Nie żyje 125 krokodyli. Tajlandczycy bali się, że uciekną podczas powodzi
Oprac.: Jakub Wojajczyk
Pracownicy farmy hodującej krokodyle w Tajlandii poinformowali, że trzeba było zabić 125 zwierząt. Obawiano się, że krokodyle uciekną podczas trwających w kraju powodzi i wyrządzą krzywdę ludziom.
O sprawie pisze agencja AFP. Natthapak Khumkad, właściciel farmy, przekazał dziennikarzom, że hoduje krokodyle od 17 lat. Jednak monsunowe deszcze, które we wrześniu nawiedziły Tajlandię, zmusiły go do podjęcia trudnej decyzji.
Tajlandia. Hodowca zabił 125 krokodyli syjamskich
W tym miesiącu w kraju zginęło już 20 osób. Nawalne deszcze i osuwiska pochłaniają coraz więcej ofiar i niszczą budynki oraz infrastrukturę. Uszkodziły także wybiegi na farmie krokodyli znajdującej się w prowincji Lamphun na północy Tajlandii.
Natthapak Khumkad hoduje krokodyle syjamskie, które na wolności są gatunkiem wymierającym. Kiedyś były powszechne w Azji Południowo-Wschodniej, ale teraz występują niemal wyłącznie w Kambodży. Zwierzęta mogą mieć nawet 3 metry długości. W Tajlandii są one hodowane na skóry.
Hodowca obawiał się, że zabezpieczenia w końcu nie wytrzymają i drapieżniki uciekną z wybiegów. To oznaczałoby zagrożenie dla okolicznego bydła, a także dla ludzi. Podjęto decyzję, aby uśmiercić 125 krokodyli przez porażenie prądem.
Państwowy lekarz weterynarii, z którym rozmawiała agencja AFP, ocenił, że ta decyzja mogła być zbyt pochopna, a zwierzęta można było przenieść w inne miejsce niezagrożone powodzią. Hodowca mówi jednak, że władze odmówiły mu znalezienia tymczasowego schronienia dla gadów, ponieważ zwierzęta były za duże.
Właściciel farmy zamieścił w mediach społecznościowych zdjęcia pokazujące usuwanie uśmierconych krokodyli przy pomocy koparki.