Czas niedźwiedzi polarnych się kończy. Znika wielka populacja
Zaledwie dziesięć lat zostało dużej grupie niedźwiedzi polarnych. Zwierzęta zamieszkujące region kanadyjskiej Zatoki Hudsona mogą być zgubione, bo wkrótce lód morski stanie się zbyt cienki, by mogły polować.
Nowe badania sugerują, że niedźwiedzie polarne w południowej części Zatoki Hudsona mogą wyginąć już w latach trzydziestych XXI w., ponieważ lód morski, który pomaga im w polowaniu, staje się coraz cieńszy.
"Wiemy, że utrata lodu morskiego w Arktyce oznaczałaby katastrofę dla niedźwiedzi polarnych, więc może to być pierwsza ich populacja, która zniknie" - powiedziała "New York Timesowi" Julienne Stroeve, główna autorka poświęconego niedźwiedziom badania, które opublikowano w czasopiśmie "Communications Earth & Environment".
Kanadyjska północ coraz mniej biała
Zatoka Hudsona to ogromny akwen na dalekiej północy Kanady. Zatoka o powierzchni czterokrotnie większej niż Polska jest w zasadzie niemal odciętym od oceanu morzem. Jest też jednym z najważniejszych dla bioróżnorodności obszarów na dalekiej Północy.
Jednym z najsłynniejszych gatunków zamieszkujących Zatokę są niedźwiedzie polarne. Dzięki temu, że w porównaniu z innymi arktycznymi siedliskami tych zwierząt Zatoka Hudsona jest stosunkowo łatwo osiągalna, populacja niedźwiedzi zamieszkująca wschodnią jej część jest prawdopodobnie najlepiej przebadaną przez naukowców populacją na świecie.
Te niedźwiedzie mają jednak poważny problem. W zeszłym miesiącu wschodnia część Zatoki Hudsona straciła swoją pokrywę lodową o miesiąc wcześniej niż zwykle. Niedźwiedzie wykorzystują krę do polowania na foki. Gdy jej nie ma, w zasadzie nie jedzą i polegają na zapasach tłuszczu zgromadzonych zimą. Jednak sama obecność lodu morskiego nie gwarantuje, że niedźwiedzie będą mogły polować; musi on być wystarczająco gruby, aby móc je utrzymać i pozwolić na polowania.
Cienki lód zgubą niedźwiedzi
Wcześniejsze badania, które miały na celu ustalenie tego, w jakim stopniu zmiany klimatyczne zagrażają niedźwiedziom polarnym, skupiały się zazwyczaj na jednym wskaźniku: zasięgu morskiej pokrywy lodowej. To jednak za mało, by rzeczywiście oszacować poziom zagrożenia, jaki ocieplający się klimat stanowi dla tych zwierząt.
Dlatego dr Stroeve wykorzystała modele klimatyczne z najnowszego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, aby przewidzieć, kiedy pokrywający zatokę lód będzie zbyt cienki, by niedźwiedzie mogły skutecznie polować. Badacze ustalili, że wystarczająca dla drapieżników jest warstwa lodu o grubości około 10 centymetrów.
Niedźwiedzie polarne doskonale pływają i potrafią dobrze poruszać się po nawet cienkiej pokrywie lodowej. Czołgają się, ślizgają, rozkładają łapy tak, by ich ciężar był rozłożony na jak największej powierzchni. Ale gdy polują, potrzebują solidnego lodu. Pękający jest dla fok jak syrena alarmowa. Skradający się niedźwiedź musi obejść się smakiem. Do tego typowa taktyka niedźwiedzia polega na długim skradaniu się zakończonym sprintem w stronę odpoczywającej na lodzie foki. Jeśli lód jest zbyt cienki, sprint może łatwo zamienić się w nurkowanie.
Tymczasem sezon wolny od lodu jest obecnie o około miesiąc dłuższy niż okres, do którego przyzwyczajone są niedźwiedzie polarne. Badania pokazują, że gdy okres wolny od lodu przedłuży się do sześciu miesięcy, nawet najodporniejsze niedźwiedzie z Zatoki Hudsona, na ogół zdrowe dorosłe samce, będą miały trudności z przetrwaniem.
Zdrowie niedźwiedzi wyznacznikiem zdrowia Arktyki
Niedźwiedzie polarne są tak zwanym gatunkiem wskaźnikowym, co oznacza, że badając to, w jakiej kondycji są, możemy ocenić, w jakim stanie jest cały ekosystem Arktyki. Problemem dla nich jest to, że jednoczesna utrata lodu morskiego wraz z kurczeniem się pokrywy śnieżnej sprawia, że na Zatoce Hudsona ubywa fok obrączkowanych, stanowiących główny pokarm niedźwiedzi. Foki rozmnażają się najchętniej wtedy, gdy warstwa śniegu jest grubsza, niż 32 centymetry, bo wtedy ich młode są najlepiej chronione w legowiskach.
W zeszłym roku globalna temperatura osiągnęła 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu z okresu przedindustrialnego. To więcej, niż zakładało porozumienie paryskie, w ramach którego państwa zobowiązały się do pracy nad zatrzymaniem globalnego ocieplenia. Choć wzrost temperatury ponad ten poziom w ciągu jednego roku nie stanowi jeszcze złamania założeń porozumienia - ono zakłada walkę z ociepleniem trwałym, trwającym dziesięciolecia - to i tak stanowi dramatyczne zagrożenie dla białych niedźwiedzi.
Naukowcy twierdzą, że niedźwiedzie polarne w regionie Zatoki Hudsona nie przetrwają, jeśli temperatura przekroczy 2,1 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej.
Obecnie w zachodniej części Zatoki Hudsona żyje o połowę mniej niedźwiedzi polarnych niż w 1987 r. A przyszłość zwierząt wygląda wyjątkowo blado. Jeśli prognozy zawarte w najnowszej pracy okażą się prawdziwe, miejscowa populacja niedźwiedzi może wymrzeć między 2030 a 2060 r. Po prostu nie będą miały co jeść.
Białe niedźwiedzie przetrwają do końca stulecia
Zagłada niedźwiedzi w Zatoce Hudsona nie oznacza, rzecz jasna, końca całego gatunku. Naukowcy wyróżniają 19 subpopulacji zwierząt w całej Arktyce. Ta zamieszkująca kanadyjską zatokę jest zaledwie jedną z nich. Ale wiele wskazuje na to, że choć cały gatunek może przetrwać jeszcze kilka dziesięcioleci - zapewne co najmniej do końca stulecia - populacja z Zatoki Hudsona nie ma wielkich szans na przetrwanie. To, co się z nimi stanie może się okazać przedsmakiem przyszłości całego gatunku.
Problemem jest to, że niedźwiedzie z Zatoki Hudsona w zasadzie nie mają szans na to, by przenieść się do siedlisk dających im większą szansę na przetrwanie, gdy warunki w zatoce staną się dla nich nie do wytrzymania. A to oznacza wielkie zmiany także dla ludzi zamieszkujących ten region.
Rdzenni Amerykanie i Eskimosi zamieszkujący ten region nadal prowadzą tradycyjne polowania na niedźwiedzie. Zapewne będą one musiały zostać ograniczone lub przerwane, jeśli populacja zwierząt zbyt się skurczy. Podobnie arktyczne miasta i wioski w regionie będą musiały opracować nowe sposoby na odstraszanie niedźwiedzi, które z braku żywności mogą zapuszczać się do ludzkich osad. Konflikty między ludźmi a niedźwiedziami zapewne nasilą się w miarę, jak źródeł żywności dla niedźwiedzi będzie ubywać.
Można nawet wyobrazić sobie dokarmianie głodujących niedźwiedzi. Ale badacze podkreślają, że to może być jedynie krótkoterminowe rozwiązanie. Nie da się uratować całej populacji tych drapieżników przez dostarczanie im ludzkiej "darowizny". "Poza zajęciem się emisją gazów cieplarnianych" - mówi w rozmowie z "New York Timesem" dr Derocher - "nie ma możliwości prowadzenia żadnych działań w zakresie długoterminowego zarządzania populacją".