Sto "wolnych krów" żyje w fatalnych warunkach bez wody. Gmina bezradna

Sprawa "wolnego stada" z Grędzina ciągnie się już od 2015 roku. Dla niektórych fakt, że krowy mogą żyć praktycznie bez ludzkiej opieki - "tak jak chcą" - brzmi bardzo romantycznie. Wydaje się, że w ten sposób krowy zrzucają z siebie jarzmo człowieka, który je ciemięży i wykorzystuje. Niestety w praktyce zwierzęta nie potrafią poradzić sobie same i stanowią problem dla okolicznych mieszkańców.

Sprawa krów z Grędzina jest znana od 2015 r., jednak przez osiem lat żaden urząd nie był w stanie nic zrobić.
Sprawa krów z Grędzina jest znana od 2015 r., jednak przez osiem lat żaden urząd nie był w stanie nic zrobić. Florian Gaertner/TOZ WrocławGetty Images
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

Krowy i byki nazywane "wolnymi" mają właściciela - ten jednak praktycznie nie sprawuje nad nimi opieki, dlatego zwierzęta regularnie opuszczają zagrodę i chodzą, gdzie chcą. Nie podoba się to niektórym sąsiadom, ponieważ zwierzęta wchodzą na teren ich posesji.

Zwierzęta nie mają stałego dostępu do wody pitnej, dlatego są zmuszone opuszczać gospodarstwo i jej szukać. Szopa, w której śpią, nie ma również zadaszenia, które skutecznie chroniłoby je przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.  Jak donosi Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wrocławiu z uwagi na liczbę stada - ponad 100 osobników - jak i niewielkie rozmiary szopy, nie raz dochodziło do zadeptania mniejszych krów. 

Krowy nie są leczone, cześć nich jest zagłodzona a z szopy nie są usuwane odchody.

Właściciel nie chce pomocy

Właściciel stada od lata kategorycznie odmawia zarówno jakiejkolwiek pomocy jak i nie chce zmieniać warunków bytowania zwierząt. Odmawia również podawania wody zwierzętom.

Wszystko wskazuje na to, że wszystkie możliwe instytucje, sąsiedzi i rodzina chcieli rozwiązać konflikt polubownie i przede wszystkim pomóc rolnikowi. Jak donosi Gazeta Wrocławska

Interweniowała rodzina, lekarz powiatowy, gmina, TOZ, ale za każdym razem odpowiedź była jedna - nie.
Gazeta Wrocławska

Przede wszystkim mieszkańcy namawiali właściciela, by zmniejszył stado, skoro sobie z nim nie radzi. Odmówił. Lokalna społeczność z własnych pieniędzy chciała zbudować szczelną szopę, przywieźć siano i pomóc w zakolczykowaniu krów. Rolnik również odmówił. Do udzielenia pomocy wzywał burmistrza Grędzina Powiatowy Lekarz Weterynarii Paweł Wierciński.

Wydaje się jednak, że skoro właściciel od ośmiu lat konsekwentnie odrzucał każdą pomoc, rozwiązaniem problemu nie jest ponowna, nieskuteczna próba zmuszenia go do jej przyjęcia.

Dopiero w grudniu zeszłego roku Powiatowy Lekarz Weterynarii bardzo nieśmiało zasugerował, że

W sytuacji pogorszenia się warunków w gospodarstwie, możemy stanąć przed koniecznością podjęcia decyzji o czasowym odebraniu zwierząt.
Gazeta Wrocławska

Decyzja jednak nie została podjęta pomimo srogich mrozów. Krowy kolejną zimę zostały pozostawione samym sobie w szopie, w której hulał wiatr.

Gmina ignnoruje problem

Gmina od początku wiedziała o problemie, jednak nie podjęła żadnego skutecznego działania, chociaż jest do tego nie tylko upoważniona, ale jest to jej obowiązek. 

W ustawie o ochronie zwierząt czytamy:

"W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta), celem podjęcia decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia".

Oznacza to, że zwierzęta mogłyby zostać odebrane w każdym momencie. Jak zauważa Gazeta Wrocławska, do tej pory nikt nie został nawet przesłuchany w postępowaniu gminnym, ani nie zwrócono się po odpowiednie dokumenty do żadnej instytucji.

W połowie kwietnia Powiatowy Lekarz Weterynarii i przedstawiciele Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponownie wystosowali do burmistrza informację o okolicznościach uzasadniających czasowe odebranie zwierząt. W związku z tym gmina w końcu podjęła "postępowanie administracyjne o wydanie decyzji o tymczasowym odbiorze zwierząt", jednak w żaden sposób nie zabezpieczyła zwierząt. 

Warto przypomnieć, że gmina jest uprawniona na mocy ustawy do odbioru zwierząt w każdym momencie. Przyczyny ignorowania sprawy od ośmiu lat są nieznane. Wiadomo jednak, że wiązałoby się to z dużymi kosztami, ponieważ stado jest bardzo duże. Padła propozycja "utylizacji" czyli zabicia krów. Na taki scenariusz nie zgodził się TOZ i Inspektorat Weterynarii.

W międzyczasie właścicielowi postawiono zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Grozi mu od trzech lat pozbawienia wolności.

Źródło: Gazeta Wrocławska

Nowy obowiązek dla firm. Czym jest raportowanie ESG?Polsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas