Jeszcze chwila, a trzeba będzie robić nowe mapy. Wystarczy jeden sztorm
Chociaż wzrost poziomu oceanów i mórz każdego roku nadal zdaje się być niewielki, to trzeba mieć go na oku. Jeśli przegapimy moment kulminacyjny, dojdzie do szeregu nieodwracalnych zmian. Będziemy musieli np. pożegnać się z częścią miast i miasteczek, które na zawsze znikną z map.
Naukowcy z Sea Level Change, agencji należącej do NASA, twierdzą, że przez ostatnie 30 lat poziom mórz i oceanów podniósł się o ok. 9 cm. Tylko tyle i aż tyle. Dane te są alarmujące.
Jak już informowaliśmy, zdaniem badaczy przyczyną tego stanu rzeczy są zmiany klimatu spowodowane działalnością człowieka, napędzane przez nadmiar gazów cieplarnianych, a skutki widoczne są na całym świecie. Wystarczy tylko spojrzeć na kurczącą się pokrywę lodową i lodowce.
Pokrywa lodowa Antarktydy doświadcza w ostatnich latach ponadprzeciętnego topnienia, a stabilność pokrywy lodowej Grenlandii - uważanej za główny czynnik wzrostu poziomu morza - znacznie spadła.
Poza tym jak się okazało lód Grenlandii jest znacznie bardziej wrażliwy na ocieplenie, niż wcześniej przewidywano. "Przeszłość Grenlandii, sugeruje, że przyszłość Ziemi będzie ciepła, wilgotna i w dużej mierze wolna od lodu, chyba że radykalnie obniżymy stężenie dwutlenku węgla w atmosferze" powiedział prof. Paul Bierman z University of Vermont.
Jakie są przyczyny?
Przyczyny podnoszącego się poziomu oceanów można podzielić na dwie grupy - globalne i lokalne. Wynika on z topniejących lodowców i polarnych pokryw lodowych, a także naturalnej ekspansji wody w miarę jej nagrzewania — oba te zjawiska są konsekwencją zmiany klimatu, a ta jest efektem spalaniem paliw kopalnych.
Istnieją dwa rodzaje wzrostu poziomu morza:
Globalny średni wzrost poziomu morza (znany również jako bezwzględna zmiana poziomu morza lub eustatyczna) to średni globalny poziom morza w porównaniu do stałego punktu, takiego jak środek Ziemi. To jest rodzaj wzrostu poziomu morza najbardziej związany ze zmianą klimatu.
Względna zmiana poziomu morza (znana również jako lokalna lub izostatyczna) opisuje wysokość powierzchni oceanu w porównaniu do określonego kawałka lądu. Wzrosty mogą być spowodowane podnoszeniem się wody z powodu dynamiki oceanu, ale może być również spowodowane opadaniem lądu.
Narodowa Agencja ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA) w swoim raporcie przedstawia możliwe scenariusze wzrostu poziomu mórz w oparciu o prognozę emisji gazów cieplarnianych. Naukowcy twierdzą, że średni globalny poziom mórz wzrośnie o prawie 0,28 m powyżej poziomu z 2000 r. do 2050 r. i 1 m do 2100 r. To wersja optymistyczna.
Jeśli nie podejmiemy działań w sprawie zmiany klimatu, to drugi scenariusz zakłada, że poziom mórz może wzrosnąć średnio o 2 metry do końca stulecia.
Zobacz również:
Temperatura wody szaleje
Średnie globalne temperatury oceanów w ubiegłym roku były o 0,25 stopnia Celsjusza wyższe niż w roku poprzednim - przekazał Gregory C. Johnson, oceanograf NOAA w rozmowie z CNN. Dodał, że wzrost ten "odpowiada ociepleniu trwającemu około dwudziestu lat w ciągu jednego roku. Jest więc dość duży, dość znaczący i nieco zaskakujący".
Niedawno donosiliśmy, że rosnąca temperatura wód spowodowała duże zagrożenie dla Wielkiej Rafy Koralowej, która jest największym żywym ekosystemem na całym świecie. W ciągu kilku ostatnich lat naukowcy zauważyli aż pięć letnich blaknięć korali.
Ciepło z mórz i oceanów to dosłownie woda na młyn dla huraganów i sztormów. Wysoka temperatura to energia, napędzająca burze. Te dzięki niej stają się silniejsze. Przypomnijmy - 90 proc. energii powstałej w wyniku spalania paliw kopalnych powodujących ogrzewanie Ziemi jest magazynowane w oceanach. Te zmiany dzieją się na naszych oczach.
Było i nie ma
Podczas gdy wiele obszarów zostanie dotkniętych wyższymi sztormowymi falami przypływowymi i dziennymi powodziami, niektóre obszary lądu zostaną trwale zalane lub zdegradowane przez wodę. Dla społeczności wyspiarskich, których domy wznoszą się zaledwie kilka metrów nad poziom morza, wzrost jego poziomu stanowi zagrożenie egzystencjalne.
Nie tak dawno informowaliśmy, że następny wyspiarski kraj walczy o przetrwanie. Są to mieszkańcy Tuvalu, malutkiej wyspy na Pacyfiku. Została ona zakwalifikowana jako jedna z najbardziej narażonych na zmiany klimatu wysp na świecie.
Przykładów takich jak Tuvalu jest coraz więcej. Również w Polsce. Jak powiedział w rozmowie z nami Grzegorz Walijewski z IMGW, "Kosa Helska może stać się Wyspami Helskimi. Okazuje się, że do 2200 r. może się zdarzyć przynajmniej jeden sztorm z falą tak wysoką, że przeleje się przez całą kosę helską, niszcząc ją i dzieląc na wyspy. Potwierdzają to badania i symulacje hydrologiczne".
Koszta idą w miliardy
W Stanach Zjednoczonych erozja wybrzeża jest już odpowiedzialna za straty w wysokości 500 mln dolarów rocznie. Wraz ze wzrostem poziomu morza, te liczby również wzrosną, ponieważ woda zacznie uszkadzać bardzo kosztowną infrastrukturę, taką jak oczyszczalnie ścieków i elektrownie. Jest prawie 300 obiektów energetycznych, które znajdują się w odległości zaledwie 4 stóp od obecnego poziomu przypływu.
Transport jest również narażony: sam region Gulf Coast ma 2400 mil dróg zagrożonych trwałym zalaniem.
Europa zapłaci za poziom mórz nawet 872 mld euro - tak wynika z raportu opublikowanego na początku tego roku na łamach "Scientific Reports". Straty w gotówce to jednak nie wszystko. Wyliczono także, że powodzie będą wiązać się także ze spadkiem PKB. Miejscami może to być nawet ponad 20 proc.
Źródła: Natural Resources Defense Council, World Economic Forum, Zielona Interia