Rolnik głodził i zaniedbywał zwierzęta. Mieszkańcy palą znicze przed domem

W gospodarstwie w Tomaszowie Mazowieckim została przeprowadzona interwencja przy udziale policji, gminy i Inspekcji Weterynaryjnej. Powodem było zawiadomienie o znęcaniu się nad zwierzętami gospodarskimi złożone przez dwie organizacje prozwierzęce — DIOZ i Malinowe Nosy. Funkcjonariusze nie mogli uwierzyć własnym oczom.

Lekarz weterynarii obecny na interwencji stwierdził, że taki poziom zaniedbania świń zdarza się rzadko.
Lekarz weterynarii obecny na interwencji stwierdził, że taki poziom zaniedbania świń zdarza się rzadko.123RF/PICSEL
partner merytoryczny
banner programu czyste powietrze

28 marca po południu w gospodarstwie w Tomaszowie Mazowieckim znalazły się dwie organizacje prozwierzęce w asyście policji, gminy i Inspekcji Weterynaryjnej.

Z całej interwencji Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt zamieścił szokujące nagrania.

Na zdjęciach widzimy zaniedbane świnie, z których jedna jest w wyjątkowo złej kondycji, o czym świadczą wystające żebra. Weterynarz obecny na miejscu zdarzenia miał powiedzieć, że "trzeba być mistrzem, żeby zagłodzić tak świnie".

Zwierzęta są obecnie pod nadzorem weterynarza.
Zwierzęta są obecnie pod nadzorem weterynarza.Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe
Organizacje prozwierzęce dążą do odebrania zaniedbanych zwierząt.
Organizacje prozwierzęce dążą do odebrania zaniedbanych zwierząt. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

Na terenie gospodarstwa znajdował się również byk z raną głowy, która nie została opatrzona i zaczęła ropieć.

Rana z lewej strony głowy jest brudna i sączy się z niej ropa.
Rana z lewej strony głowy jest brudna i sączy się z niej ropa. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt

Jeden z byków był niepełnosprawny i miał zdeformowany pysk.

Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt

Na podwórku znajdywało się również wiele psów i szczeniaków. Na nagraniu widzimy jak rolnik trzyma szczeniaka w taki sposób, że zwierzę wyje z bólu. Zapytany, co robi z tym psem, odpowiada "to mój pies".

Brud i zgroza

Uwagę funkcjonariuszy przykuł nie tylko kiepski stan fizyczny zwierząt, ale również warunki, w których były przetrzymywane. Zwierzęta dosłownie tonęły w gnoju. Na jednej ze swoich relacji na Instagramie DIOZ wrzucił film, na którym pokazuje warstwę odchodów, na którym znajdowały się zwierzęta. Miała ona około 1,5 m wysokości, co oznacza, że po zwierzętach nikt nie sprzątał.

Nie miały one również dostępu do wody.

Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

Prawdziwą zgrozę budzą jednak psy żywiące się padliną. Na posesji, pod jednymi z drzwi do pomieszczeń gospodarskich, leżał zdechły źrebak, którego nikt nie uznał za stosowne usunąć. Wizja tak młodego zwierzęcia, które po prostu pada przed drzwiami i nikt nie reaguje jest nie tylko przerażająca, ale również prowokuje pytania o warunki, w których musiało żyć, skoro zdechło.

Jako że psy znajdujące się na posesji, były głodne, zaczęły rozrywać i zjadać zwłoki zdechłego źrebaka.

Zdechłe źrebię zostało zjedzone również przez szczeniaki.
Zdechłe źrebię zostało zjedzone również przez szczeniaki. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt
Psy mieszkające na gospodarstwie zaczęły żywić się padliną.
Psy mieszkające na gospodarstwie zaczęły żywić się padliną. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt

Interwencja i reakcja rolników

Właściciele zwierząt nie kryli złości. Na nagraniu widzimy jak w pewnym momencie rolnik podnosi sztachetę i biegnie z nią w kierunku jednego z inspektorów DIOZ. Właściciele byli agresywni również w stosunku do policji. W efekcie jeden z mężczyzn musiał zostać skuty, ponieważ stanowił zagrożenie.

Zarówno przedstawiciele organizacji prozwierzęcych jak i weterynarze stwierdzili z całą pewnością, że zwierzęta są zaniedbane. Jednak według DIOZ przedstawicielki gminy obecne na interwencji stwierdziły, że nie było podstaw ku temu, by je odebrać. 

Reakcja gminy: "Nie ma podstaw do odbioru zwierząt"

DIOZ nie krył oburzenia. Organizacja w jednej z relacji przypomina, że to w ustawowych obowiązkach gminy leży ratowanie takich zwierząt. Udawanie, że problemu nie ma, nie kwalifikuje się jako spełnianie tychże obowiązków. Dolnośląski Inspektorat, który na swoim profilu ma prawie 600 tys. obserwujących poprosił o bombardowanie gminy w Tomaszowie Mazowieckim zawiadomieniami w sprawie zaniedbanych zwierząt. 

Organizacja zapowiedziała, że daje gminie dwa dni, a następnie zaangażuje w sprawę posłów, telewizję, a nawet Komisję Europejską.

Jest to nie tylko dramat zwierząt, ale także zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiej żywności, ponieważ te zwierzęta są produkowane na mięso, które potem trafia na stoły niektórych. W takich warunkach, to mięso jest nic nie warte.
Konrad Kuźmiński, DIOZ

Wieczorem mieszkańcy w geście protestu przed gospodarstwem, na którym znajdowały się skrajnie zaniedbane zwierzęta, zapalili znicze. Na pozostawionych przy nich kartkach czytamy "oby karma wróciła", "zwyrodnialcy", "mordercy".

Znicze zostawione przed gospodarstwem w Tomaszowie Mazowieckim
Znicze zostawione przed gospodarstwem w Tomaszowie MazowieckimDolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

Presja bardzo szybko odniosła sukces. Już wieczorem tego samego dnia jeden z radnych Tomaszowa Mazowieckiego, Adrian Witczak, zapewnił, że dokona wszelkich starań, by wszystkie zwierzęta zostały zabrane.

Z kolei dzisiaj został opublikowany oficjalny komunikat, w którym gmina poinformowała, że wraz z Powiatowym Inspektorem Weterynarii podejmuje niezbędne działania, by odebrać zwierzęta.

Dlaczego jednak ta decyzja musiała zostać wymuszona przez społeczeństwo? Czy to oznacza, że urzędnikom nieustannie należy patrzeć na ręce, by wywiązywali się ze swoich obowiązków? Na jakiej podstawie urzędniczki gminy obecne na interwencji stwierdziły, że nie ma podstaw do odbioru zwierząt? Czy zostaną pociągnięte do odpowiedzialności? Niestety są to palące pytania, na które na razie brak odpowiedzi.

"Nikt nie dba tak o zwierzęta jak rolnik"

Niedawno minister rolnictwa Henryk Kowalczyk stwierdził, że "nikt nie dba tak o zwierzęta jak rolnik" w związku z czym organizacje powinny mieć zakaz odbioru im zwierząt.

Głodzenie zwierząt gospodarskich należy do rzadkości, ponieważ nie jest logiczne, a właściciel nic na tym nie zyskuje. O wiele częściej ofiarami padają psy i koty, których nie da się zjeść i można otrzymać je za darmo. Zwierzęta hodowlane są drogie w zakupie i celem ich istnienia jest sprzedaż na mięso, bądź wykorzystanie na własny użytek. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś chciał kupić tak zagłodzoną świnię, ponieważ nie ma na niej mięsa. Celowe głodzenie zwierzęcia hodowanego na własny użytek też nie można uznać za rozsądne, ponieważ, abstrahując od kwestii etycznych, które są najważniejsze, jest to skrajnie nieefektywne.

Oznacza to, że do sytuacji głodzenia zwierząt przez rolnika dochodzi rzadko i w przeważającej ilości przypadków w sposób niezamierzony. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku 40 krów, które zostały zagłodzone, ponieważ ich właściciel miał depresję. Chociaż nie wiadomo jeszcze co było przyczyną zaniedbania zwierząt z Tomaszowa Mazowieckiego, pewnym jest, że organizacje prozwierzęce muszą mieć możliwość interwencji w sprawie zwierząt gospodarskich. Choroby psychiczne rolnika nie mogą być przyczyną, dla których może on znęcać się nad zwierzętami. 

Warto pamiętać, że takie organizacje prozwierzęce jak DIOZ nie mają zysku w odbiorze zwierząt gospodarskich, ponieważ ich nie sprzedają. Zwierzęta trafiają do zwierzęcego azylu, gdzie dożywają końca swoich dni. Z kolei krowy są zasuszane, by nie dawały mleka. Zatem takie zwierzęta stanowią tylko koszt. Organizacje nie mają interesu w tym, by zabierać zadbane zwierzęta, więc znakomita większość rolników może spać spokojnie.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas