Ustawa o zakazie odbioru zwierząt przez organizacje gotowa. RPO protestuje

Magdalena Mateja-Furmanik

We wtorek wicepremier i minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk oznajmił, że ustawa dotycząca zakazu odbioru rolnikom zwierząt jest gotowa i trafi do Sejmu w ciągu dwóch miesięcy. Ten fakt wzbudził zaniepokojenie rzecznika praw obywatelskich. Jego zdaniem organizacje społeczne nie powinny tracić możliwości odbioru zaniedbanych i katowanych zwierząt.

article cover
123RF/PICSEL

Zdaniem partii rządzącej, organizacje, które odbierają zwierzęta, robią to czasem z chęci zysku. Według ministra rolnictwa o interwencyjnym odbiorze zwierząt powinny decydować osoby posiadające legitymacje państwową. Zgodnie z wstępnymi planami, takie upoważnienie będzie wydawać Inspekcja Weterynaryjna.

Głos zabrały nie tylko organizacje społeczne takie jak Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt, które zajmują się odbiorem zaniedbanych zwierząt bez finansowego wsparcia państwa.

Swój niepokój wyraził również rzecznik praw obywatelskich (RPO) Marcin Wiącek.

Skąd organizacje społeczne mają pieniądze?

RPO zgadza się, że nowelizacja przepisów dotyczących odbioru zwierząt jest konieczna, nie uważa jednak, by powinna polegać na ograniczeniu praw organizacji. Jak pokazują dane, to właśnie one najczęściej i najsprawniej interweniują, chociaż mają ku temu najmniejsze środki. Wie o tym również Ministerstwo Sprawiedliwości, ponieważ w przygotowanym przez nie dokumencie "Ustawa o ochronie zwierząt - informator prawny dla praktyków" na stronie 30 czytamy: 

W zdecydowanej większości to upoważnieni przedstawiciele organizacji społecznych dokonują interwencyjnego odbioru zwierząt.

Jednocześnie są obarczone ogromnymi kosztami. W trakcie interwencji są odbierane zwierzęta często skrajnie zagłodzone, z nowotworami, uszkodzeniami kręgosłupa, świerzbem, niewykastrowane i nieszczepione. Koszty leczenia takich zwierząt są liczone w tysiącach złotych.       

Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt koszty leczenia i utrzymania powinien ponieść były właściciel. Jednak nawet Ministerstwo Sprawiedliwości przyznaje, że w praktyce, ten przepis nie jest egzekwowany. W dokumencie "Ustawa o ochronie zwierząt - informator prawny dla praktyków" czytamy:

Na tym polu przedstawiciele organizacji społecznych, którzy odbierają zwierzęta, napotykają wiele problemów. Coraz częstszą negatywną praktyką organów administracyjnych jest wstrzymywanie się z wydaniem decyzji kosztowej do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy karnej. Jest to postępowanie nieprawidłowe, postępowania karne niejednokrotnie trwają bowiem nawet kilka lat, a takie praktyki organów pozbawiają organizacje możliwości uzyskania środków na utrzymanie zwierzęcia, które często są bardzo wysokie i muszą być stale ponoszone.

W praktyce, organizacje utrzymują się z 1,5% oraz z darowizn. Wyleczone zwierzęta są później oddawane za darmo do domów, które chcą je adoptować. Trudno powiedzieć, na jakim etapie organizacja miałaby zarabiać na odbiorze katowanych zwierząt.

Zwierzę odebrane przez DIOZ.Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

O zarzutach ministra rolnictwa dosadnie wypowiada się Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt

W okresie przedwyborczym Prawo i Sprawiedliwość postanowiło walczyć z organizacjami ochrony zwierząt. Dlaczego? Bo rzekomo jesteśmy szkodnikiem polskiego rolnictwa. Dlaczego szkodnikiem? Bo odbieramy skrajnie zaniedbane, zagłodzone, konające zwierzęta najczęściej od rolników z gospodarstw rolnych, bo psy konające na łańcuchach nie są w blokach ale najczęściej na obszarach wiejskich. Jesteśmy szkodnikami bo odbieramy te zwierzęta, żeby zarobić. Drogi panie wicepremierze, który plecie takie głupoty, chciałem pana poinformować, że budżet wszystkich organizacji ochrony zwierząt w Polsce jest mniejszy niż te, które wyrzuciliście do śmietnika na wybory kopertowe – 70 mln zł. Wszystkie organizacje ochrony zwierząt razem wzięte tyle nie mają rocznie a wy jedną decyzją wyrzuciliście te pieniądze do kosza na śmieci, więc o jakim dorabianiu się pan mówi?

Uprawnienia organizacji społecznych

Organizacje społeczne, które w celach statutowych mają ochronę zwierząt, do tej pory otrzymywały specjalne uprawnienia takie jak możliwość ingerencji w prawo własności. Taka ingerencja jest konieczna, by móc odebrać zwierzę. W związku z tym organizacje mogły nie tylko dokonać konfiskacji zwierzęcia, ale również wejść na posesję czy przeciąć łańcuch.

Głos rzecznika praw obywatelskich

To właśnie ta możliwość interwencji wzbudziła niepokój. RPO zgadza się, że nowelizacja ustawy powinna wykluczać ryzyko nadużywania władzy przez organizacje prozwierzęce i zminimalizować "nadmierną i nieuzasadnioną ingerencję w ochronę prawa własności". Nie oznacza to jednak, że jego zdaniem organizacje społeczne powinny w ogóle stracić prawo do interwencji.  

Nieleczony pies z gnijącymi plecami odebrany przez DIOZ.Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierzątmateriały prasowe

Według Rzecznika nowelizacja powinna zagwarantować, że wyłącznie organizacje rzeczywiście zajmujące się ochroną zwierząt i posiadają ku temu środki finansowe dokonują interwencji. RPO sugeruje, że można wprowadzić publiczny rejestr organizacji, który obejmowałby wszystkie instytucje uprawnione do odbioru zwierzęcia i związanym z tym prawem do ingerencji w prawo własności. 

Co z organizacjami publicznymi?

Dlaczego prawa do odbioru zwierząt nie powinna mieć tylko policja, Inspekcja Weterynaryjna i inne organy państwowe? Jak wskazało samo Ministerstwo Sprawiedliwości w biuletynie "Ustawa o ochronie zwierząt - informator prawny dla praktyków" instytucje te w praktyce niewiele robią.

Od czasu ogłoszenia pomysłu ministerstwa rolnictwa, DIOZ sumiennie ilustruje poczynania organów państwowych, a raczej ich brak. W tym celu organizacja zaczęła przesyłać wszystkie zgłoszenia, jakie są do nich kierowane, do odpowiednich organów państwowych takich jak Inspekcja Weterynaryjna, prokuratura, policja czy samo Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. 

W ciągu tygodnia przesłali 300 takich zgłoszeń. Po tym okresie otrzymali telefon od Komendy Głównej Policji, że sparaliżowali ich system "i to tak nie może wyglądać" a prokuratura po prostu zablokowała możliwość otrzymywania maili od DIOZu. Z kolei Inspekcja Weterynaryjna rzeczywiście pojechała do jednego przypadku, ale w odpowiedzi stwierdziła, że nie znalazła żadnego zwierzęcia. Gdy DIOZ przyjechał na miejsce, okazało się, że pies nadal stoi przywiązany do budy. W związku z tym organizacja poddała w wątpliwość, czy kontrola przeprowadzona przez Inspekcję Weterynaryjną rzeczywiście się odbyła. 

Tak będą wyglądały teraz interwencje. Pojedzie tam jakiś urzędnik, rzuci okiem, stwierdzi, że się nic nie dzieje. Jak się "klient" nie będzie dopominał, to wszyscy będą to mieli w d*pie.
Konrad Kuźmiński, Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt

Z kolei Ministerstwo Rolnictwa zdaniem DIOZu odpisało, że nie będzie podejmowało żadnych działań i skoro zgłoszenie spływa do organizacji społecznej, to ona się powinna zająć problemem.  

Nikt sobie wcześniej nie zdawał sprawy ze skali tego zjawiska. My, jako organizacja, otrzymujemy dziennie od 20 do 50 takich zgłoszeń. Zanim nasze uprawnienia zostaną odebrane, chcemy sprawdzić, czy instytucje państwowe są wydolne. Okazuje się, że jest z tym problem.
Ekstremalne pływanie. Jak się pływa wewnątrz lodowca?Stowarzyszenie Program Czysta PolskaStowarzyszenie Program Czysta Polska
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas