Legendarny klimatolog ostrzega: Przekroczymy krytyczny próg wcześniej
James Hansen, jeden z najsłynniejszych klimatologów świata twierdzi, że już w tym roku Ziemia przekroczy kluczowy próg wzrostu temperatury na świecie 1,5 stopni Celsjusza. Taki wzrost miał, zgodnie z założeniami Porozumienia Paryskiego, nastąpić dopiero za dekadę.
James Hansen to prawdziwa klimatologiczna legenda. Były naukowiec NASA był jednym z pierwszych, który zaczął ostrzegać świat przed zmianami klimatycznymi. Już w latach 80. XX w. publicznie przestrzegał, że globalne ocieplenie wywołane emisjami gazów cieplarnianych doprowadzi do destabilizacji klimatu na całej planecie i zagrozi mieszkańcom ogromnych obszarów naszej planety.
W 1988 r. klimatolog złożył przed amerykańskim Senatem zeznania, które uznawane są za początek walki ze zmianami klimatu. "Globalne ocieplenie wpływa teraz na naszą planetę" oświadczył 36 lat temu. "Nadszedł czas, aby przestać tyle gadać i jasno powiedzieć, że istnieją dość mocne dowody na to, że mamy do czynienia z efektem cieplarnianym". Następnego ranka na pierwszej stronie "New York Timesa" ukazała się informacja: "Rozpoczęło się globalne ocieplenie".
Przestroga legendy jest wyraźna
Dziś Hansen jest przekonany, że nie zrobiliśmy dość, by zatrzymać ten proces. Naukowiec twierdzi, że już w tym roku globalne temperatury przekroczą historyczny próg. Będą średnio o ponad 1,5 stopni Celsjusza wyższe, niż średnia z czasów sprzed rewolucji przemysłowej. Ten próg został uznany przez sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego za kluczowy, bo powyżej tej temperatury konsekwencje zmian klimatycznych - w tym ekstremalne zjawiska pogodowe - staną się jeszcze poważniejsze. Większość naukowców prognozowała, że ludzkość osiągnie ten poziom w połowie lat 30. XX. wieku. Ograniczenie emisji CO2 miało sprawić, że następnie tempo ocieplania zacznie spadać, by po jakiś czasie temperatury znowu zaczęły spadać.
Hansen przewiduje jednak, że rosnące wciąż emisje ze spalania paliw kopalnych, w połączeniu ze skutkami naturalnego zjawiska klimatycznego El Nino sprawi, że do maja temperatura wzrośnie do aż 1,7 stopni Celsjusza powyżej poziomów przedindustrialnych.
To samo w sobie nie oznacza jeszcze porażki Porozumienia Paryskiego. Naukowcy twierdzą, że nie można uznać, że pułap 1,5 stopnia został przekroczony, dopóki powyżej tego limitu nie znajdą się średnie temperatury z kilku kolejnych lat. Zakładano dotąd, że nastąpi to za około 10 lat.
Zakład: 100 dolarów przeciw pączkowi
Hansen twierdzi jednak, że nawet po ustaniu El Niño, które zazwyczaj powoduje wzrost średniej globalnej temperatury, temperatura na Ziemi nie spadnie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza. Hansen twierdzi, że efekty emisji gazów cieplarnianych są wzmacniane przez inne zjawiska, takie jak topnienie lodowców. Jasna powierzchnia lodu odbija promieniowanie słoneczne, schładzając planetę. Po ich zniknięciu ciemna gleba będzie pochłaniać więcej promieniowania podczerwonego, napędzając ocieplanie klimatu.
"Wchodzimy właśnie w świat 1,5 stopnia Celsjusza" - powiedział Hansen Guardianowi. "Mogę się o to założyć, stawiając 100 dolarów przeciwko pączkowi. Jeśli znajdę frajera, który zgodzi się przyjąć zakład, będę miał darmowego pączka".
W biuletynie wydanym wraz z dwoma innymi badaczami klimatu Hansen stwierdza, że "pułap globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia został z praktycznego punktu widzenia przekroczony, ponieważ duża nierównowaga energii planetarnej gwarantuje, że globalna temperatura będzie nadal rosła". Nierównowaga bierze się z tego, że coraz więcej energii ze Słońca jest pochłaniana przez Ziemię, a coraz mniej jest odbijanej z powrotem w przestrzeń kosmiczną.
"Historia opowiadana przez ONZ to stek bzdur"
Hansen krytykuje jednoznacznie “oficjalne" prognozy klimatologiczne i atakuje Międzyrządowy Panel do spraw Zmian Klimatu (IPCC) - powołane przez ONZ ciało, które wystosowuje raporty i rekomendacje dotyczące procesu zmian klimatu. "Przekroczenie 1,5 stopni Celsjusza to znaczący kamień milowy, ponieważ pokazuje, że historia opowiadana przez Organizację Narodów Zjednoczonych za zgodą jej naukowego organu doradczego, IPCC, to stek bzdur" stwierdza. “Poziom 2 stopni Celsjusza miniemy w latach trzydziestych XXI wieku, jeśli nie podejmiemy celowych działań mających wpływ na bilans energetyczny planety".
W ciągu najbliższych dni agencje naukowe USA i Unii Europejskiej mają opublikować dane dotyczące średnich globalnych temperatur w ubiegłym roku. Większośc badaczy nie ma wątpliwości, że będzie z nich wynikać, że 2023 r. był zdecydowanie najgorętszym w historii. Prawdopodobnie średnia, całoroczna temperatura przekroczyła próg 1,5 stopni Celsjusza. Ten rok ma być jeszcze cieplejszy, bo El Niño, strefa gorącej wody na Oceanie Spokojnym pojawiająca się okresowo co kilka lat, zyskuje na intensywności.
Trwałe przekroczenie progu 1,5 stopni Celsjusza ma przełożyć się na głębsze i dłuższe fale upałów, niszczycielskie powodzie i inne klimatyczne katastrofy. Szczególnie dotknięte nimi mają być kraje rozwijające się oraz narody wyspiarskie narażone na konsekwencje podnoszenia się poziomów morza.
Nie wszyscy klimatolodzy podzielają to zdanie
Nie wszyscy klimatolodzy podzielają przekonanie Hansena, że próg ten został już trwale przekroczony. Zeke Hausfather, klimatolog z Uniwersytetu Berkeley, w rozmowie z “Guardianem" ostrożnie podchodzi do deklaracji kolegi. Stwierdza, że skutki La Niña, zjawiska odwrotnego w stosunku do El Nino, które co kilka lat nieco obniża globalne temperatury, mogą sprowadzić w najbliższych latach globalną temperaturą bliżej poziomu 1,4 stopnia powyżej poziomów przedindustrialnych. To jednak ostatni taki moment. Potem będzie tylko cieplej. “W dłuższej perspektywie tego rodzaju temperatury nie będą już obserwowane, ponieważ Ziemia będzie się ocieplać" stwierdza.
Obecne szacunki mówią, że przed końcem stulecia Ziemia ociepli się o co najmniej 2,5 stopni Celsjusza. Najczarniejsze prognozy mówią o wzroście temperatur o 4-5 stopni, choć opublikowane w tym roku badania wskazujące na szybki rozwój odnawialnych źródeł energii mówią, że tak intensywnego ocieplenia zapewne uda się nam uniknąć. Wszystko zależy jednak od tempa ograniczania emisji gazów cieplarnianych, która jak dotąd nadal rośnie. Podniesienie temperatury Ziemi o 2 stopnie oznaczać będzie, że do 2300 r. globalny poziom morza będzie o od 1,5 do 4 metrów wyższy, niż obecnie.