Rzeź kotów w Nowej Zelandii. Porażające sceny nawet z dziećmi. Są protesty
"Piekło. To wyglądało jakby diabeł zażył amfetaminę" - opisuje nowozelandzki "The Guardian" to, co wydarzyło się na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii. W ramach zawodów wybito tam 340 kotów, a nagrody otrzymywali ci, którzy zastrzelili ich najwięcej. Zdjęcia są tak straszne, że nie możemy ich pokazać - setki kotów wiszą w pokocie na drągach, są obdzierane ze skóry, a wszystko z udziałem i przy obecności dzieci. Mieszkańcy bronią się, że realizują rządowy projekt Nowej Zelandii, który zakłada uwolnienie kraju od gatunków inwazyjnych.
Nowa Zelandia zaskoczyła świat swym niebywałym wręcz projektem zwanym "Predator Free 2050". Czegoś podobnego na taką skalę nikt dotąd nie opracował i nie próbował wprowadzić. W projekcie nowozelandzkiego planu czytamy: "Wiele naszych gatunków nie występuje nigdzie indziej na Ziemi, a izolacja czyni je podatnymi na ataki drapieżników, takich jak szczury, gronostaje i oposy. Uwolnienie Nowej Zelandii od drapieżników do 2050 r. pozwoli naszej rodzimej przyrodzie ponownie rozkwitnąć".
Inwazyjne drapieżniki muszą zniknąć z Nowej Zelandii
Projekt zakłada zatem wyeliminowanie w pierwszej kolejności inwazyjnych szczurów, gronostajów, łasic, fretek i tchórzy, zdziczałych kotów, jeży i oposów, czyli południowoamerykańskich torbaczy także przywleczonych na Nową Zelandię. Żaden z tych ssaków nie występuje tu naturalnie. Nie można ich utrzymać nawet w ograniczonym zakresie, gdyż szybko się rozmnożą. Wszystkie te ssaki łącznie z jeżami czy gronostajami mają zniknąć z Nowej Zelandii.
Pierwsze cztery etapy tego planu mają ruszyć w 2025 roku, pisaliśmy o nich obszernie w Zielonej Interii i można o nich przeczytać TUTAJ. To jednak, co wydarzyło się w North Canterbury na północy Wyspy Południowej chyba nikt nie przewidział.
Zdjęcia są zbyt drastyczne, abyśmy mogli je pokazać czytelnikom. Możemy je co najwyżej opisać. W pokocie na drągach wisi ponad 300 zabitych zdziczałych kotów. Mieszkańcy gromadzą się wokół, widać dzieci. Jedna z matek pokazuje nawet dziecku martwe koty. Wiadomo, że zwierzęta zostały zabite, zebrane, wypatroszone i obdarte ze skóry. Wszystko w ramach zawodów organizowanych w New Canterbury w północnej części Wyspy Południowej, także z udziałem dzieci.
Dzieci nie tylko patrzyły na koci pokot. Uczestniczyły w polowaniu. W jego efekcie ustrzelono 340 zdziczałych kotów, a najskuteczniejsi otrzymali nagrody. W ramach zawodów organizowana była także zbiórka na rzecz lokalnej szkoły, która ma umożliwić budowę basenu. W zawodach wzięło udział 1500 osób. Ocenia się, że ponad 400 było niepełnoletnich.
Mieszkańcy okolicy podkreślają, że zawody strzeleckie mają charakter cykliczny, a tegoroczne wpisały się w rządowy projekt uwolnienia Nowej Zelandii od inwazyjnych drapieżników, które pustoszą kraj i jego rodzimą faunę. Koty odgrywają tu kluczową rolę. Organizator wydarzenia Matt Bailey mówi w "The Guardian", że właśnie o to przecież chodzi w tym projekcie. Obecność dzieci skomentował stwierdzeniem, że dzieci w regionach wiejskich dorastają w środowisku, w którym zwierzęta są polowane, obdzierane ze skóry, przetwarzane i zjadane. "To zwykłe życie na wsi".
Zawody wywołały wielkie kontrowersje i sprzeciwy. Protestowały organizacje prozwierzęce, w tym The Animal Justice Party. Ich zdaniem, eliminowanie inwazyjnych drapieżników z Nowej Zelandii może się odbywać w inny, systemowy i humanitarny sposób. To, co wydarzyło się w New Canterbury takowym nie jest. Sceny zostały porównane do piekła i do dawnych czasów epoki wielorybnictwa, gdy całe rodziny mieszkańców Nowej Zelandii gromadziły się, by katować złowione wieloryby.
Nowa Zelandia wprowadza radykalne kroki
Lata izolacji Nowej Zelandii sprawiły, że wytworzyło się tu wiele endemitów, głównie ptasich. Nowa Zelandia jest bowiem niemal pozbawiona ssaków lądowych, nawet torbaczy typowych dla sąsiedniej Australii. Żyją tu jedynie dwa gatunki nietoperzy. Ich miejsce zaczęły zajmować ptaki, tworzące mnóstwo unikalnych form, także nielotnych. Przez miliony lat nie potrzebowały wszak lotu.
Nowa Zelandia jako państwo wyspiarskie zyskało izolowaną, unikalną faunę i jako państwo wyspiarskie chce teraz ją ochronić przed inwazją obcych gatunków, które docierały tu od czasów kolonizacji w XIX wieku. Ponieważ nie ma granic lądowych, uważa że to wykonalne. Już teraz Nowozelandczycy mają restrykcyjne przepisy graniczne. Każdy kto podróżował do tego kraju wie, że sprawdzają plecaki, torby, nawet to, co przynosi się w bieżniku butów. Tak, aby jak najmniej nowych obcych gatunków przedostawało się do kraju.