Awantura o łosie. Rozważane przywrócenie odstrzału

Wiceminister klimatu i środowiska twierdzi, że możliwe jest zniesienie zakazu polowania na łosie, bo wyrządzają szkody. Problem w tym, że nie mamy pojęcia, ile w Polsce jest łosi i czy nie należałoby nadal ich chronić.

Nie jest jasne, ile dokładnie mamy w Polsce łosi
Nie jest jasne, ile dokładnie mamy w Polsce łosipixabay.com

Wiceminister Edward Siarka oświadczył, że populacja łosi rośnie i jest gotów znieść obowiązujące od 2001 r. moratorium na odstrzał tych zwierząt, ale - jak zaznaczył - musi mieć w tej sprawie wsparcie m.in. środowiska rolniczego. Przypomniał, że już za kadencji Jana Szyszki przywrócenie takich polowań było planowane, ale ostatecznie ministerstwo wycofało się z tego pomysłu. Dodał, że populacja łosi szacowana jest na około 60 tys. sztuk i stwierdził, że zwierzęta te powodują "gigantyczne" szkody w uprawach leśnych i rolnych.

Kto policzył łosie?

- Z tymi liczbami mamy problem już od dawna - mówi Zielonej Interii Paweł Średziński z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze i współautor książki "Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy". Jego zdaniem liczby dotyczące populacji łosi "figurują wyłącznie na papierze".

- Na sejmowej komisji Siarka mówił o 60 tys. łosi. Kilka dni później na pytanie dziennikarza "Gazety Wyborczej" resort środowiska podał liczbę 30 tys. tych zwierząt, natomiast osoby, które rzeczywiście badają łosie, mówią wprost: te dane są niedokładne, obarczone błędem i mogą być dwu, a nawet trzykrotnie zawyżone - wyjaśnia dr Średziński.

Podobnego zdania jest Monika Stasiak z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. - Dane podawane przez ministerstwo są wyssane z palca. Specjaliści z Instytutu Biologii Ssaków w Białowieży wskazują, że liczba łosi wcale nie rośnie, tylko wracają one na część swoich dawnych siedlisk. Zawyżona jest także liczba szkód przez nie powodowanych. To kolejne poszukiwania wroga publicznego, tak jak wcześniej uczyniono z dzikami - mówi aktywistka.

Łosie w Biebrzańskim Parku Narodowym. Slawomir OlzackiAgencja FORUM

- Przypisywane łosiom szkody dotyczą w dużej mierze upraw leśnych, ale mamy wiele dowodów na to, że łoś nie zje nam lasów - twierdzi dr Średziński. Jego zdaniem na próby wznowienia polowań wpływ może mieć wartość poroża tych zwierząt. - To jest główny obiekt pożądania osób, które chciałyby wznowienia polowań. Są też amatorzy potraw z chrap łosia. Nie ma w tym nic z troski o dobro tych zwierząt. 

Przelicznik liczby łosi na hektary

Przez odstrzały już dwa razy w Polsce o mało łosia nie straciliśmy w XX w. i to właśnie z tego powodu wprowadzono czasowe zakazy polowania na te zwierzęta. 

Teraz i bez polowań czyha na nie wiele zagrożeń. - Choroby, pasożyty, kolizje drogowe, z których raczej nie wyjdą żywe i kłusownictwo. Jest jeszcze jedno zagrożenie. Jeżeli łosiowa matka osieroci łoszaka w pierwszych miesiącach jego życia, to ten będzie miał małe szanse na przetrwanie. Warto też powiedzieć o wilku, którego rosnąca liczebność nie pozostanie bez wpływu na liczebność łosi - mówi Średziński.

Dla łosi groźne są także zmiany klimatu, bo gatunek ten źle znosi wysokie temperatury. W Ameryce Północnej obserwuje się wycofywanie tych zwierząt głębiej na północ, w obszary, gdzie jest chłodniej. 

Właśnie z tych wszystkich powodów, zdaniem części ekspetów, łosia należałoby wpisać na listę gatunków chronionych. - Odpowiednie instytucje mogą reagować na ewentualne sytuacje konfliktowe i rozwiązywać je punktowo, nie na zasadzie "od jutra strzelamy do łosi, żeby było ich tylko pięć na tysiąc hektarów - stwierdza Średziński. Jego zdaniem "na pewno łoś nie powinien pozostawać na liście gatunków łownych, jak jest do dziś, pomimo obowiązującego moratorium".

Łoś przechodzący przez drogę w Biebrzańskim Parku Narodowym.MICHAL KOSCAgencja FORUM
Tony plastiku w oceanach. Rozkłada się do 450 lat!INTERIA.TVDeutsche Welle
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas