Ostrzejsze normy dla smogu od 2035 r. Dla Polski to będzie ogromny problem
Parlament Europejski chce wprowadzić od 2035 r. na terenie Unii Europejskiej bardziej rygorystyczne normy dla zanieczyszczeń powietrza, w tym smogu. Wszystkie kraje UE będą miały te same wskaźniki. Państwa będą musiały teraz przygotować harmonogramy wprowadzania nowych norm. W Polsce, mimo niedawnej aktualizacji, poziomy alarmowania o smogu nadal są mniej restrykcyjne niż normy WHO. "Liczymy, że to będzie żółta karta dla zanieczyszczających powietrze" - mówi Polski Alarm Smogowy. Aktywiści mają nadzieję, że dzięki nowym normom działania antysmogowe w Polsce przyspieszą.
Parlament Europejski przyjął stanowisko w sprawie zmian w przepisach w celu poprawy jakości powietrza w UE, aby "zapewnić czyste i zdrowe środowisko obywatelom Europy" - przekazano w informacji prasowej. Stanowisko przyjęto większością głosów w europarlamencie.
Nowe normy smogu w UE i Polsce od 2035 r.
Nowe, bardziej rygorystyczne limity i wartości docelowe będą obowiązywać od 2035 r. dla szeregu substancji zanieczyszczających, w tym pyłu zawieszonego (PM2.5, PM10), NO2 (dwutlenku azotu), SO2 (dwutlenku siarki) i O3 (ozonu).
Posłowie podkreślają również, że standardy jakości powietrza zaproponowane przez Komisję, powinny być celem okresowym, który należy osiągnąć tak szybko jak to możliwe, a najpóźniej do 2030 roku. Normy mają być zgodne z wytycznymi WHO z 2021 r.
Normy smogu obowiązujące Polsce zostały zaktualizowane 2019 r., ale nadal odstają one od wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia. Według polskich przepisów poziom informowania o smogu to dopiero 100 mikrogramów na metr sześcienny dla pyłu PM10 (wcześniej było to 200 µg/m³) na dobę. Poziom alarmu smogowego to z kolei aż 150 µg/m³. Dla pyłów PM2,5 takich norm nie mamy.
Ta powolna pandemia zbiera druzgocące żniwo w naszym społeczeństwie, prowadząc do przedwczesnych zgonów oraz wielu chorób układu krążenia i płuc.
Dla Polski to będzie ogromne wyzwanie
Tymczasem wg WHO norma zanieczyszczenia pyłem PM10 to 45 mikrogramów na metr sześcienny na dobę, a dla pyłu PM2,5 - 15 µg/m³ na dobę. Taki właśnie poziom chce przyjąć w nowych normach PE. Nie wpływa on bezpośrednio na poziom informowania i alarmowania o smogu, ale jest ważną wskazówką dla wielu państw, w tym Polski.
"Gdy zmienią się oficjalne normy jakości powietrza (...) prawdopodobnie trzeba będzie też obniżyć progi alarmowania" - mówi Piotr Siergiej, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego w rozmowie z Zieloną Interią.
"W Polsce już raz ten próg alarmowania obniżono. Jeszcze niedawno rządzący alarmowali obywateli o zanieczyszczeniu powietrza dopiero kiedy przekraczało 600 proc. normy" - zauważa nasz rozmówca. "To się udało zwalczyć i teraz mamy 'tylko' 300 proc. normy, powyżej której jesteśmy ostrzegani". Aktywiści zapowiadają, że będą walczyć o to, aby poziomy alarmowania i informowania o smogu w Polsce były jeszcze bliższe nowym normom.
Liczymy na to, że to jest swojego rodzaju żółta kartka, którą Komisja Europejska pokazała zanieczyszczającym powietrze. Mówi: "uwaga, niedługo zaostrzymy normy jakości, weźcie się do roboty". To sprawi, że państwa członkowskie, w tym Polska, zaczną dużo intesywniej wdrażać działania antysmogowe.
"Musimy podążać za nauką, dostosować nasze normy jakości powietrza do wytycznych WHO i wzmocnić niektóre przepisy" - powiedział Javi Lopez, europoseł sprawozdawca. Przed wejściem nowych norm w życie Parlament musi jeszcze skonsultować przepisy z Radą.
Więcej czujników smogu
Europosłowie podkreślają też potrzebę zwiększenia liczby punktów pobierania próbek jakości powietrza. Na obszarach miejskich na dwa miliony mieszkańców powinien przypadać co najmniej jeden nadrzędny punkt monitorowania - wskazał PE. To więcej niż proponowała Komisja Europejska, która zasugerowała jeden czujnik na 10 milionów mieszkańców.
W miejscach, w których prawdopodobne jest wystąpienie wysokich stężeń ultra-drobnych cząstek (UFP), sadzy, rtęci i amoniaku (NH3), powinien znajdować się jeden punkt poboru próbek na milion mieszkańców, wyższy niż pierwotnie proponowany przez Komisję jeden na pięć milionów i tylko dla UFP - wskazali europosłowie.