Rzeź wilków podsycana przez brutalne prawo. Wielka hańba w dziejach Polski

"Odstrzał", "ograniczenie liczebności" albo jeszcze lepiej - "regulacja liczby". Myśliwi stosują rozmaite określenia łagodzące zabijanie zwierząt, takich jak wilki. Tymczasem Polska w kwestii rzezi tego gatunku odegrała dużą i haniebną rolę. Do dzisiaj nikt nie odpowiedział za przepisy, które zachęcały do bestialskich mordów wilków i ich eksterminacji.

Wilk w latach siedemdziesiątych niemal wymarł w Polsce
Wilk w latach siedemdziesiątych niemal wymarł w Polsceteka77123RF/PICSEL

Te informacje wstrząsnęły światem przyrody. Stały Komitet Konwencji Berneńskiej zagłosował za obniżeniem statusu ochronnego wilka na terenie Unii Europejskiej. Decyzja ta może odwrócić lata starań w kwestii odbudowy gatunku.

Wilki mają ogromny wpływ na lasy w Polsce i Europie

Eksperci ds. ochrony środowiska uważają, że w wielu krajach Europy dojdzie do odstrzałów redukcyjnych, z powodu których mogą ucierpieć również inne zwierzęta, w tym zagrożone rysie i niedźwiedzie.

Używając języka bez zmiękczających zabijanie eufemizmów, dojdzie do ponownego uśmiercania wilków w Europie, która od lat chroni ten gatunek jak oka w głowie. To jeden z najważniejszych gatunków w europejskich lasach, decydujący o losie saren, jeleni, danieli, dzików czy nawet bobrów.

Wilk kształtuje nawet wygląd lasów. Sama jego obecność na danym terenie sprawia, że zwierzęta inaczej się zachowują, inaczej żerują, w innych miejscach i o innych porach. Las się z tego powodu zmienia.

Wilk od setek lat obawia się człowiekaondrejprosicky123RF/PICSEL

Kucyk Ursuli von der Leyen mógł mieć znaczenie

Rzecz jasna, wilki powodują też straty wśród zwierząt hodowlanych, ale nie są one duże i mniejsze niż się im zarzuca. Zdarzają się zwłaszcza tam, gdzie hodowcy nie zabezpieczają dostatecznie swych trzód.

Dlatego pewne problemy z wilkami mają ludzie na terenach, gdzie one dotąd nie występowały np. w Europie Zachodniej. Nie są przyzwyczajeni do obecności wilków i do chronienia stad przed nimi. To dlatego uważa się, że za decyzją Unii Europejskiej może stać historia z ukochanym kucykiem Ursuli von der Leyen, którego w 2022 r. zagryzł wilk.

Czy kucyk był dostatecznie zabezpieczony, to inna kwestia. Faktem jest, że za wilkami chodzą ugruntowane przez setki lat lęki i mity, które prowadzą, pośrednio lub bezpośrednio, do śmierci tych drapieżników. Śmierci - podkreślmy po raz kolejny - bardzo kosztownej dla ekosystemów leśnych.

Naukowcy zwracają uwagę na to, że bodaj żadne zwierzę w Europie nie ma tak złego PR-u jak wilk. Horrory, wilkołaki, bajki i baśnie, nawet powiedzenia jak "patrzeć na kogoś wilkiem" czy "człowiek człowiekowi wilkiem" wystawiają temu drapieżnikowi fatalną reputację.

Ludzie nie odróżniają metafor od rzeczywistości, traktują mroczne odniesienia bezpośrednio. Tymczasem badacze baśni o Czerwonym Kapturku na przykład są dość zgodni, że, gdy bracia Grimm czy Charles Perrault pisali o spotkaniu idącej lasem dziewczyny z dybiącym na nią wilkiem, to nie mieli na myśli zwierzęcia, a... człowieka.

To opowieść nie o napotkaniu przez młodą dziewczynę wilka, ale podrywacza, a baśń miała ostrzegać kobiety przed przygodnymi znajomościami i niebezpieczeństwem ze strony płci przeciwnej.

Ursula von der LeyenOLIVIER HOSLET / POOLAFP

Bez badań, z krzywdą zwierząt hodowlanych na sztandarach polityków, wilki zostały skazane na zagładę. To nie jest słowo na wyraz. Mówimy o prawdziwej eksterminacji, nie przypadkowej i nie nieumyślnej, ale planowej i brutalnej. Mówimy o mordach na haniebną wręcz skalę.

Wolfmeister, czyli zawodowi mordercy wilków

Polska odegrała w nich bardzo ważną rolę i do dzisiaj nikt nie odpowiedział za to, co wyprawiała i za przepisy, jakie uchwaliła. Przepisy nadające się do pociągnięcia do odpowiedzialności co najmniej moralną ich twórców.

Wielkie tępienie wilków zaczęło się w XIX w., wraz ze znikaniem lasów i rewolucją przemysłową. Niemal w każdym kraju Europy zawsze było ich "za dużo" z czyjegoś punktu widzenia.

W 1817 r. w Niemczech do życia powołano nawet specjalnych komisarzy ds. zwalczania wilków, zwanych Wolfmeister. Dysponowali oni funduszem na nagrody, a za odmowę udzielenia pomocy w eksterminacji zwierząt groziła nawet grzywna. To była pierwsza wojna z wilkami udokumentowana przepisami prawa.

Wolfmeister byli ludźmi, których za mordowanie zwierząt nie tylko nie karano, ale nagradzano. Zawodowi zabójcy, którzy stosowali broń palną, ale też trutki, sidła, wnyki i wilcze doły - wszystko w majestacie prawa.

Prawny nakaz udzielania im pomocy w zabijaniu wilków oznaczał, że każdy musiał jej udzielić, nawet jeśli było to niezgodne z jego przekonaniami i nawet jeśli się takim praktykom sprzeciwiał i się nimi brzydził. Z kolei za zabicie wilka wypłacano pieniądze: 12 talarów za waderę (samicę), 10 za basiora (samca) i 4 talary za szczenię. Krwawe, ale wielu się na nie skusiło.

Wilki w Niemczech mają się coraz lepiejbyrdyak/easyfotostock/Eastnews123RF/PICSEL

W Polsce mamy wstydliwą historię tępienia wilków

Te obrzydliwe przepisy wyznaczyły pewien standard postępowania z wilkami na lata. Ugruntowało przekonanie, że wolno i należy mordować wilki, bo to korzystne dla ludzi i przyrody. Ten absurd pokutuje do dzisiaj i do dzisiaj zatruwa umysły ludzi stanowiących prawo.

Polska znajdowała się wtedy pod zaborami, więc obowiązywało na jej terenie prawo zaborcze - wspomniane krwawe pruskie, stanowiące wielką hańbę w dziejach Europy, ale także rosyjskie.

W 1846 r. dekret podobnej treści jak pruski wprowadził car Rosji, więc zaczął obowiązywać także w Królestwie Polskim. Nagrody wypłacano tam na podstawie dostarczonych odciętych wilczych uszu (musiały być do pary) albo ogona.

W efekcie przed II wojną światową wilków w Polsce niemal już nie było. Kiedy w kwietniu 1929 r. we francuskiej stoczni zwodowany został pierwszy w historii polski okręt podwodny i nadano mu imię ORP Wilk, była ona mocno symboliczna.

Natrafienie na wilka w polskim lesie było mniej więcej tak prawdopodobne jak znalezienie zanurzonego okrętu podwodnego. Powstała nawet pierwsza w dziejach Polski koncepcja objęcia gatunku ochroną. Prace były zaawansowane, ale storpedowały je protesty ludzi, zwłaszcza na Kresach.

Polska przyjęła przepisy na wzór ZSRR. Winnych nie skazano

II wojna światowa okazała się katastrofą dla wielu, ale nie dla wilków. Rozmnożyły się wtedy, ich liczba wzrosła. Na ich niekorzyść działało jednak to, że Polska powojenna znalazła się pod wpływem wzorców radzieckich, przyjmowanych u nas bezrefleksyjnie i bez dyskusji.

A w ZSRR wilki uznano niemalże za "wroga ludu". Obarczano je winą za ataki na trzody, za ograniczenie możliwości wzrostu wspaniałej radzieckiej gospodarki, uznano je za zwierzęta zbędne. Zapadły decyzje o ich wymordowaniu, a skala polowań była masowa.

Do zwierząt strzelano nawet z samolotów, z broni automatycznej. W 1958 r. w ZSRR ogłoszone zostało nawet współzawodnictwo pracy w polowaniu na te drapieżniki. Zwycięzca dostawał przechodni proporzec Głównego Urzędu Gospodarki Łowieckiej Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

Pod wpływem tego krwawego obłędu swoje przepisy wprowadziła także Polska. 29 stycznia 1955 r. prezydium rządu wydało "Uchwałę w sprawie tępienia wilków". To nie pomyłka, rzeczywiście tak się nazywała i przypominała przepisy w sprawie organizacji walki ze stonką ziemniaczaną. W sprawie wilków posłużono się starym sposobem zaborców - nagrodami pieniężnymi.

Wilków w Polsce jest coraz więcejyairleibo123RF/PICSEL

Przypomnijmy, za tą haniebną ustawą stał rząd Józefa Cyrankiewicza i pierwszy sekretarz KC PZPR, którym był wówczas Bolesław Bierut. Zarządzenia uzupełniające wydał minister leśnictwa Jan Dąb-Kocioł. Żaden z nich nigdy nie odpowiedział za okrutne przepisy.

Te stanowiły, że: prezydia wojewódzkich rad narodowych były zobowiązane do zabezpieczania w budżecie środków na budowę pułapek na wilki, flar (sznurów z kawałkami barwnego, łopoczącego materiału; potrzebne do nagonki), trutek i narzędzi do zabijania wilków. Ustanawiały też nagrody za ubicie wilków oraz wybranie szczeniąt wilczych z gniazda i ich zniszczenie.

Za zabicie dorosłego wilka podczas polowania zbiorowego wypłacano 500 zł. Za pozbawienie go życia w indywidualnym podejściu premia rosła do 1000 zł. Za wybrane z gniazda szczenię należało się 200 zł. A szczeniąt w gnieździe najczęściej było kilka.

To znaczyło, że za nakłucie trzech czy czterech osobników na widły można było kupić roczny zapas wieprzowiny albo skrzynkę wódki. A że w gnieździe czasem znajdowało się ich więcej, nagrody sięgały wielomiesięcznych wynagrodzeń.

W efekcie ludzie ruszyli z toporami, kosami i kamieniami na wilki, aby je wymordować tak, jak chciało państwo polskie i za co płaciło. Skutki tego procederu były nie tylko takie, że do lat siedemdziesiątych wilki właściwie z Polski zupełnie zniknęły, co pociągnęło za sobą poważne konsekwencje przyrodnicze. Doprowadził on także do zmian mentalnych u ludzi, do zabetonowania u nich przekonania, że wilk to zło i należy się do pozbyć, bo jest groźny. Wyplenienie tego nie jest łatwe.

Polska była jednym z europejskich liderów wprowadzenia ochrony gatunkowej wilka, co nastąpiło 6 stycznia 1995 r., najpierw w dawnym województwie poznańskim, a potem w reszcie kraju jeszcze bez trzech ówczesnych województw: krośnieńskiego, przemyskiego i suwalskiego. Tamtejsi wojewodowie twierdzili, że - tak jak przed wojną - nie godzą się na to mieszkańcy.

Było to o tyle istotne, że w latach dziewięćdziesiątych mieliśmy w Polsce może 200 wilków i występowały one właśnie w tych trzech województwach (plus białostockie, lubelskie i kilka innych). Dopiero w 1998 r. udało się, także dzięki potężnemu zaangażowaniu naukowców i mediów, wprowadzić ochronę gatunkową w całej Polsce.

To był jeden z najważniejszych przełomów w dziejach polskiej przyrody. Liczba wilków wzrosła z 200 do ponad 2 tys.Aż wreszcie wróciły opowieści o tym, że jest ich za dużo oraz mity jakoby ich liczba sięgała w Polsce wielu tysięcy, bo podobne historie są dzisiaj rozpowszechniane.

Dzisiaj Polska deklaruje, że nie zamierza zmieniać swojej ochrony wilka pod wpływem europejskich tendencji, ale nie zmienia to faktu, że wracają dawne demony i uprzedzenia. "Antywilcza polityka", jak ja określają przyrodnicy, oparta jest na fejkach i uprzedzeniach.

Wzrost liczby tych zwierząt w Europie sprawił, że kontakt z nimi po latach przerwy mają ci, którzy dotąd wilków nie znali. Niemcy, Holandia, Dania, Belgia, Francja czy Szwajcaria to państwa, do których drapieżniki wróciły po kilkudziesięciu, niekiedy po ponad 100 latach przerwy. I teraz, w panice, wybierają to samo krótkowzroczne rozwiązanie, co 200 lat temu.

Co dalej z wilkami? Kontrowersyjne plany Unii EuropejskiejPolsat NewsPolsat News