopaść wiele ofiar np. amonity i inne morskie głowonogi epoki kredy czy ławice ryb. Ostre zęby wskazują na przystosowanie do chwytania ofiar, które mogły się im łatwo wymknąć.
Szczątki platopterygów znajdowano w wielu miejscach na świecie np. w Europie (Anglia, Francja, Szwajcaria, zachodnia Rosja, także Polska), Ameryce Północnej i wreszcie w wodach wokół Australii, co wskazuje na ich obecność w wodach oblewających wtedy Gondwanę.
Pierwsze szczątki ichtiozaurów w Nowej Zelandii odnaleziono w 1861 roku na stokach Potts w centralnej części Wyspy Południowej. A warto pamiętać, że w epoce kredy wody nowozelandzkie leżały dalej na południe, bliżej bieguna. Te ichtiozaury musiały zatem znosić dobrze chłodną wodę.
Nowe szczątki ichtiozaura w Nowej Zelandii zostały odnalezione niedaleko Coverham na północnym krańcu Wyspy Południowej. Pochodzi sprzed 98 milionów lat i jest mocno rozczłonkowany. Widać, że ciało albo poszarpali morscy padlinożercy, albo rozwlokły je prądy morskie. Jak mówią paleontologowie, resztki były zagrzebane w mule na dnie morza, który wysechł i skamieniał. Dlatego przetrwały do dzisiaj.
98 milionów lat temu to sam schyłek istnienia ichtiozaurów. To zatem szansa, by spróbować poszukać wyjaśnienia zagadki, dlaczego te morskie zwierzęta nie dotrwały do końca mezozoiku i uderzenia asteroidy 30 milionów lat później. Co się stało...
Może także pomóc nam wyjaśnić, czy poszczególne gatunki ichtiozaurów występowały kosmopolitycznie we wszystkich morzach tamtej Ziemi, tak jak dzisiaj większość delfinów czy wielorybów pływających swobodnie po wszystkich oceanach, czy też może istniały gatunki i populacje lokalne. Takie, które ograniczały się do wód przybrzeżnych tylko określonych okolic, chociażby Gondwany.