Jesień i zima już nie uwolnią nas od kleszczy. Będą wtedy nawet groźniejsze
Do tej pory był to pewien standardowy proces - wraz z nastaniem przymrozków, najczęściej w listopadzie, kleszcze znikały. Gdy temperatura osiągała nieakceptowalny dla nich pułap, znajdowały kryjówki do zimowania, by poczekać na wiosenny wysyp. To się już skończyło. Co więcej, zimą kleszcze mogą być groźniejsze niż wiosna i latem.
Wiosną wystarczy +5 stopni Celsjusza utrzymane stabilnie przez kilka dni, aby kleszcze opuściły swoje zimowiska. Od pewnego czasu wiemy, że są nimi najczęściej jamki w ziemi, gdzie krwiopijne pajęczaki spędzają chłody. Wtedy ich nie ma, nie kąsają.
Ich czynności życiowe spowalniają i pajęczaki zapadają w rodzaj odrętwienia. Ono pozwala im przeżyć zimę, a temperatury poniżej +5 stopni Celsjusza to właśnie gong dla tych pasożytów, że czas się zbierać. Nie siedzieć już więcej na łodygach czy gałązkach, by z rozpostartymi odnóżami czekać na żywiciela, ale zejść na poziom gleby.
Kleszcze muszą się spieszyć. Jeżeli nagle przyszłyby silne przymrozki czy nawet mrozy, a one nie znalazłyby kryjówki, wówczas zginą. I tak często się dzieje. Jakiś procent kleszczy obumiera z powodu mrozu, nie tylko dlatego, że nie zdążyły się ukryć, ale również dlatego, że temperatura spadła zbyt nisko na zbyt długi czas. Małe mrozy i na dodatek trwające krótko nie są dla nich jakimś wielkim problemem. Czasowy spadek temperatury nawet do -10 stopni nie pozabija kleszczy. Gdyby jednak ciężka zima utrzymywała się dłużej, sporo kleszczy wymarznie i to jest też rodzaj naturalnej selekcji.
Reszta przeżyje i gdy znowu słońce podniesie temperaturę o kilka stopni powyżej zera i to się utrzyma, wyjdą z norek.
Ciepła jesień, ciepła zima - kleszcze lubią to
Właśnie - owo utrzymanie się pewnej temperatury jest tu kluczowe. Dla kleszczy istotne są trendy pogodowe, nie anomalie. A globalne ocieplenie sprawia, że choćby teraz mamy ciąg październikowych dni bardzo ciepłych, z kilkunastostopniowymi temperaturami. Nie wiadomo, jak będzie w listopadzie czy nawet grudniu, ale należy się liczyć z tym, że czeka nas znów łagodna zima. Łagodna w tym sensie, że nawet jeśli chwyci mróz, to nie na długo.
To wystarcza kleszczom, by funkcjonować i nie ratować się hibernacją w norkach. To może spowodować, że jesienią po grzybobraniu bynajmniej nie skończy się zbieranie kleszczy z ciał własnych, psów czy kotów. One zostaną z nami na stałe, także zimą. Już teraz widać, że pasożyty nie znikają i pewnie nie znikną. Tak było przecież rok i dwa lata temu, gdy ocieplenie dało wyraźnie o sobie znać. Autor tego tekstu już w zeszłym roku zdjął kleszcza z grzbietu kota dokładnie 29 grudnia.
- Zdecydowanie kleszczy jest więcej jesienią i zimą niż kiedyś. I są z nami przez cały rok - mówi prof. Piotr Tryjanowski w Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który kleszcze bada. I potwierdza: - Krótkie mrozy wybijają tylko część ich populacji. Wpływają na nie mniej niż długie, stabilne okresy niskich temperatur, a łagodniejsze zimy pozwalają im się łatwiej „odbudować” i kontynuować aktywność po ich zakończeniu.
Zapomnieliśmy bowiem jak ważnym naturalnym regulatorem jest mróz, który co roku likwidował dotąd słabszą część populacji bezkręgowców i innych zwierząt.
Chorób odkleszczowych może być więcej
Przy takich zimach jak obecnie kleszcze będą miały więcej czasu na żerowanie, a to może mieć poważne konsekwencje także dla nas wszystkich. Jak mówi prof. Piotr Tryjanowski: - Wydłużona aktywność kleszczy jesienią i zimą zwiększa ryzyko przenoszenia chorób odkleszczowych na ludzi i zwierzęta przez większą część roku.
Kleszczy będzie bowiem więcej. Z punktu widzenia przyrody nie jest to wielka biomasa, ale kleszcze stanowią pożywienie dla ptaków (np. krukowatych) i ssaków, więc ich większa dostępność może przynieść pewne korzyści dla gatunków żywiących się nimi - uważa przyrodnik. Dla ludzi oznacza to jednak więcej pokąsań i większe ryzyko zapadnięcia na choroby przenoszone przez kleszcze, z boreliozą i odkleszczowym zapaleniem mózgu na czele.
Do Polski zaczynają docierać także kleszcze tropikalne, dla których wyższe temperatury zimą to pewien standard. Afrykańskie kleszcze z rodzaju Hyalomma spod Częstochowy i dwa z Wielkopolski trafiły teraz do rąk naukowców w ramach powszechnej akcji zwanej „narodowym kleszczobraniem”. Nie jest to jednak ich pierwsze stwierdzenie w Polsce, jak błędnie podawały media, ale pierwsze dobrze udokumentowane. Te pajęczaki są bowiem z nami od kilkudziesięciu lat, najczęściej przenoszone przez wracające z zimowisk ptaki. Do tej pory jednak z reguły nie przeżywały mocniejszych zim, lecz te się skończyły. Ich sytuacja może się zmienić.
Poznański przyrodnik jest jednak zdania, że akurat kleszcze tropikalne to w Polsce problem marginalny. - Istnieje ryzyko, że niektóre gatunki tropikalne pojawią się na naszych terenach, co mogłoby dodatkowo zwiększyć ryzyko wprowadzenia nowych chorób do ekosystemu - przyznaje prof. Tryjanowski, jednakże nasze rodzime kleszcze są znacznie liczniejsze i to one stanowią klu, nie afrykańskie,